Całą noc szalała burza. Grad wielkości grochu walił w okna zamku, a wiatr
wył i wyrywał pomniejsze drzewa. Spadł też gęsty śnieg, co dla wielu
uczniów było dobrą nowiną. Od rana na błoniach toczyły się bitwy na
śnieżki, a niektórzy jeździli na łyżwach po jeziorze, które zdążyło
zamarznąć w ciągu jednej nocy.
Podczas śniadania, Hermiona dowiedziała się, że jedno z drzew poniesione wiatrem, uszkodziło poważnie Bijącą Wierzbę, zwalając się na nią. Szybko je jednak usunięto, a że żadnemu uczniowi nic się nie stało, wszyscy natychmiast zapomnieli o sprawie.
Wchodząc do Sali, w której odbywała się Obrona Przed Czarną Magią, dziewczyna była pełna obaw. Jak zachowa się Snape? Jak zachowa się Draco? A Harry i Ron? Przecież o niczym nie wiedzieli…Wczoraj ledwo wymigała się od odpowiedzi na ich dociekliwe pytania, ale wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała na nie odpowiedzieć, bez względu na konsekwencje.
Podczas śniadania, Hermiona dowiedziała się, że jedno z drzew poniesione wiatrem, uszkodziło poważnie Bijącą Wierzbę, zwalając się na nią. Szybko je jednak usunięto, a że żadnemu uczniowi nic się nie stało, wszyscy natychmiast zapomnieli o sprawie.
Wchodząc do Sali, w której odbywała się Obrona Przed Czarną Magią, dziewczyna była pełna obaw. Jak zachowa się Snape? Jak zachowa się Draco? A Harry i Ron? Przecież o niczym nie wiedzieli…Wczoraj ledwo wymigała się od odpowiedzi na ich dociekliwe pytania, ale wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała na nie odpowiedzieć, bez względu na konsekwencje.
Usiadła w ławce z Lavender i czekała aż Snape pojawi się w Sali. Kiedy w końcu zobaczyła go, wychodzącego z gabinetu na piętrze, wydawał się być w dobrym nastroju.
- Schowajcie podręczniki, nie będą wam dzisiaj potrzebne – powiedział, wyjmując różdżkę z kieszeni szaty – Zajmiemy się zaklęciami niewerbalnymi. Oczywiście wiecie co to są zaklęcia niewerbalne … Choć… -jego spojrzenie spoczęło na Crabbie i Goyle’u – Co do niektórych mam pewne wątpliwości. Może więc ktoś oświeci niedouczonych?
- No.. przy zaklęciach niewerbalnych nie używa się słów – powiedział Ron.
- Brawo, Weasley. Przy zaklęciach niewerbalnych nie używa się słów.
-Co daje przewagę, ponieważ przeciwnik nie wie, jakiego zaklęcia użyjemy. – wtrąciła Hermiona, zanim zdołała ugryźć się w język.
-Tak, panno Granger – Snape skinął sztywno głową, ale Hermiona uznała to za dobry znak. – Teraz podzielicie się na pary. Jedno z was atakuje, drugie odpiera atak. Niewerbalnie oczywiście.
Po chwili wszyscy stali ustawieni w dwa przeciwległe sobie rzędy i mierzyli w siebie różdżkami. Hermina była z siebie dumna – już po kilku minutach udało jej się odeprzeć atak Neville’a, ale Snape zdawał się tego nie zauważyć.
To chyba dla niego za wiele, przyznać Gryfonom punkty, pomyślała. Wystarczy, że musiał zgodzic się z moją definicją.
Zachichotała i nie odparła kolejnego ataku kolegi, czego skutkiem było to, że wybuchnęła śmiechem na całą klasę.
- Granger! – ryknął nauczyciel, podchodząc do niej. Neville stał z zakłopotaną i lekko zaniepokojoną miną i wpatrywał się w Hermionę. Ona, widząc Snape’a, tylko roześmiała się głośniej. Wiedziała, że jest pod wpływem zaklęcia, ale nie była w stanie nic zrobić. Każda rzecz czy osoba w klasie, powodowała kolejne salwy smiechu.
Mina Rona, który próbował zaatakować Harrego i wyglądał, jakby zjadł cały karton Q-py Bloku, wściekła mina Snape’a, który zaraz miał dostać jakiegoś ataku i tępe spojrzenie Draco, który patrzył na nią i najwyraźniej nie miał zielonego pojecia co się dzieje.
Z oczu pociekły jej łzy i usiadła na ziemi, bo czuła, że jeszcze chwila, a jak nic padłaby na twarz, kuląc się na podłodze.
