poniedziałek, 30 lipca 2012

Rozdział 21

Kilka dni po Nowym Roku, Hermiona stala przed kominkiem w salonie swojego
domu i żegnala się z rodzicami.
Ponieważ Ministerstwo zorganizowało połączenie szkoły z siecia Fiuu, uczniowie
mogli bezpiecznie dotrzeć do Hogwartu.
- Trzymaj się Hermiono. - powiedziała matka dziewczyny i cmoknęła ją w policzek.
- Ty też mamo.
Pan Granger objął córkę i życzył powodzenia, po czym dziewczyna weszła do
kominka.
- Ach, i pamietaj. Kimkolwiek jest ten chłopak, przez którego jesteś taka
smutna, wierz mi że nie jest tego wart - dodała brązowowłosa kobieta
usmiechajac się cieplo.
Och mamo, gdyby to było takie proste, pomyslala Hermiona.
Wiedziała, że jej matka coś podejrzewa, bo od samego przyjazdu do domu 
przyglądała jej się zatroskanym wzrokiem, ale nie sądziła, że powie cokolwiek na ten temat.
Uśmiechnęła się do swojej rodzicielki i nie tracąc czasu, krzyknęła "Hogwart!"
Zaczęła wirować wokół własnej osi, przed oczami migały jej różne
pomieszczenia, aż w końcu wylądowała w kominku w gabinecie Profesor
McGonagall.
- Witam, panno Granger. - odezwała się kobieta i wróciła do swoich
poprzednich zajęć.
- Dzień dobry, pani profesor - odpowiedziała i czym prędzej wyszła z gabinetu, nie chcąc
zabrudzić podłogi popiołem.
Od razu skierowała się do portretu Grubej Damy, mijając po drodze znajomych. 
Weszła do Pokoju Wspólnego, gdzie była już spora grupa uczniów.
- Witaj Hermiono - Neville powitał ją uśmiechem.
- Cześć, Neville - Hermiona odwdzięczyła mu się tym samym - Widziałeś ...
Nie zdazyla dokończyć zdania, kiedy za plecami usłyszala głos Ginny.
- Hermiono!
- Ginny! Rany, ale się stęskniłam! - rzuciła się przyjaciółce w ramiona.
- Och, ja też! Mam ci tyle do opowiedzenia!
Razem weszły do sypialni gdzie czekały na nie ich kufry i nie rozbierając się z płaszczy usiadly na lóżku.
- Jak tam Draco? - spytala Ginny,jak zwykle przechodząc do sendna sprawy bez zbędnych ceregieli.
Hermiona, która nie chciała wdawać się za bardzo w ten temat, postanowiła
udawać, że było i minęło.
- Daj spokój. Nie wiem co mnie wtedy napadało. Malfoy, serio? Chyba
oszalałam.
- Przeciez sama mówiłaś... Zakochałaś się... - ruda kompeltnie nie
wiedziała o co chodzi.
- Właśnie mówię, musiałam oszaleć! Nic do niego nie czuję, nie wiem co
sobie uroiłam. Może ten kretyn dolał mi do czegoś Amortencję? Kompletny
idiota. - zakończyła kręcąc głową z udawanym oburzeniem.
Ginny zmrużyła swoje bystre oczy, ale po chwili tylko skinęła głową.
- A co tam u ciebie?
- Harry, Ron i ja dużo rozmawialiśmy o tobie i tym ptasim móżdżku.
Postanowili, że pogadają z tobą po powrocie, ale myśle, że jeśli
sprzedasz im tę samą bajeczkę co mi, problemu nie będzie.
- Jaka bajeczkę? - Hermionie nagle zrobiło się gorąco.
- Wiesz dobrze, że nie umiesz kłamać. Ja się na to nie nabiorę, ale oni
pewnie tak.
- Ginny, ja..
- Posłuchaj. Mów co chcesz, ja wiem swoje. Możesz sobie wmawiać, proszę
bardzo. A teraz idź do nich i z nimi pogadaj, zdaje się że już wrócili.
Ginny wstała i wahając się chwilę, wyszła z dormitorium, zostawiajac Hermione samą.
Po chwili jednak ona też wyszła i dopadła Harrego i Rona, kiedy wchodzili
właśnie przez dziurę pod portretem.

Rozmowa przebiegła spokojnie.
Hermiona powiedziala im oczywiście to samo co Ginny, ale niestety oni też wyczuli kłamstwo.
- Znam cie lepiej niż siebie Hermiono - powiedzial Harry spokojnym tonem, nie zważając na Rona, 
który co jakiś czas prychał pogardliwie.
- Gdyby to była Amortnecja, latałbyś za nim non stop i ślinila się z nim
na każdej przerwie, a nie skrzętnie ukrywała to przed nami, by później
przyznać się do wszystkiego że łzami w oczach.
- Harry...
- Nie przerywaj. Wierz mi, że rozumiem twoje położenie, wiem że jak
wpadłaś, to wpadłaś, ale musisz zrozumieć, że będąc z Malfoyem,
automatycznie ja i Ron nie możemy ci ufać. Nie możemy mieć pewności, że nie
wygadasz mu się, choćby przypadkiem, o wszystkim o czym rozmawiamy między
sobą. Przykro mi.
- Ale ja nie jestem z Malfoy'em - przerwała dziewczyna - I nigdy nie będę. 
To chyba oczywiste, że wy jesteście dla mnie najważniejsi - powiedziala
glośno i wyraźnie.
- Slucham? Jak to nie... - zdziwił się Ron, który - nie licząc pomrukiwań - odezwał się po raz pierwszy.
- Mam gdzieś tego durnego cepa, który pewnie i tak potraktowałby mnie jak
swoją kolejną zabawkę. Wiem co się dla mnie liczy. Wy się liczycie. I
nikt inny. - te słowa z trudem przeszły jej przez gardło, ale wiedziała,
że nawet gdyby przyjaciele nie mieli nic przeciwko jej relacji ze
Ślizgonem, on na pewno nie traktował by jej na poważnie.
Po tych słowach, Harry pochwycił Hermionę w ramiona i zaczął ściskać.
- Miona, jak dobrze że wróciłaś! - powiedział - Już się bałem, że nas
zostawisz dla tego tlenionego półgłówka.
- Coś ty - odpowiedziała udając wesoły ton i przytulając Rona - to w końcu tylko Malfoy.
                            
