Dzień
przyjęcia zbliżał się nieuchronnie a Draco nie miał zielonego
pojęcia,jak powiedzieć Blaise' owi że idzie na nie z Hermioną. Tym
bardziej po ichostatniej rozmowie na Wieży Astronomicznej.
Siedział
teraz na błoniach, na wielkim kamieniu i obserwował dzieciakibiegające w
tą i z powrotem i obrzucające się nawzajem śnieżkami. Gdyby ontylko nie
był w tym cholernym Klubie Ślimaka!
Co niby miałby mu powiedzieć? Może prawdę?
Tylko jaka właściwie była prawda? Oh, no tak. On po prostu chciał iść na to
przyjecie z nią. Chciał i koniec.
Oczywiście
zdawał sobie sprawe z tego, że takie wyjaśnienie nie przejdzie,ani u
Blaise'a ani u żadnej osoby, ale co miał zrobić? Jeśli wcale mu
niepowie, tym gorzej na tym wyjdzie.
Dobra. Powiem mu prawdę, postanowił izeskoczył z kamienia, z zamiarem
odnalezienia
kumpla. Nie dane było mu jednak szukać zbyt długo. Ledwowstał, poczuł
jak kulka mokrego i zimnego śniegu trafia go prosto w głowę.
- Zabini, pożałujesz. - warknął i ulepił śnieżkę, którą wycelował jakmyślał, w Blaise'a.
Ale Blaise'a nie było. Była tylko Hermiona, zaśmiewająca się do rozpuku zezdezorientowanej miny Draco.
- Nie trafiłeś! - krzyknęła do niego.
Na twarzy chłopaka natychmiast pojawił się niekontrolowany uśmiech.
-
Ach tak? - schylił się, pochwycił garść śniegu i rzucił w Gryfonkę.
-Terazmasz za swoje! – powiedział, kiedy dziewczyna oberwała.
- O nie! Zaraz zobaczysz!
Nie
wiadomo kiedy zaczęli obrzucać się śnieżkami jak małe dzieci, i śmiaćna
całe gardła. Draco pomyślał, że nigdy nie czuł się w ten sposób. Czuł
się...Wolny. Lekki, jakby cały ciężar obarczający go, spadł nagle, z
pojawieniem siędziewczyny. Po prostu rzucał się z nią śnieżkami, jak
każdy normalny chłopak…
W
pewnej chwili postanowił zastosować taktykę 'nacierania'. Podbiegł do
Hermionyi próbował zatopić jej twarz w śniegu, ale nic z tego.
Dziewczyna wciąż się śmiała,on też nie mógł być poważny. Opadli bez sil
na ziemię, wciąż chichocząc.
- Jestem caaaała mokra - powiedziała.
- Sama zaczęłaś - przypomniał jej chłopak.
- Wiem. - i znów wybuchnęli śmiechem.
Wszystko wydawało się być w tej chwili takie proste i oczywiste.
Nie mieli pojęcia że przygląda im się wiele osób, w tym Harry, Ron i BlaiseZabini.
Stali kilkanaście metrów dalej z otwartymi ustami i patrzeli to na siebie,to na parę leżącą w śniegu.
- Co to ma być? - Zabini podszedł do bruneta i rudego.
- To ja się pytam o co chodzi - warknął Ron, mierząc Ślizgona spojrzeniem.
- Pewnie rzucil na nią jakieś zaklęcie.
- Jasne. Chyba ona walnęła go ta śnieżką tak mocno, że postradał rozum.
- Zamknijcie się! - odezwał się Harry.
-
Czy wy przypadkiem nie powinniście iść teraz na obiad? - usłyszeli z
tylugłos Snape'a. Odwrocili się do niego i cala trojka jednocześnie
wskazała naHermionę i Draco.
Profesor spojrzał na nich i jego oczy zabłysły.
- Co w tym dziwnego? - spytał
- Panie profesorze, co w tym dziwnego? - spytał Zabini - A to, że to jest Malfoy, a tam obok, taszlama Granger!
Na te słowa różdżki Harrego i Rona powędrowały do góry.
- Potter, Weasley, różdżki w doł. - warknął Snape - A ty, Zabini, nieużywaj tego słowa. Każdy z was, traci pięć punktów.
- Ale...
-
A teraz jazda do Wielkiej Sali! - zagrzmiał i popchnął ich w strone
zamku.Odeszli wsciekli i zostawili Snape'a, ktory usmiechal się pod
nosem.