- Finite! – ryknął Snape. Śmiech natychmiast ustał, a Hermiona wstała, ocierając łzy z oczu. Cała klasa na nią patrzyła – jedni śmiali się pod nosem, inni (głównie Ślizgoni|) byli poirytowani.
- Granger, powiesz mi, co to miało być?
- Ja… przepraszam, nie udało mi się odeprzeć ataku Neville’a. – bąknęła i spłonęła rumieńcem, ponieważ dotarło do niej co właśnie się stało. Spojrzała w bok i zobaczyła Draco, który chichotał. Snake niestety to zauważył i nie omieszkał skomentować.
- Może gdybyś nie wpatrywała się w Malfoya jak w obrazek, to by ci się udało.
Tu i ówdzie rozległy się śmiechy, Pansy warknęła, a Harry i Ron spojrzeli po sobie.
- Czy wy nie macie przypadkiem czegoś do roboty? – spytał mężczyzna, zwracając się do reszty klasy. Wszyscy jak na komendę unieśli różdżki i kontynuowali zadanie, a Hermiona poszła za ich przykładem, tym razem odpierając każdy atak Neville’a.
- Schowajcie podręczniki, nie będą wam dzisiaj potrzebne – powiedział, wyjmując różdżkę z kieszeni szaty – Zajmiemy się zaklęciami niewerbalnymi. Oczywiście wiecie co to są zaklęcia niewerbalne … Choć… -jego spojrzenie spoczęło na Crabbie i Goyle’u – Co do niektórych mam pewne wątpliwości. Może więc ktoś oświeci niedouczonych?
- No.. przy zaklęciach niewerbalnych nie używa się słów – powiedział Ron.
- Brawo, Weasley. Przy zaklęciach niewerbalnych nie używa się słów.
-Co daje przewagę, ponieważ przeciwnik nie wie, jakiego zaklęcia użyjemy. – wtrąciła Hermiona, zanim zdołała ugryźć się w język.
-Tak, panno Granger – Snape skinął sztywno głową, ale Hermiona uznała to za dobry znak. – Teraz podzielicie się na pary. Jedno z was atakuje, drugie odpiera atak. Niewerbalnie oczywiście.
Po chwili wszyscy stali ustawieni w dwa przeciwległe sobie rzędy i mierzyli w siebie różdżkami. Hermina była z siebie dumna – już po kilku minutach udało jej się odeprzeć atak Neville’a, ale Snape zdawał się tego nie zauważyć.
To chyba dla niego za wiele, przyznać Gryfonom punkty, pomyślała. Wystarczy, że musiał zgodzic się z moją definicją.
Zachichotała i nie odparła kolejnego ataku kolegi, czego skutkiem było to, że wybuchnęła śmiechem na całą klasę.
- Granger! – ryknął nauczyciel, podchodząc do niej. Neville stał z zakłopotaną i lekko zaniepokojoną miną i wpatrywał się w Hermionę. Ona, widząc Snape’a, tylko roześmiała się głośniej. Wiedziała, że jest pod wpływem zaklęcia, ale nie była w stanie nic zrobić. Każda rzecz czy osoba w klasie, powodowała kolejne salwy smiechu.
Mina Rona, który próbował zaatakować Harrego i wyglądał, jakby zjadł cały karton Q-py Bloku, wściekła mina Snape’a, który zaraz miał dostać jakiegoś ataku i tępe spojrzenie Draco, który patrzył na nią i najwyraźniej nie miał zielonego pojecia co się dzieje.
Z oczu pociekły jej łzy i usiadła na ziemi, bo czuła, że jeszcze chwila, a jak nic padłaby na twarz, kuląc się na podłodze.
- Finite! – ryknął Snape. Śmiech natychmiast ustał, a Hermiona wstała, ocierając łzy z oczu. Cała klasa na nią patrzyła – jedni śmiali się pod nosem, inni (głównie Ślizgoni|) byli poirytowani.
- Granger, powiesz mi, co to miało być?
- Ja… przepraszam, nie udało mi się odeprzeć ataku Neville’a. – bąknęła i spłonęła rumieńcem, ponieważ dotarło do niej co właśnie się stało. Spojrzała w bok i zobaczyła Draco, który chichotał. Snake niestety to zauważył i nie omieszkał skomentować.
- Może gdybyś nie wpatrywała się w Malfoya jak w obrazek, to by ci się udało.
Tu i ówdzie rozległy się śmiechy, Pansy warknęła, a Harry i Ron spojrzeli po sobie.