                                                                   * * *


Dwóch Ślizgonów wchodziło właśnie do Wielkiej Sali, w której panowało
ogólne poruszenie.
Uczniowie przekrzykiwali się i rozmawiali o czymś bardzo podekscytowani.
 Draco i Blaise usiedli przy stole Slytherinu i zapytali Pansy o co chodzi.
- Wywiesili ogłoszenie o kursie teleportacji. Szóstoklasiści jakby dostali
świra. - wywróciła oczami, po czym włożyła do ust kawałek kiełbaski.
Więc o to chodzi, pomyślał Draco lekko zawiedziony. Wcześniej myślał, że może
Snape'a wywalili że szkoły, dlatego wszyscy się tak cieszą.
Ale nie. Tłustowłosy siedział jak zwykle na swoim miejscu przy stole
nauczycielskim i z grobową mina świdrował wzrokiem blondyna.
Draco odwrocił wzrok i dostrzegł Hermionę siedzącą przy stole Gryffindoru
razem z resztą Wybawicieli. Śmiali się w najlepsze, choć dziewczyna
wydawala się być w gorszym nastroju niż reszta jej przyjaciół.
 Weasley obejmuje PsychoLunę w pasie, a Potter mizdrzy się do Rudej Zołzy,
pomyślał. Tylko Granger jest sama, to pewnie dlatego jest jakaś taka przybita.
I nagle w głowie chłopaka pojawił się bardzo dziwny i irracjonalny obraz.
Ta sama scena, na którą teraz patrzyl, z jedną mała różnicą.
Granger nie była sama - Draco siedział obok niej i pieszczotliwie mierzwił jej włosy.
Mimo, że przez ułamek sekundy poczuł nieprzyjemne ukłucie, na myśl, że
tak nigdy nie będzie, za chwile potrząsnął głową i wzdrygnął się w geście
obrzydzenia.
W Nowy Rok coś sobie obiecał i chciał tej obietnicy dotrzymać. Nie mial teraz ani sily ani czasu na zajmowanie się Gryfonką.
Nałożył sobie tosty i wciągnął Blaise'a w rozmowę o Quidditchu, jednak do
jego myśli wciąż wkradały się ułamki wspomnień.
         
                                                                         * * *

 Pierwszą lekcją po świętach, były zaklęcia, które Gryfoni ( ku
 rozczarowaniu Hermiony ) mieli razem że Ślizgonami.
Z poczatku lekcji wszystko było dobrze. Draco ani razu nie podszedl do
Hermiony, nie wysłał żadnego liściku, nie odezwał się. Naprawdę to Hermionę ucieszyło
i nastawiła się, że tak będzie już cały czas, jednak myliła się.
Kiedy profesor Flictwick rozdał im płachty materiału z rożnorakimi
plamami i kazał ćwiczyć zaklęcie czyszczące, Draco rzucił swoją pierwszą
kaśliwą uwagę.
- No, Wieprzlej, lepiej dobrze się naucz tego zaklęcia. Zauważyłem, że
pełno wokół ciebie SZLAMU. Zrób coś z tym, bo zasyfi niedługo cala
szkole.
Ron od razu zareagował. Wyciągnął różdżkę i wymierzył ja w Ślizgona.
- Odszczekaj to Malfoy, albo zaraz .. Zaraz..
- Co, nie wiesz co powiedzieć? Czy wreszcie zrozumiałeś że mam rację? - prychnął. 
Wydawał się być rozbawiony zachowaniem Rona.
Flictwick, ktory byl zajęty rozdawaniem uczniom materiałów, zupełnie nie
zwrócił uwagi na tę wymianę zdań.
Hermiona za to poczuła się ugodzona do żywego. Było jej przykro, że po
tym wszystkim co się stało, on nadal traktuje ją w ten sposób, jednak nie
zamierzała pzostać mu dłużna.
- Wiesz, - odezwała się - myślę, że jeżeli mamy pozbywać się szlam,
można by poprosić o pomoc twojego ojca.
Draco zrobił glupkowatą mine, nie mając pojęcia do czego dziewczyna
zmierza.
- Ach, w końcu on wie o tym dość sporo. Mało to się ich natorturował i
pomordował w służbie dla Voldemorta? - warknęła podchodząc bliżej niego i
Rona, który nadal trzymał różdżkę wysoko w górze.
Na słowa Hermiony, Draco poderwał się z miejsca na którym siedział i też
podszedł bliżej. Teraz patrzyła na nich cała klasa, wybałuszając oczy ze zdziwienia.
Draco nie zwrócił uwagi na zszokowane miny innych uczniów, ani na to, że
nauczyciel właśnie wyszedł na chwile do swojego kantorka, po dodtakowe
materialy.
- Wpisać cię na listę? Chętnie popatrzyłbym na to jak skręcasz się z bólu
we własnej krwi. - warknął cicho, wiec słyszała to tylko Hermiona, Ron i
Harry.
- Levicorpus! - krzyknęła dziewczyna dobywając różdżki z kieszeni szaty.
Blondyn nie mógł zareagować. Już po chwili wisiał głową w dół, wyśmiewany
przez Gryfonów.
Harry, Ron i Neville wymierzyli różdżki w Ślizgonów, którzy chcieli rzucic
się na pomoc Draconowi.
- I co teraz? - szepnęła Hermiona stojąc na wprost niego i uśmiechając się
słodko. - Szamotaj się, jak chcesz - dodała widząc, że chłopak próbuje
jakoś wrócić do normalnej pozycji.
- Do miłego, Dracusiu - warknęła na koniec, bo zauważyła kątem oka, że
drzwi profesorskiego kantorka się uchylają, a potem machnęła różdżką i
Draco spadł z łoskotem na kamienną posadzkę.
Przyjaciele Hermiony widzac nauczyciela też opuścili różdżki i udali, że
głęboko skupiają się na niewerbalnym ćwiczeniu zaklęcia czyszczącego.
Flictwick  nie zauważył całego zajscia, za co Hermiona w duchu
dziekowała Bogu. Ślizgoni również nic nie mowili, ale za to Draco posłał
jej najbardziej przerażające spojrzenie, jakie kiedykolwiek widziala.
Odwrocila wiec szybko wzrok i pozbyla się szybko kilku plam na tkaninie, wiedząc już, 
że za to co zrobiła, chłopak nie da jej spokoju.


wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 20

ogarnęłam się i dodaję nastepny rozdział, mam nadzieję, że się Wam spodoba. Nie wiem czemu, ale to jeden z moich ulubionych : )








Dwudziestego piątego grudnia, jeszcze przed świtem, Hermiona wstała z łóżka i zeszła do ogrodu, aby zaczerpnąć świeżego powietrza.
Na dworze było zimno, nawet puchowa kurtka nie mogła osłonić dziewczyny przed mrozem - śnieg padał całą noc, a lodowaty wiatr smagał jej twarz.
Zgarnęła biały puch z jednej z ławek ustawionych pod drzewem i usiadła, możlwie na najmniej mokrym kawałku drewna. Przy każdym oddechu z jej ust wydobywała się para, a jej nogi trzęsły się jakby rzucono na nie zaklęcie Galaretowatych Nóg.
Siedząc tak, Hermiona po raz kolejny wróciła pamięcią do wydarzeń z przed kilku dni.


Następnego dnia, po przyjęciu u Slughorna, Hermiona z samego rana spakowała kufer, wsadziła krzywołapa do klatki i jak najszybciej udała się do Sali Wejściowej, gdzie uczniowie mający wrócić na święta do domu, zbierali się do wyjścia.
Choć na dworze nie było bardzo zimno, założyła kaptur na głowę, a twarz zasoniła szalikiem - wszystko po to, aby Draco przypadkiem jej nie rozpoznał i nie próbował z nią rozmawiać.
Poprzedniej nocy, po kłótni z Harrym i Ronem, zdała sobie sprawę, że to właśnie jest moment, w którym musi dokonać wyboru.
Albo Draco, albo Harry i Ron.
Wybór był oczywisty, mimo tego, że stosunki Hermiony z przyjaciółmi bardzo się pogorszyły. Nie chciała ich jednak stracić, a czuła, że jeszcze trochę tej pokręconej sytuacji i tak właśnie się stanie. Wybrała więc ich.
Draconowi nic nie powiedziała, bo - po pierwsze - nie była pewna, co dla chłopaka znaczył ten pocałunek, po drugie, nie chciała wtajemniczać go w całą sytuację z Harrym i Ronem, a po tzecie, bała się ewentualnej rozmowy z nim. Zwyczajnie bała się, że nie dałaby rady, bo zwymiotowała by ze zdenerwowania.
Szła teraz razem z innymi uczniami do powozów, widząc przed soba jasną czuprynę Ślizgona. Czuła dziwny ucisk w okolicach żołądka, ale ignorowała go. Odwróciła głowę i wzrokim odnalazła Ginny i Neville'a - wsiadali właśnie do jednego z powozów, głaskając przy tym testrala za uchem. Po zeszłorocznych wydarzeniach w Ministerstwie, przez śmierć Syriusza, mogli zobaczyć te niesamowite stworzenia.
Hermiona szybko dogoniła parę i wślizgnęła się za nimi do środka.
Przez całą drogę do Hogsmeade, a potem do Londynu, Hermionie udało się uniknąć spotkania z Draconem - choc w pewnym momencie podróży pociągiem, było bardzo blisko. Gdyby nie to, że ktoś zatrzymał chłopaka w momencie, w którym miał wejśc do przedziału, w którym była razem z Ginny, Nevillem i Luną, byłoby już po niej. Na szczęście szybko użyła zaklęcia Kameleona i dokładnie w momencie, w którym draco wszedł do środka zlała się z otoczeniem.
- Weasley, widziałas może Gr... Hermionę? - spytał, wyraźnie siląc się na miły ton głosu. Neville skulił się odrobinę na siedzeniu, a Luna skierowała swoje ogromne, rozmarzone oczy prosto na Hermionę.
- Nie - odpowiedziała ruda i spojrzała znacząco na kompanów,którzy zgodnie pokręcili głowami.
Chłopak wyglądał na zawiedzionego taką odpowiedzią, co Hermiona przyjęła z uśmiechem na ustach.
- Gdyby się pojawiła, powiedz jej, że .... nieważne - potrząsnął głową, jakby chcial pozbyć się nargli i wyszedł z przedziału.
Jakimś cudem, nie zauważył jej również na dworcu, ani kiedy wsiadała z rodzicami do auta na parkingu.


Jak gdyby nigdy nic, dojechała do domu i przez całe cztery dni nie dostrzegła sowy lecącej w jej kierunku. Mimo to, co dzień rano wychodziła na zewnątrz i wpatrywała się w niebo wytęrzając wzrok, w poszukiwaniu ciemnej plami na niebie.
Nie, żeby spodziewała się listu od Draco, Harry'ego czy Rona, ale myślała, że chociaż Ginny się do niej odezwie. Już zaczynała myśleć, że i ona się od niej odwróciła, kiedo zobaczyła ogromnego, czarnego puchacza przysiadającego na ławce obok niej.
Sowa z pewnością nie należała do żadnego z Weasley'ów  - była za duża, za czarna i zbyt ogarnięta.
Zahuczała głośno i wyciągnęła nóżkę, do której był przywiązany list.
Hermiona odwiązała koperte i spojrzała na adres nadawcy - nic. Jednak z drugiej strony, ktoś, pochyłym, eleganckim pismem wypisał jej dokładny adres i nazwisko.
Drżącymi rękoma dziewczyna otworzyła list i zaczęła czytać.


                                                                           * * *


280 kilometrów dalej, Draco Malfoy spał sobie spokojnie w swoim wielkim łozu w Malfoy Manor.
No, może nie tak spokojnie.
W zasadzie całą noc dręczyły go koszmary z nim, Dumbledorem i Granger w rolach głównych.
W jednym z nich, był razem z Dumbledorem w lochach, i rzucał na niego Cruciatusa, a później wymawiał dwa słowa, które miały położyć kres zyciu dyrektora. I własnie w tym momencie do pokoju wchodziła Hermiona. Dumbledore uchylał się przed zaklęciem, a ono trafiało w Granger. Padała na ziemię z pustym wzrokiem, obraz się zamazywał, a w głowie Draco rozlegał się głośny, szyderczy śmiech straca.
Reszta snów była bardzo do tego podobna - on, dyrektor, dziewczyna. Tortury, Avada Kedavra i martwa Gryfonka.
Ale te koszmary były niczym w porównaniu do tego, który wyrwał go ze snu.
Avada rzucana na Dumbledore'a. Jego śmierć. I wtedy zjawia się Granger. Widzi Draco z uniesioną różdżką i martwego mężczyznę. Patrzy na Ślizgona z odrazą i odchodzi. Po prostu odchodzi.
Każdy normalny człowiek pomyślałby, że Draco oszalał. Co może być gorszego od śmierci?
Dla niego, gorsze było właśnie odejście Hermiony. Odraza w jej oczach. - To sprawiło, że obudził się zlany potem.
Przetarł twarz rękoma i usiadł na łóżku. Dostrzegł, że już po świcie, więc wstał i podszedł do okna, wypatrując sowy, ale nic nie zobaczył.
Żadnej wiadomości - od Blaise'a, od Pansy... od Granger.
Poczuł zawód - myślał, że choć dziś się odezwie, ale jak widać, przeliczył się. Zrezygnowany ubrał się i zszedł na dół, gdzie siedzieli już jego matka i ojciec.
Lucjusz został wypuszczony z Azkabanu kilka dni temu, dzięki swoim pieniądzom i szacunkowi, którym cieszył się jeszcze w niektórych kręgach.
Koło nich, krzątał się skrzat domowy, co chwilę cos przynosząc lub odnosząc.
- Witaj, Draco - odezwała się Narcyza - Wesołych świąt.
- Nawzajem - rzucił krótko.
Taaa, pomyślał. Na pewno będą wesołe. Przyjedzie rodzina... W które święto odwiedzi nas ciocia Bella, a w które wujek Voldemort? Pewnie przywiozą mi jakieś fajne prezenty! Tak, może nawet wujek przyniesie mi jakiegoś człowieka, owiniętego czerwoną wstążką, którego będę mógł torturować do woli! Super!
Draco z grobową miną usiadł do stołu i pociągnął łyk kawy, która okazała się być na tyle gorąca, że poparzył sobie język.
- Zmarszczko! - warknął - Kawa jest za gorąca! Przynieś mi nową, a tę wypij sama.
Skrzat natychmiast podbiegł do swojego pana przepraszając wylewnie i wlał w siebie zawartość filiżanki. Kawa była naprawdę gorąca, więc skrzatce łzy stanęły w oczach i zaczęła pokasływać, ale potulnie uciekła do kuchni i przygotowała nowy napój.
Lucjusz wydawał się być pod wrażeniem zachowania syna, natomiast Narcyza zachowała kamienną twarz.
Sam Draco nie rozwodził się nad tym co się stało, tylko zaczął leniwie jeść czekoladową babczkę.
- Bella wpadnie o pierwszej. - powiedziała Narcyza, przerywając posiłek.
Aha, pomyślał chłopak. A jednak ukochana ciocia go odwiedzi. To będzie naprawdę ciężki dzień.
Lucjusz nie znosił siostry swojej żony. Według niego, była za głośna, za pewna siebie, irytująca, niezrównoważona psychicznie i w dodatku wdzięczyła się do Czarnego Pana - Odrażające.
Wszystkie jej wizyty w domu Malfoyów kończyły się awanturą, a czasem nawet pojedynkami. Draco był już do tego przyzwyczajony, ale jego matka ciężko to znosiła. Było dla niej trudno patrzyć, jak jej mąż i siostra walczą ze sobą, ale najgorzej było wtedy, kiedy każde z nich kazało jej wybierać między sobą.
Draco skrzywił się i przez myśl przebiegło mu, że mógł zostać na święta w Hogwarcie, wykręcając się snuciem planów na zabicie Dumbledore'a. Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej?
- Gdybyś mogła powiedzieć swojej siostrze, że wolałbym uniknąć awantur chociaż w Boże Narodzenie - mruknął Lucjusz, nie podnosząc wzroku znad Proroka, którego czytał.
- Oczywiście.
I po tej, jakże fascynującej rodzinnej pogawędce, cała trójka powróciła do jedzenia.


                                                                          * * *


Granger,
Nie mogłem znaleźć Cię ani w Hogwarcie, ani na peronie. Odnoszę dziwne wrażenie, że mnie unikasz.
Wyobraź sobie, jak trudno było dostać mi Twój adres! Najpierw musiałem wysłać sowę do Snape'a, który dał mi adres do Weasley'ów, później, Twoja ruda kumpela za żadne skarby świata nie chciała mi dać Twojego.(A można by sądzić, że dałaby mi go za kilka galeonów, które mogłby uratować jej dom przed rozsypaniem się.)
Zmuszony więc byłem przechwycić jej list do Ciebie i tym sposobem wiem już gdzie mieszkasz.
Szczerze mówiąc, liczyłem na rozmowę, bo jakbyś nie pamiętała, to co się jednak wydarzyło.
( Nie, to nie była Twoja kolejna fantazja o mnie).
W każdym razie, doceń mój wysiłek i odpisz. Cokolwiek. Może być : "Malfoy, ty tępa fretko, całujesz jak sklątka tylnowybuchowa" ( I tak wiem, że to nie prawda.)
No nic, wesołych świąt, czy coś.
PS. List od rudej jest w kopercie. NIE CZYTAŁEM.
                                                                                                                                                Malfoy


Czytając ten list, Hermiona czuła, jak robi się coraz mniejsza i mniejsza, aż w końcu kurczy się do rozmiaró zegarka.
Z jednej strony,  te wszystkie słowa były takie... NieMalfoyowate, a z drugiej, te wtrącenia w nawiasach jakby chciały udowodnić, że jednak pisał to Draco Malfoy, ktry chyba uznał, że bez nich, list będzie zbyt poważny, a nawet odrobinę obsesyjny.
Nie podobało jej się, że chłopak wysłał tą wiadomość. Że wie, gdzie mieszka. Ani to, że pisał z Ginny. Bóg wie, co on jej wypisywał?
Ale najgorsza była ta chęć odpisania mu, napisania czegokolwiek, żeby tylko utrzymać z nim kontakt. Ale wiedziała, że nie może. Takie było jej postanowienie. Nie zaryzykuje przyjźni z Harrym i Ronem, dla jakiegoś głupiego chłopaka, w którym się zakochała.
Pocieszała się myślą, że ten stan kiedyś minie, nastolatki w kółko zmieniały obiekty westchnień, no i za rok kończą szkołę i nigdy już go nie spotka.
Złożyła list od chłopaka i schowała go do kieszeni kurtki, po czym wyjęła z koperty drugą, mniejszą. List od Ginny.




Kochana Hermiono!
Pewnie nie dziwi Cię mój list, w końcu są święta, więc Wszystkiego Dobrego! Także tego, żeby ta sprawa z Harrym i Ronem się polepszyła.
Wierz mi lub nie, ale wałkuję im godzinami, że powinni Cię zrozumieć i porozmawiać z Tobą jak cywilizowani ludzie, ale oni nadal swoje. Choć czasem wydaje mi się, że Harry zaczyna pękać.
A, no i właśnie. Wczoraj przed wczoraj wieczorem, dostałam list. Zgadnij od kogo.
Od Draco, uwierzysz?
Chciał ode mnie Twój adres, ale kazałam mu się popukać w czoło ( co on sobie myśli, że będzie Cię napastował?) 
Oczywiście, jak to on, nic sobie z moich słów nie zrobił i znów przysłał sowę. Napisał, że jeśli to zrobię, to obiecuje mi przestać szydzi z mojej rodziny. Chciał mnie przekupić, gnojek jeden.
Oczywiście wysłałam go do diabła, ale ne poddał się i napisał, że  nie będzie wredny dla Harry'ego, Neville'a i Luny, a może nawet spróbuje być miły, jeśli dam mu czego chce.
Kurczę, przez chwilę nawet chciałam się poddać, ale przypomniałam sobie jakie to dla Ciebie ważne, uratować przyjaźń z tymi dwoma prymitywami, jakimi są Harry i Ron, więc odmówiłam i uprzedziłam, że jak napisze jeszcze raz, to naślę na niego Moody'ego. Już nic nie odpisał. Uff.
Naprawdę mi przykro, że tak wyszło, ale jesteś silna, poradzisz sobie. No i masz mnie, a to już połowa sukcesu! Odpisuj szybko, chcę wiedzieć co u Ciebie.
                                          
                                                                                                                                        Całuję, Gin.


PS. Nie mów Harry'emu, że uważam go za prymitywa, jak już się pogodzicie. Jest nim, ale tylko czasami.






Hermiona, czytając list od przyjaciółki chichotała co chwilę.
Szybko wbiegła do domu i nie zdejmując nawet kurtki, wyjęła pergamin z szafki nocnej w swoim pokoju i odpisała.
Życzyła jej również wesołych świąt, podziękowała za jej postawę, kiedy Draco usiłował zdobyć jej adres ,a le napisała też, że i tak go zdobył. Dodała, ze u niej wszystko w porządku i że już niedługo się zobaczą.
Wsadziła list do koperty i nakazała sowie Dracona zanieść ją do Nory.


_________________________________________________________________________________
nie miałam imienia dla Skrzatki, to nazwałam ją Zmarszczka xD

























poniedziałek, 9 lipca 2012

Rozdział 19

    • Jestem tutaj, bo z onetem nie mogląm juz wytrzymać. wszystkie notki skopiowałam i wkleiłam, ale od 20 rozdziału zabieram się ostro do roboty, no bo ile można. Wszystko będzie poprawione, w odpowiednim rozmiarze iwgl. Obiecuję. 
      I dziękuję Angusie, za kopa w dupę. :)
       
       




       Przyjęcie u Slughornapowoli dobiegało końca. Kilka par wyszlo już jakiś czas temu, a większośćpozostałych siedziała przy
       licznych stolikach i gawędziławesoło między sobą. Na parkiecie
       było teraz kilka par, którekołysały się w rytm starego przeboju
      Jednymi z nich byli Draco i Hermiona, odktórych nadal niektórzy
       nie mogli oderwać wzroku.
      Para byla już po kilku kieliszkach winai teraz tańczyli w swoich
      objęciach, bez żadnej krępacji patrzącsobie w oczy.
      Hermiona, ponieważ miała słabszą głowę od swojego partnera, była 
      lekko zarumieniona i usmiechała się delikatnie.
      Dla Draco to byl z jednej stronynajdziwniejszy widok w życiu, ale 
      z drugiej, piękny. Takim uśmiechem jakona, nikt nigdy go nie 
      obdarzał. Może i byl wina alkoholu, aleDraco czuł, że był szczery i kryły się za nim miliony tajemnic, które chciałpoznać.
      Zupełnie nie przypominał uśmiechu tych wszystkich dziewczyn, które chcąc gopoderwać szczerzyły się jak idiotki. Nie. Usmiech Granger, byl... Wyjątkowy.
      Teraz kiedy był tak blisko niej, mógłpoczuć jej perfumy o zapachu 
      bzu. Mogl zobaczyć każdą złotą plamkę wjej oczach, policzyć 
      piegi na jej twarzy. Czuł ciepło jejciała i i dotyk jej dloni na swoim karku.
      Mial wrażenie,że dostał nowe ciało, nowa duszę, ktore mogą to wszystko odczuwaći bez ingerencji uprzedzeń i negatywnych emocji. Ani przez chwile nie pomyślało tym co będzie, kiedy przyjecie się skończy, ani co będzie nastepnego dnia.Chciał być - i byl - tylko tu i teraz.
      Powoli do jego swiadomosci wkradala się pewna mysli...
      Piosenka szybko jednak dobiegla końca, wiec musial wrócić na ziemie.
      Slughorn oglosil oficjalne zakończenie zabawy, usprawiedliwiajac się późnągodziną, choć nie trudno było zauważyc, że tak naprawdę przyjecie wymknęło musię spod kontroli.
      Kilkoro chlopców siedzialo bezwladnie na krzeslach i fotelach, wyraznie czujacsię źle, z powodu zbyt duzej ilosci alkoholu. Dwie dziewczyny wybiegły z salizakrywajac sobie usta rekami, a kilka par znalazło sobie miejsca na kanapach iw kątach i tam się obsciskiwali.
      Jeden z zaproszonych wampirow lawirowalmiędzy nietrzeźwymi uczennicami z nadzieją, że uda mu się namówić którąś nasamotną przechadzkę, a dwie bardzo stare czarownice wdały się w kłótnie izaczely rzucac na siebie uroki powodujace wyrost kurzajek i tym podobnych.
      Wlokąc się powoli, wszystkie pary ruszyły do wyjscia. Hermiona zauważyła wtlumie Rona i Lune, ktorych profesor Slughorn ledwo od siebie odkleil, tak bylisoba zajęci. Kiedy w koncu mu się to udało, i wszyscy wyszli, machnął różdżką inie czekajac aż zaklęcie czyszczące zacznie działac, powlókł się schodami doswojej sypialni.

      Draco i Hermiona nie zdazyli ujsc pieciu metrow, bo zauwazyli stojacego podsciana Blaise'a Zabiniego. Mial wsciekla mine a jego oczy ciskaly blyskawice.Patrzyl na Draco i odczekal aż reszta gosci zniknie z korytarza, po czympodszedl do niego i Hermiony.
      - Co ty odpierdalasz, stary? - warknal
      - Nie twój interes. - odpowiedzial Draco, probujac go wyminac, jednak tenprzytrzymal go i popatrzyl mu w oczy.
      A potem jakby go olsnilo.
      - No tak. - powiedzial, a raczej wybelkotal. - To twój nowy cel ... - spojrzalna Gryfonke. - Nie powiem... Sam chetnie bym ja posunal. Terazprzynajmniej rozumiem to twoje dziwne zachowanie od jakiegos czasu. Taki maszplan co? Wyhaczyles ta obrzydliwą szlame żeby ja przeleciec? No, no, wysokosobie mierzysz...
      Mówil cos jeszcze, ale Draco już nie zwracal na niego uwagi. Zobaczyl, jakHermiona odbiega od nich i popedzil za nią.
      Kiedy skręcil i rozejrzal się dookola, nigdzie jej nie dostrzegl. Korytarzeswiecily pustkami, pomyslal wiec, że moze uzyla jakiegos tajnego przejscia,wiec pobiegl najkrotsza droga do Wiezy Gryffindoru.

      Kiedy dotarl na miejsce, kolo portretu Grubej Damy stala Ginny Weasley. Chcacnie chcac, Draco podszedl do niej i zapytal o Hermione.
      - Serio? Wiesz, zawsze wiedzialam że jestes dupkiem, ale teraz przesadziles. -uslyszal w odpowiedzi.

      Jakim cudem ona zdazyla jej wszystko opowiedziec?. Przeciez nie mogla być tuchwile przede mną, pomyslal Draco.

