środa, 4 września 2013

Rozdział 37


  Wróciłam z nowym rozdziałem. Wakacje zrobiły swoje i zaniedbałam bloga, dlatego dzisiaj dłuższy tekst.
Zapraszam :)






 W wielkiej sypialni, naprzeciwko ogromnego łoża ogień wesoło trzaskał w kominku, a pod sufitem lewitowały świece, pogrążając pokój w delikatnym półmroku.
W pościeli leżała wtulona w siebie para, a Ich nagie, blade ciała zdawały się iskrzyć w blasku świec, kiedy ich klatki piersiowe unosiły się równocześnie przy każdym oddechu.
Ich sny nie miały konkretnych kształtów ani kolorów - były mozajką, zmieszaniem wydarzeń, uczuć, wypowiedzi i były naprawdę piękne. Wszystko w nich zdawało się być przyjazne i dobre... Tak inne od otaczającej Draco i Hermionę rzeczywistości.
Wtuleni w siebie, pogrążeni we śnie, choć na chwile odcięli się od nieustających walk, zagrożenia i zła.
Hermiona obudziła się o świcie i przeciągnęła.  Z początku zupełnie nie wiedziała gdzie jest, ani co wydarzyło się poprzedniego wieczoru.  Kiedy spojrzała w bok i zobaczyła Draco, wszystkie wspomnienia  wróciły z taką siłą, że aż się zarumieniła.
Chłopak spal spokojnie - jego usta były delikatnie rozchylone, powieki drżały lekko, a platynowe włosy opadały na idealną twarz.
Hermiona uśmiechnęła się i odgarnęła je.
Niesamowite, pomyślała. Jest taki...
Nie dokończyła myśli, bo jej wzrok spoczął na Mrocznym Znaku na ramieniu chłopaka. Do jej głowy wdarły się obrazy z minionej mocy.
Tak bardzo chciała mu wtedy pokazać, że akceptuje go w pełni, choć on robił wszystko by ukryć swoje piętno. Pragnęła aby zrozumiał, że dla niej znak nic nie znaczy i że Draco wielokrotnie udowodnił, że nie jest śmierciożercą.
Wtuliła się w niego bardziej, uświadamiając sobie, że przecież w końcu trzeba będzie wstać. Wstać i zmierzyć się z rzeczywistością, z Alicją i z całą szkołą. Że nie będzie już tak kolorowo.
Ukojenie dla jej nerwów przynosił zapach Draco. Z każdym oddechem, czuła  jego słodką woń. Poczuła się nagle bezpiecznie, jakby razem z nim mogła stawić czoła wszystkim przeciwnościom....
Nagle poczuła delikatny pocałunek na swoim policzku. Odwróciła głowę i zobaczyła szare oczy wpatrujące się w nią.
- Dzień dobry, Granger.
Hermiona w odpowiedzi tylko się uśmiechnęła.
Nie miała pojęcia jak się zachować. Wczoraj wyznała mu swoje uczucia. Płakała. A w końcu... Kochała się z nim, na miłość Boską.
- Nie rób takiej miny - powiedział Draco. Hermiona nie wiedziała, jaką minę zrobiła, więc spojrzała na niego pytająco.
- To nie tak, że wywalę cie teraz z łóżka i każę ci się wypchać. – westchnął i wzniósł oczy ku niebu.
- Dzięki, bardzo mnie pocieszyłeś. - odpowiedziała rumieniąc się.
Chłopak zmarszczył brwi jakby głęboko się nad czymś zastanawiał.
- Wiesz ... - zaczął, ale przerwał. Kiedy znów przemówił, Hermiona miała dziwne wrażenie, że nie to chciał wcześniej powiedzieć - Mam nadzieję, że dobrze się czujesz?
Przez chwile zastanawiała się o co mu chodzi, a gdy zrozumiała jego niezbyt subtelną aluzję, myślała, że zapadnie się pod ziemię.
Pyta się o moje fizyczne samopoczucie. No tak. Chyba nie trudno było zauważyć, że byłam dziewicą.
Zarumieniła się jeszcze bardziej.
- Tak.
I była to prawda. Przynamniej częściowo, ale co jak co, nie miała ochoty dzielić się z nim z tym faktem.
- To dobrze. - pocałował ją w czoło.
Czuł się jednak niezręcznie i to było widać. Hermiona bez trudu rozpoznała to w jego słowach, ruchach, jego mięśnie były napięte, jakby w każdej chwili był gotowy do ucieczki.
- Co teraz? - spytała, spoglądając w jego zaspane jeszcze oczy.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. - odparł odwracając głowę. Delikatnie, aczkolwiek stanowczo.
To sytuacja bez wyjścia, pomyślała Hermiona. Bo niby co mamy teraz zrobić? Wyjść z tąd, trzymając się za ręce? To wszystko jest zbyt ... niebezpieczne.
I mimo, że te słowa z trudem przeszły jej przez gardło, wiedziała, że to jedyne możliwe rozwiązanie.
- Zostawmy to, Draco.
Chłopak natychmiast na nią spojrzał.
- Co masz na myśli? Ucieczkę?
- Nie - uśmiechnęła się słabo - Nas. To. Zostawmy to. To zbyt niebezpieczne, dla mnie... Dla ciebie.
- Nie ma...
- Wiesz, że to nie wypali. Zresztą, co tu jest do wypalenia? Poszliśmy że sobą do łóżka, to tyle. - powiedziała jednym tchem modląc się, aby Draco nie usłyszał drżenia w jej głosie.
- Co? - spytał wytrzeszczając oczy.
- Stało się, trudno. Takie rzeczy się zdarzają. Ale trzeba zostawić je za sobą.
- O czym to do cholery mówisz? - zezłościł się Draco, bo za cholerę nie mógł zrozumieć o czym mówiła Hermiona.
Ona sama poczuła palące łzy w oczach, więc wzięła głęboki wdech.
Mówiąc to wszystko, serce jej pękało, ale nie było innego wyjścia.
Przecież gdyby jego ojciec, Alicia, nie daj Merlinie, Voldemort się o tym dowiedzieli, nie tylko zabili by ją, ale też jemu zrobili by krzywdę. Zadał się że szlamowatą przyjaciółką Harry’ego Pottera. Skalał siebie i swoją rodzinę. To właśnie obiecała mu Alicja. Śmierć za złamanie jej warunków. Hermiona nie mogła dopuścić do tego, aby coś mu się stało, z powodu jej głupich uczuć i egoizmu.
- Tak będzie lepiej. - powiedziała i wstała.
- Niby dla kogo?!
- Dla ciebie! - krzyknęła ubierając się.
Chłopak wyskoczył z łóżka, tak jak go Pan Bóg stworzył i złapał ją za ramiona.
- Oszalałaś? Co ty... Jak ty sobie to teraz wyobrażasz? Że mogę tak po prostu wymazać z pamięci ostatnią noc? Wszystko co zrobiłaś i powiedziałaś? Granger, do cholery!
Spojrzała głęboko w jego szare oczy i zobaczyła w nich błaganie. Prośbę by została, by odwołała to, co przed chwilą powiedziała.
I choć z całego serca chciała zostać, wtulić się w niego i trwać tak całą wieczność, odwróciła od niego głowę i czekała aż odpuści.
- Zwykle nie masz z tym problemów.
- Granger...
- Mogłbyś mnie puścić? Chciałabym wyjść.
Ku jej zaskoczeniu puścił ją i cofnął się o krok, nie spuszczając jednak wzroku z jej twarzy. Kiedy tylko poczuła, że nic jej nie zatrzymuje, szybkim krokiem wyszła z Pokoju Życzeń.
- Hermiona! - usłyszała, zanim zamknęła drzwi.

                                                                           * * *


- Ginny. - Hermiona wślizgnęła się do dormitorium dziewcząt i budziła przyjaciółkę.
- Hermiono, czy ty wiesz która jest godzina... Daj mi spać...
- Proszę wstań, to ważne. - jęknęła brunetka, siadając na krawędzi łóżka Ginny.
- Okej... - ruda zwlokła się z niego i po omacku poszła do łazienki - Kurcze, jest szósta rano… Jest sobota... - marudziła, ochlapując zaspana twarz zimną wodą.
- Ciszej. Nie chcę żeby ktoś się obudził.
- Dzięki. A ja to co? - Ginny weszła z powrotem do pokoju. Zlustrowała Hermionę wzrokiem i zmarszczyła brwi.
- Coś tu nie gra. Wczoraj miałaś na sobie to samo ubranie... - zrobiła podejrzliwą minę - Gdzie byłaś całą noc?
- Właśnie o tym musimy porozmawiać. Ubieraj się i chodź. Poczekam na zewnątrz - zniżyła głos do szeptu, bo zobaczyła jak jedna z dziewczyn w sypialni kręci się niespokojnie na swoim łóżku.
Wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Czekanie na Ginny było dla niej katorgą, ledwo trzymała się na nogach z tego wszystkiego, miała dość, a nie zanosiło się na to, aby dziewczyna pojawiła się na korytarzu w przeciągu kilku minut.
Kiedy jednak wyszła, Hermiona zauważyła, że naprawdę się pospieszyła. Czekała na nią zaledwie piętnaście minut.
- Wiec? - spytała Ginny - Żądam wyjaśnień.
- Nie tutaj. - Hermiona gorączkowo rozejrzała się dookoła. Nie miała zielonego pojęcia dokąd iść.
Błonia. Tak.
Pociągnęła przyjaciółkę za rękę i wyszły z Wieży Gryffindoru. Hermiona modliła się, żeby nie spotkały Draco w drodze na dwór.
Kiedy po kilku chwilach dotarły na błonia bez przeszkód, odetchnęła z ulgą. Usiadła na trawie i zaprosiła Ginny gestem do siebie.
- Okej. zaczęła Hermiona - Więc...
Wczoraj spotkałam się z Draco i wiesz tak jakoś wyszło, że poszłam z nim do łóżka. Ale nie przejmuj się, to nic takiego, on jest świetny w te klocki, pomyślała i uśmiechnęła się.
- Więc? Zaczynam się martwić o twoje zdrowie psychiczne. - stwierdziła ruda.
- Byłam z Draco
- Kontynuuj... Coś czuję,że nie spędziliście całej nocy na gadaniu... - Ginny powoli odzyskiwała dobry humor.
- No nie. Ginny ja… My... - Hermiona nie wiedziała jak ubrać w słowa to co się stało.
- Spalaś z nim. - to zdecydowanie nie było pytanie.
- Tak - Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła.
Nie podobało jej się jednak sformułowanie 'spałaś z nim'. To nie było to. To było coś znacznie więcej...
Łagodny wiatr zmierzwił jej włosy, więc związała je gumką.
- To aż tak widać?
- Jeszcze jak! Oczy ci się błyszczą, jesteś dziwnie roztrzęsiona, a twoja skóra wydaje się błyszczeć. Tak. Całe twoje ciało aż krzyczy „Uprawiałam dobry seks!”. - Ginny wyszczerzyła zęby, kiedy Hermiona rozejrzała się gorączkowo dookoła, czy aby nikt nie słyszał tej ostatniej wypowiedzi.  - Ale jest coś jeszcze prawda? Dlatego teraz ze mną rozmawiasz, a nie jesteś z nim... - Hermiona przygryzła wargę i spuściła wzrok, na co Ginny zareagowała warknięciem. - Nie mów mi, że jak skończyliście, kazał ci się wynosić!
- Nie... Sama sobie kazałam.
- Co? Ale ... Było aż TAK źle?
Hermiona zachichotała mimowolnie
- Nie... Było... Oh, Ginny, było wspaniale, niesamowicie, pięknie... - przymknęła powieki pozwalając aby zalała ja fala wspomnień.
- No już, już, bo zaraz kompletnie odlecisz - Ginny dała jej kuksańca w bok.
- Po prostu... Ach... Tak strasznie chciałabym z nim teraz być, tak strasznie chciałabym, żeby to było prostsze...
- Co się stało?
- Ginny, ja nie mogę tak po prostu z nim być. Wiesz dobrze... - I opowiedziała przyjaciółce o całej ich rozmowie poprzedniego wieczoru. Momentami było jej naprawdę trudno przyznać do niektórych rzeczy, albo powtórzyć to co mówił Draco, ale jakoś dobrnęła do końca.
Kiedy spojrzała na Ginny, dziewczyna było zamyślona.
- Wiesz jak tak Alicia wygląda?
- Nie, dlaczego?
- Jakiś czas temu, widziałam w Hogsmeade dziewczynę. Wpadłam na nią, kiedy z Luną tam byłyśmy. I wiesz co… w jej oczach było coś takiego… Była straszna.

W głowie Hermiony pojawił się obraz garbatej, brzydkiej starej kobiety.
- Nie w tym sensie. Była piękna, miała wielkie niebieskie oczy, długie ciemne włosy... Ale patrzyła tak... Jakby chciała wszystkich pozabijać, to było straszne. Aż mnie ciarki przeszły. – wzdrygnęła się. - zastanawiam się, czy to mogła być ona.
- Nie wiem - Hermiona pokręciła głową. - W każdym razie, zostawiłam go tam.
- Tak mi przykro...
- Mi też. To znaczy... Wiesz, to była najpiękniejsza chwila mojego życia, czułam się tak, jakby on... też... Ale załuję, że to się tak skończyło.
- Skąd pewność, że się skończyło? Hermiono, obie wiemy, że idzie wojna. Wszystko niedługo się skończy.
- Tak, wojna. I nie wiadomo jak się skończy. Może wcale jej nie przeżyjemy, Ginny.
- Bądź dobrej myśli. Kto jak nie ty, zawsze powtarza Harry’emu, że on jest tym, który musi zabić Voldemorta? I że to zrobi? - Ginny ujęła rękę Hermiony.
- Wiem. Wiem. Ale zrozum, Alicia, jego rodzice... I Pansy. Mielibyśmy się ukrywać? Zresztą... Nawet nie wiem czy on – urwała.
- Czy on co. Czy coś do ciebie czuje? To chyba oczywiste, że tak.
- Nie, wcale nie takie oczywiste.
Ginny wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić.
- Zaczynasz mnie wkurzać. - Powiedziała - Draco Malfoy zwierzał ci się że swoich problemów. Draco Malfoy latał za tobą cały ten czas, kiedy nie chciałaś nawet na niego patrzeć, wiem, był chamski, ale miał powód i to poważny. On chciał cię chronić. Tęsknił za tobą. Do jasnej ciasnej, proszę zrozum. Dlaczego zawsze stawiasz na nim krzyżyk? Zawsze widziałaś w ludziach to co w nich najlepsze, dlaczego nie potrafisz dostrzec tego w nim?
- Dostrzegam! Ginny, dostrzegam! Wiem, że mimo wszystko jest dobry! Boi się, chcę chronić swoich rodziców, choć moim zdaniem na to nie zasługują. Wiem, że nie chce wykonywać tego zadania, wiem, że to dla niego trudne. Owszem jest wredny i chamski, ale tylko dlatego że tak został wychowany! - krzyczała Hermiona że łzami w oczach - Ale nie mogę pozwolić żeby ...
- Żeby co? - usłyszały. Obie spojrzały w bok i zobaczyły Draco wyłaniającego się zza drzewa.
- Co tu robisz? - spytała Ginny, zła, że podsłuchiwał ich rozmowę. - Ile słyszałeś?
- Wszystko - odparł, a jego glos nagle złagodniał.
- Oh, świetnie - mruknęła ruda - Naprawdę...
- Zostawisz nas samych? – spytał.                                                                                                        Ginny spojrzała na Hermionę, która wzrokiem prosiła ja aby została.
- Jasne. - podniosła się i rzucając przelotne spojrzenie na chłopaka, oddaliła się pospiesznie.
- Ginny! - krzyknęła Hermiona, panikując.
- Poradzisz sobie! - usłyszała w odpowiedzi.
- Jasne. - mruknęła.
Draco tymczasem zajął miejsce w którym poprzednio siedziała ruda dziewczyna i spojrzał na Hermionę.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Śledziłem was, proste. - odparł wzruszajac ramionami. – Nie patrz tak na mnie, jestem Ślizgonem. Możemy porozmawiać?
- A co właśnie robimy?
- Wiesz zauważyłem, że z niewiadomych powodów to zawsze ja za tobą latam...
- Nikt ci nie każe - przerwała mu
- Ja sobie każe - rzucił buntowniczym tonem. Hermiona tylko uniosła brwi.
Draco obawiał się tej rozmowy bardziej, niż poranka po wspólnie spędzonej nocy. Bał się tych wszystkich rzeczy, które mógł usłyszeć od dziewczyny siedzącej naprzeciwko. Tych, o których wiedział że są prawdą, ale uparcie nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Nawet jeśli słyszał już całą rozmowę Ginny i Hermiony, usłyszeć te rzeczy prosto w twarz, to co innego...
- Posłuchaj, Draco. Naprawdę nie widzę sensu, żeby roztrząsać temat.
- Ale ja widzę. Wkurza mnie twoje zachowanie, umiem o siebie zadbać. Nie jestem małym chłopcem, którego trzeba chronić, jasne?
- Nie wiem o czym mówisz.
- Dobrze wiesz - podniósł glos - chciałbym, żebyś w końcu zauważyła, że jesteś jedyną osobą która... Której... Szlag. Inaczej. Widziałaś kiedyś, żebym biegał wcześniej za jakąś laską tak jak za tobą i tym samym pozbywał się swojej wrodzonej dumy? Żebym ratował komuś życie? Żebym postawił kogoś ponad Zabiniego? Żebym z kimś rozmawiał w ten sposób? Może się nie domyślasz, ale to coś znaczy.
Draco kompletnie nie wiedział co powiedzieć. To znaczy wiedział, ale nijak nie chciało mu to przejść przez usta. Jeśli wyznałby jej prawdę, okazałby słabość. Teraz, póki jeszcze zatrzymywał to dla siebie ( i Zabiniego ) była jeszcze szansa, żeby się tego wyzbyć. Żeby to w sobie zdusić. Jeśli powiedziałby co czuje, nie byłoby odwrotu.
Ale z drugiej strony to była jedyna rzecz, której naprawdę teraz chciał. Tylko na tym mu zależało, tylko to się liczyło.
Wiedział, że to wszystko co się działo nigdy nie powinno mieć miejsca i że nikomu by się to nie spodobało, a raczej doprowadziłoby do jakiejś totalnej katastrofy, ale... Tak cholernie tego pragnął. Być z nią. Choć raz dać ponieść się uczuciom, wykorzystać ten czas, kiedy się pojawiły. Pozwolić by to co czuje wypełniło go całego...
- Proszę... - szepnęła Hermiona - Draco proszę… Tylko pogarszasz sytuację.
- To ty ją pogarszasz! - warknął - czy ty chociaż RAZ mogłabyś przestać wszystko analizować i dać się ponieść emocjom?
- Zrobiłam to wczoraj.
- I żałujesz - jego słowa były ostre jak stal.
- Nie. - powiedziała po chwili, odwracajac głowę - To straszne, ale nie.
- Straszne? - powtórzył Draco i zacisnął żeby - Czy ty się możesz określić?
Kiedy dziewczyna milczała, znów zabrał głos.
- Od początku wiedziałaś, że to co się między nami działo, odbiega od normy. Wiedziałaś, że nigdy nie będę dobrym chłopcem, takim jak Potter, że nie będę grzeczny, ułożony, milutki... A mimo to, brnęłaś w to. Ja też. Tylko że ja, w przeciwieństwie do ciebie, wiem czego chcę!
- Nie zawsze można dostać to, czego się chce. Myślisz że kim ja jestem co? Że włażę do łóżka każdemu? Jakbyś nie zauważył, to pozwól że cię oświecę - NIE. I naprawdę uważasz, że gdybym... Że gdybym nic do ciebie nie czuła i gdyby to co czuje nie było tak ... Silne... Prawdziwe ... Myślisz że zrobiłabym to co zrobiłam?
Draco poruszony jej słowami, ujął jej dłonie i ścisnął.
- Wiec czemu chcesz to przekreślić?
- Bo nie chcę, żeby stała ci się krzywda. - wydusiła. - Wiesz dobrze, że oni... Śmierciożercy...
- To chyba moja sprawa!
- Wlaśnie że nie! Nie możesz oczekiwać, że tak po prostu to zostawię!
- Spędzasz za dużo czasu z Potterem - mruknął chłopak.- Wy naprawdę nie możecie zostawić niczego w spokoju.
- Przestań.
- Nikt nie musi się o tym dowiedzieć. I wiem, że martwi cię też Alicja. I mnie też, ale ja sobie z tym poradzę. Nie myśl, że zostawię cie na jej pastwę. Wystarczy pozbyć się Parkinson.
- Nie. Draco, nie. - Hermiona wyrwała dłonie z jego uścisku, ale zaraz przyłożyła je do jego policzków. - Daj mi trochę czasu.
- Nie ma czasu - te słowa z trudem przeszły mu przez gardło.
- Co to znaczy? - spytała z przerażeniem, zabierając dłonie.
- To znaczy, że... Naprawiłem szafkę zniknięć.

czwartek, 30 maja 2013

Rozdział 36


 Jestem. wybaczcie tak ogromny poślizg, ale naprawdę, musiała odpocząć po maturach. w dodatku ten rozdział był dla mnie ogromnie trudny do napisania, mimo iż jest okropnie krótki. wiem, że większości z Was pewnie w pełni nie zaspokoi (że tak się wyrażę :P), ale myślę, że więcej naprawdę nie trzeba.
Obiecac mogę Wam tyle, że następny rozdział pojawi się napewno szybciej, z racji tego, że mam wakacje i ogroooomną ilość wolnego czasu, ale też, że będzie dłuższy. O wiele, wiele dłuższy. No nic. Zapraszam do czytania i komentowania :)
____________________________________________________________________________________________







Draco poderwał się z miejsca, pobiegł za nią i złapał ją za ramię,.
- Nigdzie nie pójdziesz!
- Bo co?! Nie chcę słuchać tych bzdur. Na miłość boską, nie mogę patrzeć w twoje zakłamane oczy! Nie mogę!
- Przepraszam! - ryknął, a Hermiona natychmiast zamilkła. - Rozumiesz? Przepraszam. Za wszystko. Za to co mówiłem, robiłem. Żałuję tego i wierz mi, że gdybym mógł cofnąć czas nigdy bym do tego nie dopuścił. Do niczego co się stało. Do tego... do tego co stało się po przyjęciu u Slughorna też. Wtedy nigdy nie naraziłbym cię na niebezpieczeństwo.
Hermiona wybałuszyła oczy, a łzy spłynęły po jej bladych policzkach.
- Za późno na przeprosiny. - wyszeptała.
- Nigdy nie jest...
- Jest. - wzięła głęboki wdech. - Bo się w tobie zakochałam.


* * * 

 - Zakochałam się w tobie. - powiedziała Hermiona, patrząc w szare oczy Draco.
W chwili, w której wypowiedziała te słowa poczuła niewypowiedzianą ulgę mimo, że tak bardzo się ich obawiała. Choć może to prawdopodobna reakcja Draco tak bardzo ją przerażała?
 Bardzo zresztą słusznie, bowiem kiedy do chłopaka dotarł sens tego zdania, zrobił taką minę, że Hermiona instynktownie zrobiła krok w tył. Teraz miała za sobą już tylko ścianę.
  Draco otrząsnął się z szoku jaki wywołała w nim ta informacja i powoli podszedł do Hermiony, która choć chciała, nie mogła się ruszyć. Niemalże automatycznie dotknął dłonią jej rozgrzanego z emocji policzka i pozwolił sobie zatracić się w uczuciu temu towarzyszącym.
 Hermiona mimowolnie zamknęła powieki - minęło już tyle czasu odkąd ostatnio ją dotknął... 
Nie zwróciła uwagi na kolejne łzy, które prócz jej twarzy moczyły teraz ręce chłopaka. Kiedy ponownie otworzyła oczy dostrzegła, że wpatrywał się w nią jak w najcenniejszą rzecz na świecie. Jego oczy płonęły srebrzystym blaskiem, a źrenice rozszerzyły się. Hermiona czuła dreszcze na całym ciele, niemal dygotała pod wpływem jego dotyku, a palące pragnienie jego odwzajemnienia odbierało jej oddech. Kiedy w końcu ją pocałował, dotarło do niej co się dzieje.
To wszystko było złe i niewłaściwe...to nie powinno mieć miejsca, bo było zakazane i oboje mogą za ten jeden moment srogo zapłacić, ale... Nie potrafiła się obronić. Z chwilą, kiedy poczuła smak jego ust, jego zapach... wszystko co czuła zmieszało się ze sobą i sprawiło, że nie była w stanie zmusić się aby go odepchnąć.
Kiedy w końcu odwzajemniła pocałunek, Draco ujął jej twarz w swoje dłonie i całował ją z pasją z jaką jeszcze nikt nigdy jej nie całował i o jaką nigdy by go nie podejrzewała. Przylgnęła do niego całym ciałem i poczuła jak jego serce bije jak po szaleńczym biegu, co tylko jeszcze bardziej potwierdziło jej nadzieję, że może to co się dzieje nie jest tak do końca złe.
   Draco całował ją desperacko, dopiero teraz czując jak bardzo mu jej brakowało. To było takie dziwne, całować Hermionę Granger, jednocześnie czując, że to najoczywistsza rzecz na świecie. Jego serce zdawało się rosnąć z każdym jej dotykiem, a on zdawał się być wreszcie na swoim miejscu.
 W końcu, po chwili, która wydawała się wiecznością, oderwali sie od siebie.
- Granger...
- Więc wracamy do Granger, tak? - Hermiona uśmiechnęła się, próbując złapać oddech.
W odpowiedzi Draco znów ją pocałował i tym razem już tego nie przerwał.
Wiedział, że to co się działo było złe i przyjdzie im za to słono zapłacić, ale miał to gdzieś. Ona tego chciała. On tego chciał. A przecież zawsze dostawał to, czego pragnął.
Z czasem ich pocałunki stały się mniej nachalne, tak jakby delikatnymi muśnięciami ust chcieli zapamiętać tego drugiego. wargi chłopaka musnęły policzek Hermiony, po czym powędrowały w dół ku jej szyi i dekoltowi, pieszcząc słodko jej skórę językiem.
Hermiona czuła dreszcze przeszywające jej ciało, było jej zimno i gorąco zarazem i nie mogła zebrać myśli. Ale czy to naprawdę było teraz takie ważne? Przecież było jej wspaniale, z ustami Draco  na jej szyi, jego dłońmi oplatającymi ciasno jej rozgrzane ciało.
Nie wiedziała, kiedy jego ręce wślizgnęły się pod jej bluzkę pieszcząc plecy i piersi, ale ku jej własnemu zaskoczeniu nie miała nic przeciwko. Wręcz przeciwnie, to wciąż było za mało. Wciąż nie była tak blisko niego jakby tego chciała, więc kiedy spojrzał na nią pytająco, skinęła głową, dając mu tym samym nieme przyzwolenie, aby kontynuował.
Nie zarejestrowała momentu, w którym jej bluzka wylądowała pod jej stopami, ani kiedy koszula Draco rozpięła się kompletnie, ukazując jego delikatnie umięśnione ciało. Jej palce błądziły po nim z zapamiętaniem, sprawiając, że z ust chłopaka wyrwał się zduszony jęk.
Cale jego ciało reagowało na jej pieszczoty, wołając o więcej. Sam chciał całować każdy kawałek jej ciała, chciał dawać jej ta samą radość jaką ona dawała jemu. 
Chciałl gestami wyrażać swoje uczucia, które ubrane w słowa za nic nie chciały przejść mu przez gardło. Dlatego, kiedy podniósł ja a ona oplotła go nogami w pasie,  obiecał sobie, że zrobi co w jego mocy, żeby wiedziała ile dla niego znaczy.
Żadne z nich nie otworzyło oczu, kiedy zamiast obicia kanapy na skórze poczuli delikatną satynę, a do ich nozdrzy napłynął delikatny zapach kwiatów. 
Nie myśleli już, że to co robią jest złe, że jutro przyjdzie im się zmierzyć z rzeczywistością, w której ktoś chce ich zabić, a nad światem wisi widmo wojny. 
W tej chwili istnieli tylko dla siebie i tylko oni się liczyli, czując nieopisaną przyjemność wynikającą z wzajemnej bliskości. Wspólne bicie serc, mieszające się ze sobą, przyspieszone oddechy...
Po tym wszystkim co razem przeszli, wszystkie wczesniejsze dobre wydarzenia wydawały się być niczym w porównaniu do tego.
Wzajemna akceptacja, uczucie, którym go Hermiona darzyła Draco, wiara jaką w siebie pokładali sprawiły, że Draco po raz pierwszy w zyciu czuł, że to co robi, to nie tylko fizyczny akt. To było coś znacznie więcej, bo po raz pierwszy w życiu.... czuł.



"A kiedy przyjdzie godzina rozstania,
Popatrzmy sobie w oczy długo, długo
I bez jednego słowa pożegnania
Idźmy - ja w jedną stronę,, a ty w drugą.

Bo taka nam już pisana jest dola,
Że nigdy dla nas jutro się nie ziści,
Wiecznie nam w poprzek stanie tajna wola,
Co tkliwość mieni w podmuch nienawiści. 

[...]
 
A kiedy przyjdzie godzina spotkania,
Może w nas pamięć dawnych chwil poruszy
I bez jednego słowa powitania
Popatrzym sobie aż w samo dno duszy..."*


__________________________________________________________________________________


* Tadeusz Żeleński - "A kiedy przyjdzie..."

















niedziela, 28 kwietnia 2013

NOTKA INFORMACYJNA

Witam wszystkich. :)
Ponieważ pojawiło się wiele zapytań odnośnie następnego rozdziału, a także pierwszych wpisów, postanowiłam napisać ten post, aby nie produkować się pod każdym komentarzem z osobna.
A więc.
Kolejny rozdział pojawi się niestety dopiero po maturach, ponieważ wcześniej nie dam rady. Matematyka się sama nie zda, a prezentacja nie napisze.
A teraz odnośnie pierwszych rozdziałów.
Nie wszyscy wiecie, ale bloga przenosiłam z Onetu, ponieważ serwis wariował, i jak tylko wchodziłam w bloga dostawałam torsji na myśl ile razy mnie wywali ze strony, albo notka się nie doda lub nie zapisze, więc po prostu wklejałam z telefonu wpisy i tyle.
Kiedy się przeniosłam nie miałam czasu żeby to wszystko naprawiać, żeby to jakoś wyglądało i żeby czytało sie miło i przyjemnie.
byłabym cholernie wdzięczna gdybyście co chwilę mi o tym nie przypominali, ponieważ jestem tego świadoma i pewnie gdybym miała tyle czasu, żeby wpisy poprawić, zrobiłabym to. Wiecie jednak, że ledwo mam chwilę dodać rozdział aktualny, a co dopiero grzebać w archiwum i poprawiać stare rozdziały. Po prostu proszę o zrozumienie.

To tyle : )
Wszystkie pytania zadawajcie w komentarzach, jeżeli jeszcze coś was niepokoi lub ciekawi :)

Pozdrawiam Kochani! <3

niedziela, 24 marca 2013

Rozdział 35


Przepraszam. Przepraszam za taką zwłokę. Nareszcie jednak udało mi się napisać rozdział, na który wszyscy czekali : )

Miłego czytania.
______________________________________________________________________________







- Coś jest nie tak, Hermiono.
- Ron, nie bądź takim pesymistą. Wszystko jest w porządku.
Rudzielec spojrzał na przyjaciółkę z powątpiewaniem, ale nic nie powiedział.
Razem z Harrym i Ginny zebrali się w bibliotece aby porozmawiać. Pani Pince co jakiś czas chodziła wokół nich i uciszała krótkim syknięciem.
Kiedy bibliotekarka po raz kolejny zniknęła w Dziale Ksiąg Zakazanych, Ron nie wytrzymał napięcia.
- Ona mnie zdradza! - wykrzyknął
- Luna? Zdradzać? - parsknęła Ginny. - Jesteś głupszy niż myślałam.
- Taka jesteś mądra, bo ty i Harry jesteście w jednym domu. Skąd niby mam wiedzieć co ona robi kiedy się nie widzimy?
- Pomyślmy - Ginny zmarszczyła brwi, wyraźnie nad czymś kontemplując. - Może... Nie, to nie może chodzić o to... - mruknęła tajemniczo.
- Co? - wystraszył się Ron. - Ty coś wiesz!
- Hm... może... uczy się do SUM'ów?
Na te słowa chłopak zaczerwienił się od czubka nosa po koniuszki uszu. Kompletnie wyleciało mu z głowy,że jego dziewczyna przystępuje w tym roku do egzaminów.
Harry zakrył usta ręką, aby ukryć rozbawienie, a Ginny wywróciła oczami, po czym zwróciła się do Hermiony, która była tak pogrążona w lekturze, że nie zwróciła uwagi na tę wymianę zdań.
- Co z tym chłopcem?
Dziewczyna podniosła wzrok znad książki.
- Nie wiem. Cały dzień chodziłam po szkole, szukałam go i pytałam o niego. Nie widział go żaden Krukon, ani Puchon. Do Ślizgonów nie poszłam, ale zakładam, że gdyby Draco lub Zabini coś wiedzieli, powiedzieliby, może nie mi, ale na pewno Dumbledore'owi.
- Więc co teraz? Mówiłaś, że miał na sobie szatę Ravenclawu. Tak po prostu sobie wyparował? - spytał Harry.
- Nie mam pojęcia. Nigdy wczesniej go nie widziałam, później też nie. Zaczynam myśleć, że wszystko sobie uroiłam.
Ginny pokręciła głową.
- A może ktoś się pod niego podszył? Może ktoś... chciał, żebyś rzuciła się mu na ratunek kiedy zjawili się dementorzy? Powiedzmy sobie szczerze, co na litość Boską pierwszoklasista mógł tam robić o tej godzinie? Hagrid miał lekcję ze mną, a Sprout z Malfoy'em. - powiedziała Ginny.
- Ale... - Hermiona chciała zaprzeczyć, ale widocznie zabrakło jej argumentów. Kiedy znów się odezwała, jej głos przepełniony był pewnością, ale tez lękiem. - Myślisz o tym samym co ja?
Ginny pokiwała głową.
- Myślę, że to ma związek z Malfoy'em.



* * *



- a cię kiedyś zamorduję. Przysięgam, że jeszcze chwila a nie ręczę za siebie i nie obchodzi mnie, co mi za to zrobi Alicja, czy wywalą mnie ze szkoły.
W tej chwili Pansy naprawdę wyglądała na przestraszoną.
- Znów to zrobiłaś. Znów do niej poleciałaś i powiedziałaś o mnie i Granger.
- Nie, - odparła dziewczyna lekko drżącym głosem. - Nie wiem o czym mówisz - skłamała.
Po prawdzie, spodziewała się, że Draco w końcu dowie się o wszystkim. A kiedy się dowie, naprawdę ją zamorduje nie dbając o konsekwencje.
- Nawet mnie nie uruchamiaj! Jeszcze jedna taka akcja, a przysięgam, że...
- Że co?
- Nie rób z siebie większej idiotki, niż w rzeczywistości jesteś. Dobrze wiesz co.
- Mhm... I co wtedy? Kto zostanie w Hogwarcie, aby chronić tę twoją durną szlamę? 
Bezczelna, pomyślał Draco i zagotował się w środku. Bezczelna kretynka.
- O to się nie martw. - warknął
- Myślisz, że Potter i Weasley będą w stanie coś zrobić? Mylisz się.
- Co się z tobą dzieje, do cholery?
- Nic. Bronię tego, co jest moje.
- Tego co jest twoje? Chyba nie masz na myśli mnie! - sytuacja była napięta, że w odruchu obronnym Draco omal nie wybuchnął głośnym śmiechem.
- Oczywiście, że o ciebie, Draco. Oboje dobrze wiemy, że wrócisz do mnie prędzej czy później. Osobiście wolę jednak opcję wcześniej, więc postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. W końcu przejrzysz na oczy. - odparła Pansy i odeszła, zostawiając Draco z ustami otwartymi tak szeroko, że bez problemu można by wsadzić w nie kafel.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem! - krzyknął do pustego już korytarza.
Kilka minut później, Draco stał przed Szafką Zniknięć z różdżką wyciągniętą przed siebie.
- Harmionia Nectre Passus. - szepnął.
Przed chwilą włożył do środka jabłko, które po wypowiedzeniu tego zaklęcia powinno zniknąć. 
Dla pewności powtórzył raz jeszcze i wpatrywał się  mebel, jakby jego wzrok mógł w czyms pomóc.
Kiedy znowu otworzył drzwiczki, ze zdziwieniem stwierdził, że jabłko zniknęło.
Kiedy powtórzył cały proces jeszcze raz, owoc był nadgryziony z jednej strony.
Udało się, pomyślał. W końcu się udało.
Zaskoczony tym faktem, odetchnął kilka razy, a potem uśmiechnął się szeroko.



* * *



- Aragog przekręcił się dziś w nocy. - oświadczył Ron następnego dnia na obiedzie.
Hermiona posłała mu zdziwione spojrzenie.
- No wiesz, ten wielki pająk, który próbował zrobić kolację dla swoich pajęczych dzieci ze mnie i z Harry'ego w drugiej klasie.
- Hagrid chciał, żebyśmy przyszli na pogrzeb. - wtrącił Harry.
- Pogrzeb... jakby normalni ludzie chowali takie potwory. Chyba nie oczekuje, że przyjdziemy? - spytał Ron.
- Myślę, że powinniśmy. - westchnęła Hermiona -  Wiecie jak bardzo Hagrid jest przywiązany do tych swoich... pupilków. no i nie widzieliśmy się z nim od wieków. Kiedy jest pogrzeb?
- Dzisiaj wieczorem.
- Dzisiaj... Oh, nie! Dzisiaj Ron i ja mamy spotkanie prefektów. - powiedziała tonem, który wskazywał, że naprawdę jest zawiedziona tym faktem. Ron natomiast odetchnął z ulgą.
- Prosze o uwagę. - rozległ się nagle głos Dumbledore'a,. Rozmowy w Wielkiej Sali zamilkły natychmiast, a wszystkie głowy zwróciły się ku niemu. - Jak zapewne wiecie, w szkole miał miejsce kolejny atak dementorów. Natychmiast wysłałem sowę do Ministerstwa, aby zajęli się sprawą. Oczywiście ostrożności nigdy nie za wiele, więc razem z reszta profesorów wzmocniliśmy zaklęcia ochronne wokół szkoły. Mogę z ulgą powiedzieć, że zamek jest juz bezpieczny. Przywracam więc dyżury prefektów oraz treningi Quidditcha, a także zakaz wychodzenia na błonia bez nadzoru nauczycieli. - tu rozległy sie okrzyki radości - Mimo wszystko, prosze jednak o zachowanie ostrożności i nie włóczenie się po szkole po godzinie 22. Musicie pamiętać, że siły ciemności, to nie tylko dementorzy i mogą uderzyć w każdej chwili. - Dumbledore przesunął wzrokiem po obecnych a jego spojrzenie zatrzymało się na chwilę na Draco. - Dziękuję za uwagę. - zakończył z wesołym uśmiechem na ustach.
- Znieśli zakazy! - ucieszył się Ron, zanurzając łyżkę w zupie pomidorowej.
- I przywrócili dyżury...- westchnęła Hermiona wyraźnie niepocieszona. -  No nic, wszystkiego dowiemy się wieczorem. - Włożyła do ust tosta, ale ledwo zmusiła się do jego przełknięcia. Na myśl o kolejnych dyżurach cos przewracało jej się w żołądku..
-Byłem wczoraj u Dumbledore'a. - powiedział Harry, kiedy weszli do Pokoju Wspólnego.
- I dopiero teraz nam mówisz?!
- Przez to całe zamieszanie z Hermioną i dementorami jakoś wyleciało mi z głowy. - przyznał.
- No więc na co czekasz? Opowiadaj! Oglądaliście jakies nowe wspomnienia? - spytał Ron.
- Nie... nadal nie wyciągnąłem od Slughorna tego najważniejszego...
- Harry, na co czekasz? Niedługo koniec roku! - przypomniała Hermiona,  lekko poddenerwowana.
Usiedli na kanapie naprzeciwko kominka, w którym delikatnie tlił się ogień. Ron wyciągnął swoje długie nogi na pufie i założył ręce za głowę.
- Myslisz, że nie wiem? - obruszył się Harry - Tylko, to nie jest takie proste. Próbowałem, przecież wiesz...
- Więc spróbuj jeszcze raz! Postaraj się.
- Starałem się! Spróbuj sama, a zobaczysz.
Hermiona przygryzła wargę.
- Gdybym miał choć trochę szczęścia...
- Harry, to jest to! - wykrzyknął nagle Ron, a z entuzjazmu o mało nie spadł na podłogę z głośnym łoskotem.
- Co?
- Szczęście, Harry! Felix Felixcis!
Zapanowała cisza. Harry i Hermiona spojrzeli na uradowanego Rona, a później na siebie.
- Ron, jesteś genialny! - wykrzyknęli jednocześnie.
Rudzielec wyraźnie zmieszany takim komplementem, zaczerwienił się po uszy.
- E... no, można tak powiedzieć. - mruknął.