- Czy wy nie macie przypadkiem czegoś do roboty? – spytał mężczyzna, zwracając się do reszty klasy. Wszyscy jak na komendę unieśli różdżki i kontynuowali zadanie, a Hermiona poszła za ich przykładem, tym razem odpierając każdy atak Neville’a.
* * *
- Hej, uwa…
- Za dziesięć minut, pod Pokojem Życzeń. – usłyszała za uchem głos Draco. Dostrzegł spojrzenie Zabiniego i warknął – Zjeżdżaj, Granger!
Dziewczyna uniosła brwi, ale zaraz tylko wzruszyła ramionami. Poszła do Wieży Gryffindoru, odłożyła torbę z książkami i zdjęła szatę. Według planu, miała teraz godzinę wolnego przed Starożytnymi Runami. Uśmiechnęła się na myśl, że ma ją spędzić z Malfoyem. To mogło być bardzo ciekawe doświadczenie. Nie miała pojęcia skąd propozycja spotkania z jego strony, ale miała nadzieję, że nie chce zamknąć jej w tym pokoju i torturować. Jednak z każdą następną sekundą, była o tym coraz bardziej przekonana.
Kiedy dotarła na siódme piętro, Draco już na nią czekał. Upewniła się, że na korytarzu nie ma nikogo prócz nich i podeszła do chłopaka.
- O co ci chodzi? – spytała ostrym tonem, teraz już stuprocentowo pewna, że zachowanie Ślizgona nie wróży nic dobrego. Chłopak wyglądał na nieco zaskoczonego jej wrogim zachowaniem, ale szybko jej odpowiedział.
- Musi o coś chodzić?
- W twoim przypadku, owszem.
- Co cię ugryzło? – spytał
- Mnie? To ty chciałeś się ze mną spotkać, Malfoy – warknęła – ze szlamą.
- A pomyśleć, że jeszcze wczoraj mówiłaś do mnie po imieniu – westchnął teatralnie – No cóż. Widać szlamy, mają dziś bardzo zły humor. A na Obronie jakoś ci dopisywał. – zauważył
- Po co mnie tu ściągnąłeś? – zmieniła temat Hermiona, nieco spuszczając z tonu. W odpowiedzi chłopak tylko wyciągnął rękę, a ona popatrzyła na nią ze zdziwieniem.
-Przecież cię nie pogryzę – parsknął – Nie jestem Greyback. – Spojrzała na niego z przerażeniem, a on tylko wywrócił oczami. Ujęła jednak jego dłoń, żeby nie pomyślał, że się go boi. Chociaż nie. Zrobiła to, bo chciała zobaczyć, czy dreszcze, które czuła wczoraj dotykając jego skóry, pojawią się i tym razem. I faktycznie, pojawiły się. Gdy tylko ich dłonie złączyły się, dziewczyna poczuła, jakby całe jej ciało poraził prąd, z tą różnicą, że to było przyjemne.
- Widzisz? Nadal żyjesz – uśmiechnął się krzywo i pobladł, jakby zrobiło mu się niedobrze na myśl, że jej dotknął.
- Co teraz? Spytała
- Teraz? To zależy od tego, gdzie chcemy być.
- Wszystko mi jedno – palnęła bez zastanowienia, a potem gorzko tego pożałowała. Draco spojrzał na nią takim wzrokiem… jakby wyczytywał właśnie z jej myśli wszystkie te wstydliwe rzeczy, które o nim myślała. W pewnej chwili przyszło jej do głowy, że może faktycznie tak jest, więc ponagliła go. – Wymyśl coś.
Zamyślił się na chwilę, a po chwili w ścianie ukazały się drzwi. Pchnął je i ich oczom ukazał się … pokój Hermiony. Jej własny pokój, przy Alei Magnoliowej w Londynie. Wyglądał dokładnie tak, jak go zostawiła przed wyjazdem na King’s Cross pierwszego września. Poczuła dziwne zawstydzenie, na myśl, że Draco Malfoy będzie oglądał jej zwykły mugolski pokój, zawalony zwykłymi mugolskimi rzeczami i stertami książek.
Przestąpili próg i rozejrzeli się dookoła. Błękitne ściany pokrywały dziesiątki zdjęć. Jej rodziców, Ginny, Harrego, Rona, grupowe zdjęcie Weasleyów, jej babci, a także jedno wszystkich członków utworzonej w zeszłym roku Gwardii Dumbledore’a. Draco bez skrępowania zamknął za sobą drzwi i przyjrzał się każdemu calowi niewielkiego pomieszczenia.
- Niesamowite – powiedział – Pomyślałem sobie, że chciałbym być w twoim ulubionym miejscu i … nagle jestem tu.
- A czego się spodziewałeś? Biblioteki? – Hermiona usiadła na łóżku i odruchowo poprwiła fiołkową narzutę.
- Szczerze mówiąc? Tak – zaśmiał się.
- Bardzo zabawne.
- Ładnie tu – stwierdził. Nie usiadł na łóżku, koło niej, tylko podszedł do ściany i dokładnie lustrował wzrokiem każde zdjecie.
- Co to? – spytał, wskazując zdjęcie Weasley’ów.
- Nora. To znaczy, dom Rona i Ginny – wyjaśniła z obawą, że chłopak zaraz zacznie szydzić z jej przyjaciół. – Jeździmy tam z Harrym co wakacje.
- A kto to? – wskazał na Fleur, nie komentując domu Weasley’ów, na co Hermiona odetchnęła z ulgą. Dziewczyna na zdjęciu machała do niego wesoło, co jakiś czas całując policzek Billa, który stał obok niej.
- To Fleur Delacour – Hermiona wstała, aby lepiej widzieć reakcję Draco – Pamiętasz, brała udział w Turnieju Trójmagicznym, jest pół wilą – o dziwo, chłopak skrzywił się – Jest narzeczoną Billa, w lipcu ślub – dodała, wskazując na chłopaka obok.
- Ach.
Ach? Tylko tyle? Ach?
Spojrzał dalej. Wpatrywał się w zdjęcie Harry’ego i Rona, które zostało zrobione tuż po wykonaniu przez Harry’ego pierwszego zadania Turnieju Magicznego. Podczas imprezy w pokoju wspólnym, Harry upuszczał złote jajo wprost na głowę siedzącego w fotelu Rona. Harry wybuchał śmiechem i uciekał, a Ron wył w niebogłosy z bólu. Później Draco przeniósł wzrok na zdjęcie jej rodziców, obejmujących się w parku. Nie była to ruchoma fotografia – została zrobiona zwykłym aparatem cyfrowym ojca Hermiony.
- To moi rodzice – wyjaśniła.
- Podobni – stwierdził, nie mówiąc nic na temat szlam i tym podobnych. – Dlaczego zdjęcie się nie rusza? – odwrócił się do niej.
- Wasze zdjęcia, to znaczy zdjęcia czarodziejów, są wywoływane w specjalnym eliksirze. Nam jugolom, muszą wystarczyć zwykłe, zastygłe w ruchu postacie – powiedziała z lekkim poirytowanie, nieznanego pochodzenia.
- Przecież ty jesteś czarownicą – zauważył.
- Nie wierzę, że to powiedziałeś. – pokręciła głową. – Ale wiesz o co mi chodziło.
Z powrotem usiadła na łóżku, a Draco obok niej, z wyraźnym dystansem. Zwróciła uwagę na to jak jest ubrany. Miał na sobie zwykłe czarne spodnie i białą koszulę, rozpiętą pod szyją. Hermina musiała to przyznać – wyglądał naprawdę pociągająco. Nie mogła sobie niestety zaprzątać tym głowy, bo były kwestie ważniejsze, niż jego wygląd.
- Draco ? – zaczęła
- Znów jestem Draco? – zdziwił się, na co dziewczyna uśmiechnęła się mimowolnie.
- Tak, tak myślę. Wiesz…
- Hm?
- Zastanawia mnie twoje zachowanie. To znaczy, nie bardzo cię rozumiem – wyznała.
Nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko w ścianę, a Hermiona mogła zobaczyć jak napina mięśnie szczęki.
Co miał jej powiedzieć? Że sam nie wie o co mu chodzi? Że sam siebie nie rozumie? Że przez ta całą sprawę z Voldemortem, zaczął postrzegać ją w inny sposób? Że nie jest już tylko brudną szlamą, tylko dziewczyną, która udowodniła, że pomimo tych wszystkich dzielących ich rzeczy i osób, może na niej polegać?
- Uwierzysz, jak ci powiem, że sam tego nie rozumiem? – odparł, nadal nie patrząc w jej stronę. Jesteś… sam nie wiem. – pokręcił głową.
- Ale nie zamierzasz… no wiesz. Torturować mnie? – spytała z przestrachem, ale Draco tylko wybuchnął śmiechem.
- To dlatego byłaś taka najeżona!
- To nie jest śmieszne – fuknęła
- Naprawdę myślisz, że ściągnąłem cię tu, żeby cię torturować?
- Jeśli nie po to, to po co ?
- Może chciałem cię poznać? No wiesz, zacieśnić więzi i takie tam. – tym razem to ona zaczęła się śmiać.