      - Czy ty wogole wiesz co się stalo? - spytal poirytowany.
      - Nie muszę. Byla z toba na przyjeciu u Ślimaka, a przed chwila przybiegla tuzaplakana. Naprawdę nigdy nie domyslilabym się że cos jej zrobiles.- ironizowala -Uprzedzam - wyjela rozdzke zza paska sukienki. - Odejdz z tad zanim cos cizrobie.
      Draco wywrocil oczami. Tylko tego jeszcze mu było trzeba. RozwscieczonejWeasley, stojacej w obronie swojej przyjaciolki.
      - Posluchaj - zaczal, silac się na spokojny ton. - Zaszlo pewnenieporozumienie.
      - Jasne - Zasmiala się kpiaco.
      - To nie moja wina że Zabini jest skonczonym kretynem !
      Dziewczyna milczala, widocznie zaciekawiona.
      - Mozesz tu przyprowadzic Hermione? 

      Czy ja naparwde powiedzialem 'Hermione'?

      - Ona nie chcę z toba gadac.
      - To wymysl cos, nie wiem, powiedz, że Voldemort pojedynkuje się z Potterem wWielkiej Sali czy cos...
      - Bardzo smieszne. - burknela, ale po jej minie było widac, że zaczela sięlamac.
      - Eh, no dobra. - westchnela. - I nie mysl, że robie to dla ciebie. Robie to bowidze... Niewazne.- odwrocila się do portetu - Ciastka z kremem.
      Gdy powiedziala haslo, Gruba Dama ocknela się że swojej drzemki i nieomieszkajac obojga ich zrugac za pozna pore, wpuscila dziewczyne do srodka.

      Kiedy Draco czekal na Hermione, mial wrazenie, że nie plyna minuty, ale calegodziny. W koncu po calej wiecznosci, obraz uchylil się i wyszła osoba, naktórą tak czekał.
      Nie miala na sobie już sukienki, ani makijazu. Byla w szlafroku z fioletowekwiatki i wielkich bamboszach, ktore wygladaly jak kocie mordki.
      Było po niej widac, że plakala, co bardzo zdziwilo Draco. Kiedy wspomniala otym Weasley, nie wzial tego do siebie, bo pomyslal, że to jakas sciema i rudaprobuje wpedzic go w poczucie winy, ale teraz kiedt widzial jej wilgotne oczy,poczul się glupio.
      - Czego chcesz? - burknela cicho, po czym odchrzaknela.
      Draco chyba po raz pierwszy w zyciu nie wiedzial co powiedziec.No, nibyprawde, ok, ale jak zaczac?
      - Em... To co powiedzial Blaise, to...
      - Och, wiem wiem. Rozumiem twoje plany co do mnie, ale chyba bede zmuszona cije pokrzyzowac - zironizowala
      - Przestan gadac g...
      - Glupoty?! - wrzasnela nagle - Chcialam ci pomoc! Bylam taka glupia, żemyslalam, że... - przerwala, ale nie podjela watku - A ty chciales mnie wykorzystac!Choc w sumie, czego moglam się spodziewac po Paniczu Aroganckim DupkuMalfoy'u?!
      - Przestan się wydzierac! - krzyknal Draco tracąc cierpliwość. Postanowilpodjac drastyczne kroki.
      Podszedl do niej, chwycil za ramiona i wpil się w jej usta.


      ***



      Draco spodziewal się, że Hermiona bedzie chciala mu się wyszarpnac, ale nieustapil, napral tylko na nia mocniej, aż się nie uspokoila.
      Kiedy wreszcie przestala się szarpac, zrobil krok w tyl i spojrzal na jejtwarz.
      Powieki miala zamkniete, a po twarzy plynely nowe lzy.
      Rany, cokolwiek nie zrobie to ona zaczyna plakac,
       pomyslal.
      A potem ona otworzyla oczy.
      Hermiona czula się jak sparalizowana. Czula piekace lzy plynace po jejpoliczkach i nie byla do konca pewna, czy sa to lzy smutku, czyszczescia.
      Bala się otworzyc oczy, ale przeciez musiala.
      Draco stal przed nia i swidrowal ja wzrokiem.
      Nie wiedziala, co mial znaczyc ten pocalunek, ale calym sercem pragnela, abysię powtorzyl. Niewiele wiec myslac przysunela się blizej chlopaka i obejmujacgo za szyje, pocalowala.
      Nie spodziewala się, że odpowie na to z takim entuzjazmem, dlatego bylazaskoczona, kiedy jedna jego reka objela jej talie,a druga wplotla się w jejwlosy.
      Czula pocalunki Draco cala soba. Byly slodkie i namietne jak pocalunkikochankow jakiegos dramatu. Ta pieszczota sprawiala jej jakis taki fizycznybol, jakby czastka niej wyrwala się z jej ciala i gdzies uciekla. Hermionachciala wierzyc, że ta czastka znalazla schronienie w sercu Draco.
      Byloby to spelnienie jej marzen...
      Kiedys nigdy by tak nie pomyslala, nawet w zartach. Ale teraz... kiedy wbieglado Pokoju Wspolnego, po nieszczesnej rozmowie z Zabinim, dotarla do niejstraszna prawda. Przez te wszystkie spedzone razem chwile, przez rozmowy,wspolny choc rzadki smiech, przez lzy i bol, zakochala się w swoim najwiekszymwrogu.
      Gdy sobie to uswiadomila, zrobilo jej się niedobrze, ale teraz, czula sięlepiej niż kiedykolwiek.
      Moglaby trwac tak bez konca, ale Draco odsunal swoje usta od jej, jednak niecofnal się ani o krok.
      Otworzyl oczy i usmiechnal się lekko. Nie tak jak zwykle, z ironia, czygrymasem. Byl to zupelnie nowy usmiech, ktorego Hermiona nigdy wczesniej niewidziala. Podobal jej się.
      - Mam rozumiec, że teraz mi wierzysz? - spytal
      - Wychodzi na to, że tak.
      I kiedy chcial znow ja pocalowac, uslyszeli chrzakniecie.
      Odwrocili glowy i zobaczyli stojacego na schodach Snape'a.
      Czemu on zawsze musi zastawac nas w takich sytuacjach, pomyslala Hermiona,odsuwajac się na krok od Draco.
      - Malfoy, Granger, z tego co wiem, przyjecie Bozonarodzeniowe skonczylo się 45minut temu. Co wy tu jeszcze robicie? - spytal, a Hermiona znow zauwazyla wjego oczach dziwne blyski, jakby samozadowolenia.
      - To chyba widac. - odparl Draco, wyraznie w gorszym humorze.
      - Malfoy, pozegnaj się grzecznie z panna Granger i wracaj do lochow.
      I kiedy już mysleli, że odejdzie, on tylko ich ponaglil.
      Draco zwrocil się do Hermiony.
      - Do jutra, Granger - rzucil jak to mial w zwyczaju i odszedl razem że Snapem wstrone lochow.
      * * *