Wieczór był chłodny. Zbliżała się siódma i wszyscy prefekci zbierali się powoli pod gabinetem profesor McGonagall, aby otrzymać informacje dotyczące przywrócenia dyżurów.
W tłumie, pod kolumną stał Draco i wzrokiem szukał Hermiony, wytrwale ignorując wściekłe spojrzenia rzucane mu przez Pansy.
Kiedy w końcu korytarza dostrzegł kędzierzawe włosy Gryfonki i światło księżyca padające na jej twarz, nabrał głośno powietrza.
Naprawdę kiedyś uważał ją za brzydką? Uważał, że zamiast włosów miała miotłę, zamiast zębów dwie łopaty... Naprawdę?
Przecież była piękna.
Nie w sposób oczywisty, nie miała blond włosów do pasa, wielkich niebieskich oczu i nóg do samego nieba. Nie... ale nadal, w pewien sposób była piękna. Jej cera, zwykle blada, teraz iskrzyła się delikatnym blaskiem, jej gęste rzęsy rzucały na policzki urocze cienie, a malinowe usta były lekko rozchylone od szybkiego kroku.
Ale to jej oczy najbardziej przykuły jego uwagę. Duże, w kolorze mlecznej czekolady, albo idealnie wypolerowanego drewna rączki jego miotły... Czy coś. Draco nigdy nie był dobry w poetyckich porównaniach. tak czy inaczej, miał ochotę tu przy wszystkich, podejść do niej i porwać w objęcia. Tak, aby wszyscy wiedzieli, że Hermiona Granger należy do niego i tylko do niego.
Poczuł rozczarowanie, kiedy dziewczyna minęła go obojętnie, nie zaszczycając nawet spojrzeniem.. Jeszcze gorzej zrobiło się, kiedy McGonagall przydzieliła go do dyżurów z Weasley'em.
To chyba jakas kpina, pomyślał.
Rudzielec spojrzał na niego z odrazą i szybko odwrócił głowę.
Spokojnie, Draco. Tylko spokojnie, zganił się. Nie daj po sobie poznać, że w ogóle cię to ruszyło.
Kiedy jednak  okazało się, że Hermiona będzie miała dyżury z Pansy, Draco zwyczajnie dostał szału. Z łatwością mógł wyobrazić sobie co będzie się na nich działo. Jak będzie się zachowywać Ślizgonka i jak to się może skończyć.
- ...Pan Malfoy z panem Weasley'em będą kontynuować patrole na trzecim piętrze. Panna Garnger i panna Parkinson będą odbywac dyżury w lochach. - zakończyła McGonagall i zwinęła pergamin, na którym spisane były wszystkie informacje. - Dyżury rozpoczynacie od godzinie dwudziestej, kończycie o dwudziestej drugiej, tak jak poprzednio. Poniedziałki, wtorki, środy, czwartki, piątki. - wskazała po kolei na każdą parę. - I uprzedzam. Nie będę tolerować żadnych wybryków ani pojedynków - spojrzała znacząco na Hermionę i Draco. - To wszystko.
Dobre sobie, stara smoczyco, prychnął Draco. Pansy na pewno weźmie sobie twoje słowa do serca.
Kiedy chłopak wszedł razem z Pansy do Pokoju Wspólnego Ślizgonów, dziewczyna rzuciła mu znaczące, triumfujące spojrzenie. Musiał zacisnąć pięści, żeby powstrzymać sie przed rozbiciem jej czaszki o chłodną kamienną podłogę.
Szybko przemyślał wszystkie dostępne dla niego opcje i podjąwszy decyzje popędził do sowiarni..





* * * 




Granger, 
Spotkajmy się za dwadzieścia minut pod posągiem smoka na siódmym piętrze. To ważne.

 Malfoy.

PS. Lepiej dla Ciebie, żebyś przyszła, bo inaczej znów użyje jakiegoś niewinnego Gryfiaka, żeby się do Ciebie dostać.


Hermiona jak zahipnotyzowana wpatrywała się kawałek pergaminu spoczywający w jej dłoni. 
Dopiero co wróciła ze spotkania prefektów, które okazało sie być kompletna porażką, a już dostała list od Draco z prośbą, a właściwie rozkazem, żeby się spotkać.
Widziała, że chłopak nie był zadowolony kiedy dowiedział się, że od teraz Hermiona będzie miała dyżury z Pansy. Chociaż nie. "Nie zadowolony", to zdecydowanie złe określenie. On był zwyczajnie wściekły.
To było powodem dla którego chciał się z nią zobaczyć? Chciał jej powiedzieć jak bardzo niepocieszony jest z powodu, że nie będzie mógł już uprzykrzać jej życia?
A może.. może chciał po prostu porozmawiać...?
Wszystko to zaintrygowało Hermionę do tego stopnia, że postanowiła pójść na spotkanie.
Tak czy siak, pomyślała, obiecałam to Ginny.



 * * *




Dokładnie siedemnaście minut później, Hermiona stała pod posagiem Rogogona Węgierskiego i czekała. wolała wcześniej pojawić się w umówionym miejscu i poczekać, niż ryzykować ponowne wtargnięcie Draco do Wieży Gryffindoru. 
Kiedy chwile później, chłopak pojawił się na kończy korytarza poczuła ucisk w żołądku, tak bolesny, że prawie zgięła się w pół. Zdała sobie bowiem sprawę, że będzie z nim sam na sam. Nikomu nie powiedziała dokąd sie wybiera, ani tym bardziej z kim. Gdyby coś jej się stało... poprawka. Gdyby on coś jej zrobił, nikt nie wiedziałby gdzie jej szukać.
Zdała sobie sprawę jak wielki błąd popełniła trzymając to spotkanie w tajemnicy i jak bardzo może tego wkrótce żałować, ale było już za późno na odwrót.
- Nie sądziłem, że przyjdziesz. - powitał ją Draco.
- Do rzeczy, czego chcesz? - spytała od razu.
- Konkretna do bólu - parsknął i wyciągnął w jej stronę dłoń. - Nie tutaj.
Dziewczyna spojrzała na niego jakby był co najmniej z innej planety i pokręciła głową.
- Nie mam mowy.
Draco wywrócił oczami i stanowczo, ale wciąż delikatnie chwycił jej dłoń poprowadził kawałek dalej.
Kiedy poczuła ciepło jego ciała na swojej skórze, przeszyły ją dreszcze. Po prawdzie, miała tego uczucia serdecznie dość. 
Nie wyrwała jednak ręki, tylko patrzyła na niego wyczekująco. Nie miała pojęcia o czym pomyślał, ale po chwili w ścianie pojawiły się drzwi do Pokoju Życzeń. Bez zbędnych ceregieli otworzył je i pociągnął Hermionę za sobą.
Pomieszczenie dziwnie przypomniało Pokój Wspólny Gryffindoru. - była tam bordowa kanapa, dwa fotele i ogromny kominek, w którym płonął ogień. Nad nim wisiało wielkie godło, które było połączeniem herbów Slytherinu i Gryffindoru - wąż owijał się wokół lwa, a tło było srebrno złote.
Hermionie nie bardzo sie to spodobało.
Być może pokój wyczuwał coś i chciał dac im do zrozumienia, że dwa zwaśnione domy odnajdą tutaj porozumienie, ale jak na jej gust, wąż wyglądał jakby chciał zdusić lwa, a nie się z nim bratać.

- Siadaj. - odezwał się Draco, siadając na kanapie.
- Nie mów mi co mam robić.- fuknęła dziewczyna, ale usiadła jak najdalej od niego. Chłopak wywrócił oczami. - Po co mnie tu ściągnąłeś?
- Żeby porozmawiać. Wyjaśnić.
- Och... więc proszę, mów. Tyle tego jest, że pewnie zostaniemy tu do rana, więc streszczaj się.
Draco zignorował ta uwagę i przeszedł do rzeczy.
- Od czego by tu... cholera. - zmarszczył brwi.- Po pierwsze, nie odpisałaś na mój list, a wydawało mi się, że jasno sie wyraziłem, kiedy napisałem, że masz odpowiedzieć, prawda?
- Nie mów mi, że przez to, że nie dostałeś mojej odpowiedzi zachowujesz sie wobec mnie jak ostatni...
- Nieważne. - przerwał jej. - To w zasadzie nie ma nic do rzeczy. Dostałaś dyżur z Parkinson.
- I co z tego? - Hermiona zaczynała się niecierpliwić.
- To, że znam Pansy prawie całe swoje życie i ze spokojnym sumieniem mogę powiedziec, że jest jędzą i najgorszą plotkarą na Ziemi. Wszystko co się dzieje... i działo... lata z tym do mojej kuzynki.
- I co z tego? - powtórzyła dziewczyna, ale tak naprawdę domyślała się co zaraz powie jej Draco.
- Możesz mi nie przerywać? - zirytował się Draco. Odczekał chwile, az Gryfonka odetchnie dwa razy i kontynuował.
Opowiedział jej wszytskie zdarzenia, które miały miejsce od świąt i dokładnie wypatrywał reakcji Hermiony na jego słowa.
Pech chciał, że była ona przygotowana na te rewelacje więc do końca jego historii zachowywała kamienną twarz.
- Rozumiesz teraz, dlaczego zachowywałam się jak....
- Nie.
- Czekaj, co?
- Skąd mam wiedziec, że to prawda? Skąd mam miec pewność, że nie robisz sobie ze mnie żartów po raz kolejny? Że to.. to wszystko od początku do końca było prawdziwe? - głos jej zadrżał. - a nie udawane, na potrzeby twojej durnej zabawy i uciechy?
- Bo to było prawdziwe!
- Nie wierzę.
- Posłuchaj. Wiem, że to brzmi irracjonalnie, ale...
- Ale co? Zachowujesz się jak cham, bo co?
- Bo chcę cię chronić.
- Nie wierzę. - Hermiona pokręciła głową.
- Trudno.
- Trudno?! - wykrzyknęła nagle
- O nie, nie zaczynaj sie drzeć. Błagam, moje uszy tego nie wytrzymają.
- Och, zamknij się! Chcesz mnie chronić, dlatego mnie upokarzasz, dlatego mi grozisz, dlatego chcesz, żebym umarła?
- Nie chcę! Zrozum! Parkinson wszystko jej kabluje! Muszę udawać, żeby nic ci się nie stało! Widziałaś do czego jest zdolna!
- Świetnie ci to wychodzi - prychnęła - Bardzo naturalnie. I... dla tych wlaśnie pozorów uratowałeś mi życie? Raz? Drugi?
Draco skwasił się.
- Nie. To było... ja...
- Widzisz? Nawet nie wiesz co powiedzieć. Naprawdę jesteś podłym, zakłamanym dupkiem.
Hermiona nie wiedziała co jej się stało. Po prostu nagle szlag ją trafił. Nie mogła już dłużej siedzieć tak i słuchac tych bzdur. To wszystko było nienormalne. Co ona komu zrobiła,żeby chcieć ją zabić? Absurd.
- Przestaniesz mnie kiedyś obrażać? - wzburzył się Draco - Przychodzi człowiek do ciebie, prosi się o rozmowę...
- Prosi to się świnia.
- ... A ty zaczynasz rzucać w niego mięsem.
- Jaki porządny się nagle zrobiłeś, nie ma co!
- Granger, uspokój się!
- Nie! - Hermiona poderwała się na nogi. - Wcale się nie uspokoję! Cały ten cholerny czas zastanawiałam się, co się stało, że tak się zmieniłeś. Nie mogłam znieść twoich docinków, żartów i upokorzeń! Wiesz jak to bolało, po tym wszystkim?! Umiesz to sobie wyobrazić?! Draco, do cholery, powiedziałeś, że chcesz, zebym umarła! - w oczach stanęły jej łzy.
Długo skrywana złość i ból właśnie dały o sobie znać. Słowa płynęły z jej ust niekontrolowanie,a  to samo miało zaraz stać się ze łzami w jej oczach.
- Tak dla przypomnienia, też mi to powiedziałaś! Cholernie mnie to ucieszyło, wyobraź sobie! Czy ty nie nie rozumiesz? Nie mogę tak po prostu udawać, że Alicja nie groziła ci śmiercią! Gdybym zachowywał się tak, jak faktycznie bym chciał, już była być martwa!
- Co z tego?! I tak już tak się czuję! - wykrzyknęła i ruszyła w stronę drzwi.
Draco poderwał się z miejsca, pobiegł za nią i złapał ją za ramię,.
- Nigdzie nie pójdziesz!
- Bo co?! Nie chcę słuchać tych bzdur. Na miłość boską, nie mogę patrzeć w twoje zakłamane oczy! Nie mogę!
- Przepraszam! - ryknął, a Hermiona natychmiast zamilkła. - Rozumiesz? Przepraszam. Za wszystko. Za to co mówiłem, robiłem. Żałuję tego i wierz mi, że gdybym mógł cofnąć czas nigdy bym do tego nie dopuścił. Do niczego co się stało. Do tego... do tego co stało się po przyjęciu u Slughorna też. Wtedy nigdy nie naraziłbym cię na niebezpieczeństwo.
Hermiona wybałuszyła oczy, a łzy spłynęły po jej bladych policzkach.
- Za późno na przeprosiny. - wyszeptała.
- Nigdy nie jest...
- Jest. - wzięła głęboki wdech. - Bo się w tobie zakochałam.






niedziela, 17 lutego 2013

Rozdział 34


Już jest! Nacieszcie oczęta bo totalnie nie wiem kiedy będzie następny rozdział. MAtura, te sprawy, wypadałoby się za to wziąć :D

_____________________________________________________________________________



Profesor Sprout jak na komendę odwróciła się i spojrzała w niebo. Dostrzegłszy dementorów wybiegła przed uczniów i krzyknęła.
- Do szkoły! Wracajcie do szkoły! - a sama skierowała różdżkę do góry.
Draco przeklnął w myślach i szybkim krokiem ruszył do zamku. Nie zdążył zajść daleko, bo dostrzegł coś co sprawiło, że stanął jak wryty.
To chyba jakiś żart, pomyślał, widząc Hermionę biegnącą dokładnie w przeciwnym kierunku. Krzyczała coś, ale wśród wrzasków innych uczniów Draco nie słyszał co. Ludzie popychali go, a on rozglądał się gorączkowo i szybko zrozumiał dlaczego Granger biegła.
Jakieś sto metrów od niej, stał mały chłopiec. Sparaliżowany patrzył w niebo, a dziewczyna chciała go uratować przed dementorami. Niewiele myśląc, rzucił się w ich kierunku. Kiedy Blaise zorientował się co robi jego przyjaciel, nie czekając pobiegł za nim.
- Draco, ty idioto! – krzyczał, ale Draco go zignorował. Zauważył, że dementorzy są już zaledwie kilka metrów od chłopca i Granger. Dziewczyna bezskutecznie próbowaąa odciągnąć dzieciaka.
- Chyba sobie żartujesz, Granger! - krzyknął, dopadając dwójkę. 
Dziewczyna spojrzała na niego wystraszona, a on zauważył, że brunetka nie ma różdżki.
- Gdzie masz różdżkę?! – spytał - Niech to szlag! - warknął, kiedy Hermiona pokręciła głową.
Dementorzy powoli sunęli ku nim. Zrobiło się zimno i szaro. Gdzieś z tyłu profesor Sprout walczyła z inną grupą zjaw. Blaise dobiegł do Draco również wściekły. 
Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo dementorzy zaatakowali.
- Expecto Patronum! - ryknęli razem Draco i Blaise. Kruk i rekin wyskoczyły z ich różdżek i odparły atak dementorów.
- Granger, bierz dzieciaka i uciekaj, zatrzymamy ich. - powiedział Blasie, kierując różdżkę tak, aby rekin krążył wokół dziewczyny i chłopca.
Hermiona pokiwała głową i chwyciła małego Krukona za rękę.
- Jazda!
Hermiona popędziła w stronę zamku, co chwilę się potykając. Krukon płakał i trząsł się cały, ale biegł dzielnie, dotrzymując Hermionie kroku.
Dziewczyna obejrzała się, aby zobaczyć co dzieje się na polanie.
Ślizgoni biegli ile sił w nogach, a dementorzy podążali za nimi. Nie byli w stanie w dwójkę powstrzymać setek dementorów
Profesor Sprout odparła już atak i biegła w jej stronę. Kapelusz jej się przekrzywił, a twarz miała ubłoconą.
Hermiona jednak biegła dalej. Była już naprawdę blisko zamku, kiedy potknęła się o wystający korzeń i upadła na ziemię.
Chłopiec wyrwał się z jej reki i chciał pomóc jej wstać.
- Biegnij dalej! – krzyknęła, a on posłuchał od razu.
Chciała wstać, ale poczuła porażający ból w kostce. Przeklnęła i jeszcze raz spróbowała wstać. 
Nagle czyjeś ręce podniosły ją do góry i pociagnęły za sobą.
- Ty mnie kiedyś wykończysz – powiedział Draco, zakładając sobie jej ramię za szyję. Podtrzymał ją i razem pobiegli.
Chłopak miał zmierzwione włosy i uśmiechał się krzywo.
Blaise biegł za nimi, a kilka metrów dalej profesor Sprout. 
Mimo, że tamci dementorzy zniknęli, z lasu napływali inni.
Wszyscy dotarli już do drzwi zamku, kiedy te otworzyły się z hukiem.
Ze szkoły wypadli Dumbledore, Snape i McGonagall, a za nimi truchtała pani Pomfrey z przerażoną miną.
- Szybko do szkoły! - zagrzmiał Dumbledore, a oni nie czekając wbiegli po schodach. Na górze usłyszeli wielki huk.
Nie obrócili się jednak.



* * *




- Rany boskie, Granger. Musiałaś, prawda? - spytał Draco, kiedy razem z Hermioną i Blaisem weszli do Skrzydła Szpitalnego. - Musiałaś ratować tego dzieciaka.
- Musiałam - odpowiedziała, siadając na łóżku.
Blondyn wzniósł oczy do nieba, kręcąc głową.
- Jesteś niemożliwa. Pokaż lepiej tę nogę.
Blaise, który patrzył na wszystko z boku uśmiechnął się pod nosem.
- Nie. Poczekam na panią Pomfrey.
- Nie kłóć się ze mną. – I nie zważając na protesty Hermiony, podwinął nogawkę jej spodni i ściągnął buta. Hermiona spłonęła rumieńcem i spuściła wzrok.
- Nie jest tak źle... - powiedział po dokładnych oględzinach - Chyba tylko stłuczona.
- Świetnie - warknęła Hermiona, odsuwając się na łóżku. Mimo, że dotyk chłodnych palców Draco na jej skórze przyprawiał ją o dreszcze, nie chciała, żeby obmacywał ją przy obcych.
Ten obcy, czyli Blasie, wybuchnął śmiechem. Kiedy zobaczył spojrzenia pozostałej dwójki, zaczął śmiać się jeszcze głośniej.
- Nie no. Jesteście niemożliwi.
- Blaise zrób nam przysługę i zjeżdżaj. - powiedział Draco ze sztucznym uśmieszkiem na ustach.
- Daj spokój. Granger chyba jest już wystarczająco posr... e… przestraszona, więc może przestań robić te głupie ryje?
Hermiona z zaciekawieniem słuchała tej wymiany zdań. Szczerze mówiąc, to chciało jej się śmiać. 
Pomyślała, że Draco i Blaise muszą być dobrymi przyjaciółmi.
Po chwili jednak weszła pani Pomfrey i żadne z nich już się nie odezwało.




 * * *




Kiedy Hermiona Draco i Blaise opowiedzieli Dumbledore'owi co się stało, było już po trzeciej. 
Dyrektor odpędził dementorów i godzinę rzucał na szkołę zaklęcia ochronne, razem ze Snapem i McGonagall.
- A co z tym chłopcem, profesorze?
Dumbledore zamyslił się.
- Obawiam się, panno Granger, że żadnego chłopca nie było.
- Co? Ale... Sama widziałam! Przecież... Draco! Wy też go widzieliście! - wykrzyknęła Hermiona, która kompletnie nie wiedziała o co chodzi.
Draco i Blaise pokiwali głowami.
- Był tam. Mały Krukon. Zwiał gdzieś, kiedy Granger się potknęła - powiedział Blaise.
Draco miał zaciętą minę. Nie odzywał się prawie wcale.
- Proszę, nie zawracajcie sobie tym głowy - mruknął Dumbledore - Możecie iść. Zajęcia już się skończyły i uważam, że zasługujecie na porządny odpoczynek. - uśmiechnął się, a oni opuścili gabinet dyrektora.
- Nic nie rozumiem... - szepnęła Hermiona, kiedy zeszli po schodach. 
Nie myślała o tym, że właśnie idzie z dwoma najgorszymi Ślizgonami pod Słońcem. Była zbyt zdenerwowana aby się Tm przejmować.
- Masz jakieś konkretne plany na resztę roku? - spytał Draco, ni stąd ni z owąd.
- O co ci chodzi?
- Zastanawiam się, ile razy jeszcze będę ratował ci życie i czy nie powinienem ustalić sobie z tobą jakiegoś grafiku, czy coś. - Blaise zachichotał. Powoli zaczynało to Hermionę wkurzać, tak jego ciągła wesołość nie zależnie od sytuacji.
- Nikt ci nie kazał tam biec. - warknęła dziewczyna. - Skoro to dla ciebie taki problem, to po prostu poproś Voldemorta, niech mnie sprzątnie.
Draco wybaluszył oczy, a Blaise zwijał się ze śmiechu. Hermiona zmierzyła ich obu wzrokiem i szybko odeszła, miotając pod nosem przekleństwa.   
- Kłócicie się jak stare małżeństwo. - powiedział Blaise, kiedy Draco stał z podniesionymi brwiami i wpatrywał się w plecy Gryfonki.
- Ona cię przytemperuje. - zawyrokował - Jestem pewien.
- Ona jest nienormalna. - stwierdził Draco.
- Ooo, nie stary. Ona jest genialna. Zawsze powie ci coś takiego, że stoisz dziesięć minut z otwartą gębą.
- Nie wierzę, że mówisz o niej takie rzeczy. 
- No widzisz, jak to bywa. Chyba nawet zaczynam ją lubić. - odparł Blaise szczerząc się jak kretyn. - Mowie ci.




 * * * 




Godzinę później Draco, korzystając z jednego z tajnych przejść udał się do Hogsmeade. 
Szedł brukowaną uliczką tak, aby nikt go nie zauważył. Gdyby ktoś dowiedział się, że jest poza szkołą, nie miał by po co do niej wracać.
Na końcu ulicy zobaczył wielki dom z cegły. Wyglądał strasznie ponuro – ciemnobrązowe okiennice skrzypiały przy każdym powiewie wiatru, szyby były nie tyle brudne, co nieprzejrzyste i kiedy się na nie patrzyło, czuło się grozę bijącą od budynku.
Zdecydowanym krokiem podszedł do drzwi i zapukał.
Otworzył mu skrzat domowy i skłonił się nisko.
- Prowadź do Alicii. - rozkazał Draco. 
Stworzenie skłoniło się po raz kolejny i potruchtało do jednego z pokoi. Blondyn nie czekał, tylko poszedł za nim.
- Kto przyszedł, Gburku? - Alicia wkroczyła do pokoju. Kiedy dostrzegła Draco, uśmiechnęła się szeroko. - Co cie do mnie sprowadza?
- Co to miało być? - spytał
- Nie wiem o czym mówisz - udała niewiniątko, ale w jej oczach czaiły się ogniki szaleństwa i samozadowolenia.
- Dobrze wiesz! Dementorzy? Eliksir Wielosokowy? Serio? 
Dziewczyna zachichotała.
- Byłam bardzo przekonująca, prawda? 
- Jesteś nienormalna! - wykrzyknął Draco, nie kryjąc swojej złości. - Jak to w ogóle zrobiłaś?! Po co to w ogóle zrobiłaś?! 
Nagle dziewczyna spoważniała.
- Powiedziałam ci, żebyś dal sobie z nią spokój, czy tak? Więc dlaczego, do jasnej cholery, wciąż za nią latasz?
- Nie latam! Parkinson coś znów sobie wymyśliła! - Draco modlił się w duchu, aby Alicia nie wiedziała o jego rozmowie z Granger. Żeby chodziło o jej dziwne urojenia… 
Jednak w momencie, kiedy się odezwała, jego nadzieje się rozwiały.
- Zrobiłeś niezłą furorę, włamując się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Nietrudno się o czymś dowiedzieć, kiedy wszyscy o tym mówią.
- Nigdzie się nie włamałem.
- Nie kłam. Wspomnienia w twojej głowie, mówią co innego.
Kurwa mac, pomyślał Draco. Oklumencja.
- Powiedziałam, że ją zabiję. Uprzedzałam cię, ale ty to zignorowałeś. Wolałeś iść do niej i wszystko jej powiedzieć. Nie pogrywaj że mną, Draco - zagroziła.
W tym momencie chłopak dostrzegł, że w prawej ręce dziewczyny spoczywa różdżka.
- Co cię to obchodzi? Znajdź sobie kogoś i odwal się ode mnie. Dawno się nie bzykałaś, że tak się zachowujesz?
Alicja zacisnęła zęby. Machnęła różdżką i Draco leżał na podłodze i zwijał się z bólu.
- Jesteś ... Psychiczna – wysapał.
Za wszelka cenę starał się nie pokazać, jaki ból odczuwa.
Kiedy pomyślał, że Alicja zdjęła zaklęcie, zalała go jeszcze większa fala bólu. Dziewczyna chodziła dookoła niego śmiejąc się.
- Mam nadzieję, że to cię czegoś nauczy. - powiedziała słodkim głosem, pozwalając mu wstać. Draco automatycznie przypomniała się Umbridge. - A teraz wynos się, czekam na kogoś.
Nie patrząc na nia, zacisnał zęby i wyszedł z domu.
Był wściekły. Pot spływał mu po czole a mięśnie bolały jak po morderczym treningu. Idąc, wymyślał coraz to nowe, obraźliwe określenia dla kuzynki.
Głupia krowa! Psychiczna kretynka! Popieprzona wariatka!

 Kiedy znów znalazł się w zamku i wszedł do Dormitorium Ślizgonów, siedziała tam Pansy.