- No dobra, a tak serio ? – spytała
- To było serio – wywrócił oczami – Ale nie myśl, że przez te … - pomachał rękami – wszystkie dziwne rzeczy, do których między nami doszło, stałem się dobrym chłopcem, takim jak Potter.
A szkoda, pomyślała Hermiona, zaciskając usta.
- Co jak co, ale Harry na pewno nie jest ‘grzecznym chłopcem’. Podejrzewam, a nawet jestem pewna, że złamał szkolny regulamin więcej razy niż ty. – odparła.
- A ty razem z nim. Ale gdybyś nie zauważyła, wy to robiliście ‘dla większego dobra’.
Hermina zastanowiła się nad jego słowami i spróbowała przypomnieć sobie jakąś wspólną eskapadę z Harrym i Ronem, która nie miała nic wspólnego z ratowaniem świata czarodziejów przed Voldemortem, bądź uwalnianiem zbiegów z Azkabanu, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Ale… chwila, chwila.
- Mam! – wykrzyknęła z Nienacka, aż Draco podskoczył na łóżku – W pierwszej klasie, wymknęliśmy się w nocy na pojedynek z tobą!
- Taaak, pamiętam. – przyznał – Podpuściłem was. Ale okej – ten jeden raz, złamaliście zasady, bez szlachetnych pobudek.
- Och, przestań się czepiać. Gdyby nie te nocne eskapady, Voldemort powrócił by już pięć lat temu, a Syriusz by nie żył.
- Przecież nie żyje. – zauważył chłopak.
- Aleś ty delikatny, nie ma co! – warknęła. Śmierć Syriusza bardzo ją bolała, nie tylko dlatego, że był dobrym i odważnym człowiekiem, ale też dlatego, że był jedyną kochającą Harrego rodziną…
- A, no tak. Zapomniałem – mruknął, ale nie wyglądał jakby było mu przykro, mimo, że Syriusz był jego daleką rodziną. Zauważył jej zaciętą minę i pokręcił głową.
- Okej, przepraszam, nie chciałem cię urazić.
On naprawdę to powiedział, czy tylko mi się zdawało?, pomyślała Hermiona. Oczywiście było to bardzo wymuszone, ale jakiekolwiek ‘przepraszam’ padające z ust Malfoya brzmiało jakby na świat miała zaraz przyjść jakaś zagłada.
- Nie ma sprawy - odpowiedziała
- Więc? Opowiedz mi o tym , jak zorientowałaś się, że jesteś czarownicą. – W głowie Hermiony natychmiast pojawiły się przeróżne obrazy.
- Hm… byłam kiedyś w bibliotece… - Draco parsknął śmiechem – Co?
- Nic, nic, mów dalej.
- No więc, byłam w bibliotece i strasznie chciałam wypożyczyć jedną książkę, ale bibliotekarka powiedziała mi, że jestem na nią za młoda – skrzywiła się – No więc wyszłam wściekła i ciągle myślałam o tej książce, strasznie mi na niej zależało… i nagle usłyszałam świst powietrza i zobaczyłam, jak książka tak po prostu do mnie leci. Złapałam ją i uciekłam.
- I tak o, pomyślałaś sobie „jestem czarownicą”? – zdziwił się.
- Zawsze wiedziałam, że coś ze mną nie tak. – odpowiedziała mu z uśmiechem. Nie chciała otwierać się przed nim i opowiadać mu dokładnie jak to wszystko było.
- Wiem, zauważyłem.
- A jak było z tobą? – chłopak popatrzył na nią z politowaniem.
- Wybacz, głupie pytanie. Wiesz… - powiedziała – myślę, że wcale nie jesteś taki zły.
- Dzięki, Granger, wielkie dzięki. – zaśmiał się. – A co, jeśli robię to wszystko tylko po to, żeby zdobyć twoje zaufanie i dostać się do Pottera? Może to część mojego zadania. Myślisz, że zadaję się z tobą bez konkretnego powodu? – kiedy to mówił, ton jego głosu zmienił się. Stał się poważny i znów pojawiła się w nim nutka tak dobrze znanej Hermionie ironii.Wystraszyła się nie na żarty. Szybkim ruchem wyjęła różdżkę, i podrywając się na nogi, wycelowała ją w Ślizgona. On zrobił to samo.
mniejszych literek się nie dało?
OdpowiedzUsuńwłaśnie mogłaś dać jeszcze mniejsze !!! ale opowiadanie bardzo fajne
OdpowiedzUsuń~tak wiem że pisze komentarz pod wpisem z prawie roku :)