      Gdy tylko Hermiona przekroczyla prog Pokoju Wspolnego, Ginny rzucila się nania, zasypujac ja pytaniami.
      Szybko jednak zrozumiala, że dziewczyna chyba jest w szoku i posadzila ja nakanapie. Zauwazyla, że kilkoro uczniow, ktorzy wciaz siedzieli w pokojunadstawili uszu, wiec wyjela rozdzke i mruknela
      - Muffliato.
      Spodziewala się, że Hermiona slyszac to zaklcie, zaraz zacznie robic jejwyklady, ale przeliczyla się. Hermiona siedziala jak zakleta.
      - Powiesz co się stalo? Zrobil ci cos? - spytala zaniepokojona.
      - Tak - odpowiedziala brunetka.
      - Zabije gnoja! No przysiegam, że go zabije! Pojde do niego i...
      - Pocalowal mnie.
      Ginny wydala z siebie zduszony okrzyk a potem usmiechnela się szeroko.
      - To wspaniale! - wykrzyknela
      - Wspaniale... - powtorzyla tepo Hermiona, na co Ginny zlapal ja za ramiona ipotzrasnela.
      - Hermiono! Nie cieszysz się?
      - Sama nie wiem...
      - No prosze cie! Wiem co myslisz, że zawsze tak traktuje laski, ale musiszwiedziec jak mu zalezalo żeby z toba pogadac.
      Na twarzy Hermiony powoli pojawial się usmiech, ktory po chwili przerodzil sięw glosny smiech.
      - Pocalowal mnie! - wykrzyknela
      - Wiem!
      Hermiona poczula się jakby wyrosly jej skrzydla i zaraz miala odleciec. Chocpewnie z jej zdolnosciami do latania, skonczyloby się na tym, że odbilaby sięod sufitu i spadla z loskotem na ziemie...
      Niewazne, pomyslala. Tak jak myslala, dziś nastapil przelom ichznajomosci. Byla zakochana. I to było cudowne uczucie.
      Pierwszy raz w zyciu czula się w ten sposob.
      Jakby mogla zrobic wszystko, wszystko zdobyc, osiagnac. Jakby byla w staniezmienic swiat jednym skinieniem rozdzki.
      Wrocila pamiecia do czwartej klasy i Wiktora Kruma. Nawet on nie sprawil, żeczula się tak jak teraz. Nawet jeśli z nim calowala się tysiace razy, chodzilana wystawne kolacje... Ani razu nie poczula przyslowiowych 'motyli' w brzuchu.Teraz miala wrazenie, że sa w nim nie motyle, a stado nietoperzy.
      Cieszylaby się tym szczesciem pewnie jeszcze dlugo, gdyby nie Harry, ktorywpadl do pokoju i mierzac Hermione pogardliwym spojrzeniem, zaczal opowiadac,jaka rozmowe wlasnie podsluchal.
      * * *

      Harry siedzial w pokoju wspolnym z Hermiona, Ginny i zaspanym Ronem, ktoregociezko było wywlec z lozka i nie omieszkal przypominac im co chwile ktora jestgodzina. brunet byl tak podekscytowany,że zapomnial o klotni z Hermiona.
      - Ron, zamknij się na chwile, Harry probuje nam cos powiedziec! - warknelaGinny.
      Chlopak zrobil naburmuszona mine, ale zamilkl.
      - Wlasnie widzialem Snape'a i Malfoya.
      - I to jest takie wazne? - ziewnal Ron.
      - Stary, pozwolisz mi dokonczyc?
      Chlopak wzruszyl ramionami.
      - Rozmawiali. Snape chcę mu pomoc w tym zadaniu dla Voldemorta! Powiedzial, żezlozyl Wieczysta Przysiege.
      - Niemozliwe. - wtracil Ron.
      - Ron, mozesz przestac?! - wsciekl się Harry
      - Harry! To nie mozliwe. Wiesz co się dzieje, jak się zlamie PrzysiegeWieczysta?
      Pozostala trojka wygladala teraz na zaciekawionych.
      - No... Umiera się.
      Zapadla cisza, ktora przerwal Harry
      - Wiec moze Snape jest chory na umysle? Malfoy powiedzial mu, że już za pozno,bo wszystko jest gotowe i że zostal wybrany, wiec ma się odwalic. To chybaoczywiste, że ma wypalony Mroczny Znak. Voldemort znakuje tylko WYBRANYCH.
      - Harry, mysle, że przesadzasz... - mruknela Ginny, patrzac wspolczujaco naHermione.
      - Wiem co slyszalem!
      - Ale czy widziales znak na jego ramieniu? - drazyla.
      - Ja widzialam.
      Glos Hermiony przeszyl cisze niczym sztylet, ktory trafil prosto w serceHarrego.
      - Co ty powiedzialas? - spytal
      - Draco ma na ramieniu Mroczny Znak.
      - Jak.. Skad..
      - Wiedzialem. To teraz twój najlepszy przyjaciel? Teraz Draco, pozniej Dracuś?- Warknal Ron, glosem przepelnionym zawodem i gorycza. Wstal i odszedl od nichna kilka krokow.
      - Wy jestescie moimi najlepszymi przyaciolmi! - zaprzeczyla.
      - Wlasnie widac.
      - Ron, prosze! - dziewczyna dopadla go i zlapala za ramie, ale on wyrwal się.Podeszla wiec do Harrego, ale on odwrocil wzrok.
      - Och, czy wy nie mozecie raz zachowac się jak mezczyzni? - spytala Ginny. -Nie wiecie jak się maja sprawy między Hermiona i Malfoyem, wiec przestance sięwsciekac i dajcie jej powiedziec.
      Harry spojrzal na Ginny, ktora patrzyla na niego wilkiem. Wyraznie zmiekl podwplywem tego spojrzenia i westchnal.
      - Okej. Hermiono, powiedz nam o co chodzi.
      Hermiona byla zdenerwowana. Jej szczescie gdzies się ulotnilo i jego miejscezajela ciezka kula w okolicach zoladka.
      - Nie wiem, jak mam to powiedziec.. To skomplikowane, ale... Postaram się.Wiec... Pamietacie ten dzien, w ktorym zerwalam się z lekcji? - kiwneli glowami- wtedy Draco wyszedl że sniadania i cos mnie tknelo, wiec poszlam za nim. I onbyl w pokoju zyczen. To znaczy nie widzial mnie, rzucilam na siebie kameleona..No wiec.. Myslalam, że zobacze cos niezwyklego, ale on.. Zalamal się. I niewiem dlaczego, ale zrobilo mi się go zal, no i podeszlam do niego i .. Objelamgo. I siedzielismy tak caly dzien... A potem kazal mi o tym zapomniec i nikomunie mowic, wiec zrobilam to, bo przeciez, gdyby Zabini lub Snape by siędowiedzieli, moglby miec klopoty...
      - I ty się martwilas, czy Malfoy bedzie mial klopoty? Chyba zartujesz! -zbulwersowal się Ron.
      - Ron, zamknij się! - krzyknela Ginny. - Mow Miona.
      - Pewnego wieczoru, na dyzurze, postanowilam go przycisnac w sparwie... Samiwiecie. I on... Przyznal się. A potem wpadl w furie i krzyczal, że nie mawyboru, że jeśli tego nie zrobi, to Voldemort zabije jego i cala jegorodzine... I znow wyszlo jakoś tak, że go przytulilam. Naprawdę nie wiem czemu,probowalam jakoś wczuc się w jego role, ale z marnym skutkiem.
      - I wtedy zaprosil mnie na to przyjecie. Dzien pozniej zaproponowal mispotkanie. Bylismy w Pokoju Zyczen, byl wtedy... Moim pokojem. Z mojego domu. -Hermiona calkowicie zatracila się we wspomnieniach. - tylko dlatego, że onchcial zobaczyc moje ulubione miejsce... Prawie się tam pojedynkowalismy -usmiechnela się - i wtedy... Cos się zmienilo, cos... - pokrecila glowa - chybachcial mnie pocalowac. Ale ucieklam. Powiedzialam, że mam runy, choc do lekcjizostalo jeszcze dobre 20 minut... Zaczelismy spedzac że soba czas, chociażglownie rozmawialismy na dyzurach.. No a potem było już dzisiaj. Czekal na mnieprzy schodach i przyniosl roze. Nie mam pojecia skad ja wytrzasnal... Wiecie cobyło na przyjeciu. Tylko potem zobaczyl nas Zabini, byl kompletnie pijany izaczal wygadywac jakies glupoty, wiec ucieklam. Wrocilam tutaj, znalazla mnieGinny. I wiecie.. Poszlam do siebie, przebralam się i było mi strasznie źle...I Gin weszla do pokoju, mowiac, że Draco stoi przed portretem Grubej Damy ikoniecznie chcę że mna rozmawiac.. I tak ja przekonywal, że przyszla do mnie. Aja wyszlam do niego. Nakrzyczalam na niego, no a potem...
      - Pocalowal ja! - wykrzyknela Ginny, nie tracac dobrego humoru.
      - Że co?! - wykrzyknal Ron.
      Hermiona spuscila glowe. Rudy podszedl do niej i ujal ja pod brode, zmuszajacja do spojrzenia w oczy.
      - Nie wierze. - szepnal, rozluzniajac uscisk i opadajac na fotel. - Jak moglasHermiono?
      - Jak moglam?! - wybuchnela dziewczyna, majac już dosc obarczania ja wina, zawszystko co się stalo.
      - Ron, do cholery! Czy ty myslisz, że ja to wszystko zaplanowalam?! Że zrobilamto z premedytacja, tylko po to, żeby zrobic ci na zlosc?!
      Chlopak milczal, wiec dziewczyna zwrocila się do Harrego.
      - Harry, prosze, powiedz cos.
      Brunet tylko pokrecil glowa. Patrzyl na Hermione najpierw z niedowierzaniem,ale pozniej zmienilo się ono w akceptacje.
      - Czy ty... - zaczal, a Hermiona wpadla mu w slowo, domyslajac się o co chcialzapytac.
      - Zakochalam się w nim. - wyszeptala, patrzac w podloge.
      Czula się okropnie, wypowiadajac te slowa. Jakby w tym momencie, przekreslalacala swoja przyjazn z Harrym i Ronem.
      Podniosla glowe i spojrzala pokolei na trojke przyjaciol.
      Ginny wygladala na uradowana, Ron na zrezygnowanego, ale to Harrego minanajbardziej ja zabolala. Byl rozczarowany. Zawiedziony. Jakby spodziewal się poniej czegos lepszego.
      Ale taka byla prawda i nie mogla jej ukrywac. Nie mogla dluzej klamac, kryc sięz tym, co się w niej dzieje.
      - Jest jeszcze cos - szepnela. - Tuz przed tym jak Draco zaprosil mnie na bal..Kiedy stalismy na trzecim pietrze.. znalazl nas Snape. Zabral nas do swojegogabinetu i... Wywalil Draco za drzwi, pierwszy raz widzialam, jak go traktuje wten sposob... I powiedzial mi... - przeniosla wzrok na Harrego.
      - Harry, on mi powiedzial, że Dumbledore o wszystkim wie.
      - Co? - wydukal brunet.
      - Wiem, że to brzmi okropnie, ale Dumbledore wie o tym co ma zrobic Draco. Wiecskoro wie o tym, to pewnie o reszcie też! A skoro wie, to na pewno tego tak niezostawi! Co z tego, że Draco powiedzial, że jest za pozno, na pewno nic się niestanie. Pewnie powiedzial tak tylko żeby Snape dal mu spokoj.
      - Przez.. Przez caly czas wiedzialas o wszystkim i Nic nam nie mowilas?! -wykrzyknal Harry.
      - Kazal mi! Snape kazal mi nic nie mowic!
      - Hermiono, naprawdę jestes taka glupia? - warknal - Snape i Malfoy cos knuja,a ty myslisz że On jest po naszej stronie?! Czy ty uwazasz że naprawdę Snapejest osoba, ktorej mozna wierzyc?!
      - Jest w Zakonie! Wyslal pol jego czlonkow do Ministerstwa, kiedy powiedziales,że Syriusz zostal porwany! Uratowal ci zycie, kiedy Quirrel zaczarowal twojamiotle! Bronil kamienia! Zrobil tyle rzeczy dla dobra ciebie i zakonu!Dumbledore mu ufa!
      Hermiona krzyczala tak glosno, że kilkoro uczniow wyszlo że swoich sypialni, bysprawdzic co się dzieje.
      - Jasne. Widze, że wybralas ich strone - powiedzial Harry, glosem wypranym zemocji.
      Widzial że Hermiona byla bliska lez, ale mimo to, mowil dalej.
      - Ciesze się, że znalazlas sobie nowego kompana, jakim jest Malfoy. Mozepomozesz mu w jego zadaniu, a potem staniesz się pania Malfoy i oddanym slugaVoldemorta. Dobranoc.
      Minal ja i Ginny i ruszyl do swojej sypialni.
      Ron stal siedzial jeszcze chwile na fotelu, po czym wysyczal 'zdrajczyni' iposzedl w slady Harrego.
      * * *

      Tymczasem w Hogsmeade, Madame Rosmerta stukala wlasnie rozdzka w galeona,ktorego trzymala w swojej drobnej, bladej dloni.
      "
       Gotowe, Slughorn dostal butelke. Mazostac dostarczona Dumbledore'owi w Boze Narodzenie "
      Taki napis widnial na monecie. Po chwili jednak znikl i w jego miejscu pojawilsię inny.
      "
       Mam nadzieje. "
      Kiedy Madame Rosmerta przeczytala te slowa, schowala monete i rozdzke dokieszeni i udala się do kuchni, aby posprzatac.

      ____________________________________________________