* * *
- Czy ty rozumiesz to co się tam działo? - spytał Ron, kiedy razem z Harrymsiadali do stołu.
- Sam nie wiem... - odparl chłopak.
-
Ja się pytam co to do cholery miało być?! Czy ona już kompletnie
oszalala?Najpierw nie ma jej na lekcjach i nie mowi dlaczego. Potem
kłamie nauczycielowiprosto w oczy. Hermiona, okłamujenauczyciela! A teraz co? Postanowiłazbratać się z wrogiem?!
-
Ron, do cholery widzę co się dzieje! Ale skad wedlug ciebie ja
mamwiedzieco co chodzi? Jedynym pocieszeniem jest to, że Snape odjął
Zabiniemu punkty. Wswojej karierze chyba po raz pierwszy odjął punkty
Ślizgonowi. - prychnął
- Może chodzi o przyjecie u Slughorna, co? - wtracila Ginny.
Chlopcy spojrzeli na nią jak na wariatkę.
-
Rany... Wam to trzeba wszystko tlumaczyc wielkimi literami... -
westchnela- Sami chcieliscie, żeby go tam zabrala, prawda? Wiec moze o
to chodzi? MozeHermiona probuje go po prostu... Urobic.
- W sumie... - zastanowił się Ron - To ma jakis sens.
-
Taaa. I Malfoy tak po prostu nagle przestał ją nienawidzić, tylko
dlatego,żeby pójść z nia na glupie przyjecie? - Harry wciaz był
pesymistycznienastawiony do sprawy. - A jeśli to jakas czesc jego
zadania, dla Voldemorta?
- O nie, Harry. Nie zaczynaj - powiedziala Ginny. - Nie wszystko musi mieć zwiazekz Sam- Wiesz - Kim.
- Ale Ginny, to co się dzieje, nie jest normalne.
Dziewczyna się zasmiała
-
A czy cokolwiek w naszym zyciu jest normalne? Na kazdym roku cos się
dzieje.Przypomniec ci? No wiec w pierwszej klasie ocaliles Kamien
Filozoficzny. Wdrugiej, ocaliles mnie, bo zostalam opętana, przez
dziennik Riddle'a. Wtrzeciej miales bardzo bliskie spotkanie z
wilkolakiem, cofnales się w czasie iocaliles Syriusza. W czwartej
odrodził się Voldemort no i w zeszłym roku...
-
Dobra. Nie kończ. - zamyslil się. - chwila chwila. Widzisz?! Wszystko
ci siędziało zawsze miało jakis zwiazek z Voldemortem! Co jeśli tym
razem jest taksamo?
- Harry, błagam, odpuść.
- Jasne. Ale jak cos się stanie, nie wkurzajcie się potem na mnie.
Harry wstal i wyszedl z Wielkiej Sali, mijajac po drodze Hermione. Poslal jejwsciekle spojrzenie.
- Co się stalo Harremu? - spytala siadajac kolo Ginny.
-
Pytanie brzmi, co się stalo Tobie. - powiedzial Ron, po czym wypil
duszkiemszklanke soku dyniowego, ktora natychmiast napelnila się na
nowo.
- Ron, o co ci chodzi?
- O Malfoya. Cala szkola już gada o waszej snieznej zabawie.
Kurcze, pomyslala Hermiona. Nie pomyslalam o tym.
-
Ron... - nie mogla dluzej ich oklamywac, musi w koncu powiedziec im
prawde.Tylko sama nie wiedziala jaka jest prawda. Miala im powiedziec,
że chybapolubila Malfoya? Przeciez z miejsca wyslaliby ja do Swietego
Munga.
- Co jest Hermiono? Co takiego się dzieje, że nam nie mowisz?
- Ron, to nie jest takie proste. Dajcie mi jeszcze troche czasu. Obiecuje, żewszystko wam wyjasnie.
- Jasne. - chlopak wstal i odszedl od stolu.
- Ron! - Hermiona wolala przyjaciela na prozno.
- Daj mu czas Hermiono. Jest zły, bo spedzasz teraz tyle czasu bez nich...
A do tego ten Malfoy...
- Draco. On ma na imię Draco - machinalnie poprawila ja dziewczyna.
- Okej. Hermiono, widze, że musimy powaznie porozmawiac. Chodz.
* * *
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz