piątek, 21 grudnia 2012

Rozdział 31

Witajcie! No, jestem. Wiem, że Was męczę każąc Wam tak czekac, ale niestety, teraz zaliczałam zaliczałam zaliczała. masakra.Pewnie jeszcze jeden rozdział przed świętami się pojawi, a w wolne dni nadrobię zaległości na Waszych blogach.
W tym rozdziale uprzedzam, może panowac chaos, ponieważ musiałam prawie cały zmienić ze względów niezgodnych z fabułą. Co wyszło, to wyszło. Miłej lektury i zapraszam do komentowania! Fajnie, że z odcinka na odcinek jest Was więcej <3

___________________________________________________________________________


Godzinę później, Hermiona opuściła Trzy Miotły pod pretekstem załatwienia kilku spraw w pobliskiej księgarni. Ron i Harry nie mieli najmniejszej ochoty towarzyszyć przyjaciółce, bo dobrze wiedzieli, że kiedy wpuści się ją do jakiegokolwiek pomieszczenia z książkami, hipogryfami jej stamtąd nie wyciągną.
Hermiona pomachała chłopakom przez okno i zapinając płaszcz, szybkim krokiem ruszyła wzdłuż głównej ulicy Hosmeade.
To, co powiedziała im o księgarni, było najzwyklejszym w świecie kłamstwem, ale dziewczyna nie była w nastroju na wysłuchiwanie kazań, gdyby powiedziała im, co naprawdę zamierza zrobić. A zamierzała poszukać Draco i wcisnąć mu tą jego kartkę tak głęboko, że...
Nie przesadzaj, Hermiono, pomyślała, kręcąc głową.
Gdy tak szła i rozglądała się dookoła, wszędzie widziała nauczycieli, patrolujących ulice i uliczki, w razie niespodziewanego ataku dementorów. Kiedy spotkała na swej drodze profesor McGonagall, dostała upomnienie, że nie powinna sama włóczyć się w takiej sytuacji, tym bardziej, że tym razem, może  nie mieć tyle szczęścia co w Zakazanym Lesie.
Tak, napewno, prychnęła pod nosem dziewczyna, zaglądając przez okno do sklepu z antykami. Wtedy z Malfoy'em w Ciemnym Lesie miała więcej szans na przeżycie niż teraz, w biały dzień w wiosce pełnej czarodziejów.
Nie miała jednak czasu oceniać sensu wypowiedzi McGonagall, bo oto właśnie dostrzegła blond czuprynę w jednej z zecienionych uliczek. Na nieszczęście, Malfoy nie był sam - towarzyszył mu, ostatnio nie od łączny, co bardzo dziwiło Hermionę, skoro Ślizgon zawsze zadawał się z Crebbem i Goylem, Blaise Zabini.
Nie czekając dłużej, dziewczyna prawie pobiegła w ich stronę, wyjmując z płaszcza pomiętą kartkę.
- To chyba twoje, - powiedziała, gdy do niech dotarła. Wcisnęła blondynowi pergamin do ręki patrząc wrogo w jego stalowe oczy - Daj mi w końcu spokój.
Po czym odeszła, nie oglądając się za siebie.
- No, no widzę, że przed nami jeszcze długa droga - zachichotał Blaise patrząc, jak dziewczyna się oddala.
- Mówiłem ci, że to poroniony pomysł. - mruknął Draco, chowając kartkę do kieszeni. - Ona mnie nie znosi.
- Znosi czy nie, ma coś do ciebie.
- Ma. Krzywe nogi jak sra. Od kiedy jesteś takim znawcą w tych sparwach?
- Od zawsze.- Blaise wyszczerzył zęby.
- Jasne - prychnął Draco, kiedy weszli do Trzech Mioteł.


* * *




Mecz Gryfoni przeciwko Puchonom, miał odbyć się dzisiaj, po powrocie uczniów z Hogsmeade.
Harry był lekko poddenerwowany, głównie przez McLagena, który ciągle zachowywał się, jakby był kapitanem drużyny i rozstawiał wszystkich po kątach. Poza tym, chłopak był wściekły na Hermionę za to, że rzuciła go parę dni wcześniej i na wsyztskich nieustannie się wyżywał.
Ron, który nadal przebywał w Skrzydle Szpitalnym, kiedy tylko Harry przychodził go odwiedzić, wypytywał go o Cormaca.
- To kretyn - odpowiedział Harry na kilka minut przed meczem. - Nie znoszę go.
- Nie wiem co tej Hermionie odbiło, żeby się z nim spotykać.
Harry pokiwał głowa, na znak, że się z nim zgadza.
- Widziałeś może Lunę? - spytał Ron zmieniając temat.
- Poszła już na stadion, będzie komentować... i, właściwie, ja tez już lecę. - odprał Harry zrywając się z miejsca.
- Powodzenia! - krzyknął za nim rudy, ale on już go nie słyszał. Biegł na boisko, potrącając po drodze uczniów, którzy na mecz się nie wybierali, bo był dość mocno spóźniony.
Przy końcu korytarza wpadł na kogoś, ale nawet się nie obejrzał, tylko dalej biegł na złamanie karku.
- Uważaj jak leziesz, Potter - warknął potrącony Draco, do pustego juz korytarza.
Prychnął i spokojnym krokiem także ruszył na mecz.
Rozgrywka nie była tak nudna, jak się spodziewał.
PsychoLuna była komentatorem i dostarczała widzom sporo uciechy. Szczególnie wtedy, gdy w połowie meczu Potter dostał od McLaggena tłuczkiem, a ona nie omieszkała skrzyczeć go przed całą szkołą, mówiąc coś o tym, gdzie mu wsadzi róg Krępaka Chromorogiego, czy jakoś tak.
Po raz pierwszy od wielu dni, Draco zapomniał na chwilę o wszystkim i po prostu tarzał się ze śmiechu. to był zdecydowanie najlepszy mecz , jaki widział w życiu.
Dopiero, kiedy Granger wbiegła na boisko do leżącego na ziemi Pottera, cała radość z niego uleciała.
Mimowolnie wyobraził sobie podobną scenę, w której to on był na miejscu Bliznowatego, a Hermiona podbiegała do niego ze łzami w oczach i wzywała pomocy. A potem...
Boże, co za żenada, pomyślał kręcąc głową. Serio stary? Tylko na to cię stać?
- Draco, pobudka. - Blaise po raz któryś wyrwał go z zamyslania, za co tym razem Draco był mu wdzięczny. Takie myśli sprawiały, że robiło mu się słabo - jakim cudem stał sie takim ckliwym kretynem?
- Mhm.. - Blaise uśmiechnłą się szeroko - Ta Lovegood, to naprawdę jest nienormalna. Ale przynajmniej śmieszna. A ten McLaggen? Kompletny idiota, nie dziwię się, że sprałeś mu pysk.
- Nawet mi o nim nie wspominaj. Nadal mam ochotę roztrzaskac mu głowę o podłogę w Wielkiej Sali.
Blaise zaśmiał się głośno kiedy weszli do szkoły.
- Staary - brunet poklepał Draco po plecach - rób co ci się żywnie podoba, całym serce jestem z tobą.
- Z czym? Masz taki organ jak serce?
- Ano. Ty tez podobno nie masz, a tu proszę. Caałe należy do Granger.
Na jego słowa grupka Krukonek spojrzała w ich stronę.
- Głośniej, nie słyszeli cię w Hogsmeade.
- Wyluzuj... chyba chcesz, żeby ona się dowiedziała?
- Szczerze mówiąc, niekoniecznie. A już na pewno nie w taki sposób. Czysta krew - mruknał kiedy dotarli pod Pokój Wspólny Ślizgonów. Przeszli przez próg i usadowli się na fotelach, nie zdjemując nawet kurtek.
- Wię niby jak? - drążył Blaise. Draco zaczynał mieć już dość tej jego wiecznej paplaniny cholernego swata.
- Nijak. Wcale jej nie powiem, - wzruszył ramionami, chcąc zakończyć tą głupią rozmowę. I tak prowadziła do nikąd.
- Proszę cię, stary, nie osłabiaj mnie.
- Czego chcesz? Mało to lasek? Zaraz sobie jakąś znajdę i mi przejdzie. - zezłościł się blondyn. Blaise nigdy nie wiedział kiedy przestać.
- Sam mówiłeś, że nie chcesz innych - wypomniał brunet.
- Zajmij się sobą, dobra? - odwarknął Draco - Accio Ognista.




 * * *




- Jak się czuje Harry? - Ginny wpadła do Skrzydła Szpitalnego. Siedziała tam już Hermiona i oczywiście Ron, którego pani Pomfrey uparcie nie chciała wypuścić. Chłopak uśmiechał się szeroko.
- Cały i zdrowy - powiedział.
I rzeczywiście, Harry leżał obok niego i również się uśmichał.
- Jak tak dalej pójdzie, to będę następną osobą, która tutaj skończy - mruknęła Ginny siadając na krawędzi łóżka swojego chłopaka.
- Nawet tak nie mów! - skarcił ją Harry, ale ona tylko zaśmiała się radośnie.
- Sam widzisz. Najpierw Ron, potem Hermiona, a teraz ty... Ładny mamy bilans w tym roku, nie?
- Taak... Harry zaraz wychodzi, za miesiąc ty tu trafisz... a ja co? Wciąż będę tu tkwił. - marudził Ron
- Panie Weasley, jest pan tu dla swojego własnego dobra! - Pani Pomfrey wynurzyła się ze swojego gabinetu i podeszła do ogromnego regału, na którym stały jakieś bardzo stare książki, zapewne o tematyce medycznej.
, wtedy cierpliwośc pani Pomfrey się skończyła i kazała dziewczynom wracać do swoich dormitoriów.
Następny dzień był równie słoneczny jak poprzedni. Uczniowie znów mogli odweidzić wioskę Hogsmeade.
Draco z samego rana postanowił wybrać się do Trzech Mioteł, aby skontrolować działania Madame Rosmerty, która wciąż była pod działaniem Imperiusa. Krew go zalała, kiedy dowiedział się, że nie może opuścić szkoły samotnie, tylko musi poczekac aż wszystkie klasy wraz z znauczycielami wyruszą do wioski.
Kiedy w końcu tam dotarł, i skontrolował Rosmertę, odetchnął z ulgą.
Wyszedł z gospody i szybkim krokiem ruszył do Zonka, gdzie miał spotkac się z Blaisem.
Nagle poczuł silne szarpnięcie i po chwili znajdował się w ciemnej, pustej uliczce.
- Co ty tu robisz? - spytał, kiedy otrząsnął się z szoku jaki wywołala twarz osoby, która go pociągnęła.
- Przecież mówiłam, że złożę ci wizytę.












niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział 30

Tak więc, wymusiłam na moich palcach, aby napisały rozdział trzydziesty. Co do treści, mam nadzieję, że Wam się spodoba, Agata która już go czytała, osobiście ojebała się ze "sraczki" :d
Dziękuję, dziękuję za komentarze i proszę o kolejne! <3

Ps. Bardzo przepraszam Angusę, za to, że nie odwiedzam jej bloga, ale na chwilę obecną nie jestem w stanie. ;//
________________________________________________________________________

Hermiona wraz z Harrym i Ginny siedzieli na wysłużonej kanapie w Pokoju Wspólnym. Dziewczyny żywo o czymś dyskutowały, a Harry skupiony był na studiowaniu podręcznika od eliksirów.
- I właśnie wtedy... - mówiła Hermiona, ale chłopak wpadł jej w słowo.
- Znacie takie zaklęcie "Sectumsempra"?
- Nie, Harry! Już ci mówiłam, że ten Książe to jakiś... jakiś...
- Daj spokój - zezłościł się Harry - Sama użyłaś Levicorpus wobec Malfoy'a.
Hermionę zatkało. Kompletnie zapomniała o tym incydencie i teraz poczuła się jak ostatnia hipokrytka. Westchnęła głeboko i wróciła do rozmowy z Ginny.
- Więc... usłyszałam jakieś dziwne odgłosy i poszłam to sprawdzić... Wiesz, co zobaczyłam? Draco i Cormaca, na ziemi, tłukących się na kwaśne jabłko.
- Co? Jak to? - zdziwiła się Ginny, ale była wyraźnie podekscytowana.
- Bili się... Nie mam pojecia dlaczego. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, pojawił się Snape.
- Rany... Myślisz, że poszło o ciebie?
- Przestań - Hermiona zmarszczyła brwi. - Nie sądzę.
- No wiesz... - Ginny wyrwała Harry'emu książkę z rąk i wdrapała mu sie na kolana. - Dopiero dziś zerwałaś z Cormaciem.... Malfoy nie mógł o tym wiedzieć, prawda? Może poszedł cię odwiedzić? No bo gdzie mógł iść, jeśli nie tam? Może zobaczył was razem,wkurzył się i... wiesz.
- Twoje teorie są strasznie pokręcone - Hermiona pokręciła głową z dezaprobatą
- A ja ci mówię, że on jest zwyczajnie, po ludzku zazdrosny - mówiła, mierzwiąc Harry'emu włosy. - A ty? Byłeś kiedyś o mnie zazdrosny?
Chłopak skupił się.
- Taak... Kiedy Fred i George powiedzieli, że spotykasz sie z Deanem.
- I? Jak się wtedy czułeś? - drążyła, a Hermiona wywróciła oczami na znak, że Ginnny szuka dziury w całym.
- Szczerze? Miałem ochotę zrobić to co Malfoy.
- No nie, Harry! Jeszcze ty? - zirytowała się Hermiona.
- Myślę, że Ginny może mieć rację. - mruknął
- A od kiedy ty jesteś takim obrońcą Malfoy'a? - warknęła, zakładając nogę na nogę.
- Daj spokój. Wiesz dobrze, że mógłby się łatwo wykręcić. Naprawdę, ta cała sytuacja jest totalnie pokręcona, ale wydaje mi się... Sam nie wiem, ale Malfoy na pewno cię nie nienawidzi.
Hermiona nie chciała słuchać takich rzeczy ze strony przyjaciół.
Nie chciała, bo gdy tak w kółko powtarzali, że nie jest Draconowi obojętna, powoli zaczynała w to wierzyć. A ta wiara była zgubna.
Jeśli pozwoliłaby sobie myśleć w ten sposób, cierpiałaby jeszcze bardziej. A tego chciała uniknąć za wszelką cenę.



* * *



- Mam raka mózgu - powiedział Blaise, kiedy razem z Draco popijali piwo kremowe w ich sypialni. Blondyn wydawał się być myślami lata świetlne od rzeczywistości, a jego słowa tylko to potwierdziły.
- Super.
- Cholera, Draco, obudź się wreszcie! - zdenerwowany chłopak potrząsnął Draco.
- Co?
- Jajco. Słuchaj, wiem, że ta cała akcja z McLaggenem coś ci w mózgu pomieszała, ale aż tak?
- Odwal się.-  burknął Draco, wypijając duszkiem resztę piwa, które miał w butelce.
Zrezygnowany Blaise usiadł na łóżku.
- Posłuchaj. Wiem, że gadam czasem różne popieprzone rzeczy, ale jestem twoim przyjacielem. Możesz mi powiedzieć co cię gnębi.
Draco chwilę bił się z myślami. Tyle razy chciał powiedzieć Blaise'owi co się z nim dzieje, ale nie chciał zostać wyśmiany, albo zwymyślany od popaprańców. Ale w tej chwili poczuł, że nadszedł ten czas. 
Teraz, albo nigdy, pomyślał.
- Okej. - powiedział - Powiem ci, ale nie mi nie przerywaj.
- Okej.
- Więc... pewnie nie zdziwi cię, jak ci powiem, że po Balu Bożonarodzeniowym całowałem się z Granger. - skwasił się, kiedy Blaise wybałuszył oczy, ale mówił dalej. - Chodzi o to, że ja... ja ją polubiłem. - wydusił w końcu.
- O rzesz ty w mordę kopany.
- Miałeś nie przerywać. - postanowił, że opowie mu całą historię związaną z nim i Gryfonką. Pominął tylko to, że widziała jak płakał. Co jak co, ale to byłoby dla Blaise'a za wiele.
Powiedział mu o wszystkim co się z nim dzieje, a kiedy skończył, poczuł niewysłowioną ulgę. 
Blaise gapił się na niego z otwartymi ustami, widocznie w wielkim szoku.
- Serio? Tylko na tyle cię stać? - powiedział Draco i zrobił taką samą minę.
- Jestem w szoku. - odezwał się w końcu brunet.
- Co ty nie powiesz.
- Ale...
- Kurwa, Blaise, nie wiem co się ze mną dzieje. Przecież zawsze miałem wszystko gdzieś, każdą z tych śmiesznych panienek, które wręcz błagały mnie o zgodę na zrobienie mi laski. Miałem gdzieś pierwszą, z którą się całowałem. Pierwszą, z która poszedłem do łóżka. Tylko nie...
- Tylko nie tą, która dostrzegła w tobie cos więcej niż zgrabny tyłek i ładną buźkę? - wtrącił Blaise.
Draco spojrzał na niego tak jakoś dziwnie i skinął głową.
- Tylko dlaczego to musiała być ona? No do jasnej cholery! Mało ich tu? Musiała to być Granger?
- Chodzi ci o jej brudną krew. - zauważył brunet.
- Krew? Mam gdzieś jej krew, jak dla mnie, może być nawet koloru sraczki!
- Więc o co? - Blaise starał się zdusić w sobie śmiech, wywołany poprzednią wypowiedzią
Draco.
- To skomplikowane. Wyobraź sobie miny wszystkich dookoła, gdyby się dowiedzieli, że... - urwał i potrząsnął głową, aby pozbyć się natrętnej myśli. - Żeby tylko miny. Zresztą wiesz o co mi chodzi.
Chłopak nic nie powiedział - pokiwał tylko głową z tajemniczym błyskiem o oku.
- A inne laski? 
- Właśnie chodzi o to, że nie chcę "innych lasek". Żadnej innej, tylko Granger. - Draco zwiesił głowę zażenowany własnymi słowami.
- No to sprawa jest jasna. Zakochałeś się! - wykrzyknął Blaise z usmiechem.
- Musisz od razu wydawać na mnie taki wyrok? - powiedział Draco patrząc na Blaise'a lekko zezłoszczony, ale gdzieś w jego głowie zapaliła się lampka. - I co tak szczerzysz zęby jak ten ostatni kretyn?
- Rany... - brunet złapał się z głowę. - Nie wierzę. W końcu cię trafiło.
Draco milczał. Po słowach Blaise'a wszystko stało się jasne. Wszystkie jego wyskoki, zachowania i uczucia, połączyły się w jedną całość.
Zakochałem się, pomyślał. Zakochałem się w Granger.
- O Panie... - westchnął, a w jego głosie można było wyczuć ulgę.
- Wiem. - nagle Blaise zaczął smiać się na cały głos.
- Z czego rżysz?
- Z ciebie! Biedna dziewczyna!
- Co? Od kiedy ona  jest biedna?
- Od kiedy się w niej zakochałeś! Okazujesz to w wyjątkowo... dziwny sposób. Mugole mówią na to chyba końskie zaloty, czy jakoś tak.
- A co ma  zrobić? Polecieć do niej i jej powiedzieć? Tym razem popłakałby się, ale ze śmiechu.
- Przesadzasz.
Draco dziwnie się czuł, rozmawiając z Blaisem o zaistniałej sytuacji tym bardziej, że nie dalej jak kilka tygodnie temu, sam chciał się za nią "zabrać". Mimo wszystko, było mu lżej, że nie musi się już kryć z tym co czuje.
Był bardzo zdziwiony tym, że Blaise nie zwymyślał go od kretynów i tym podobnych. Wydawał się być... jakkolwiek dziwnie to brzmi, zadowolony? Chyba tak.
Sam zresztą powiedział, że w tym wypadku chyba wyśle Hermionie kwiaty - z kondolencjami, ale też dlatego, że w końcu jest pierwszą dziewczyną, której udało się rozkochać w sobie Draco Malfoy'a.
Po tym, jak oberwał w głowę butem, zmienił zdanie.
Mimo wszytsko, co chwilę wybuchał śmiechem niedowierzania, ale to akurat Draco nie przeszkadzało. Poczuł, że Blaise naprawdę jest jego przyjacielem, skoro dla całej sprawy odrzucił na bok teorie o czystej krwi.
Wieczór skończył się bardzo przyjemnie dla obu Ślizgonów - upili się do nieprzytomności.



* * *



Następny dzień przywitał uczniów Hogwartu promieniami słońca, wdzierajacymi się do każdego pomieszczenia zamku.
Błoto na błoniach ustąpiło miejsca nielicznym kępkom trawy, a w powietrzu unosił się zapach wiosny.
Większość uczniów szła właśnie do Hogsmeade w towarzystwie nauczycieli (nadal nie można było opuszczać szkoly samemu,ze względu na dementorów), a ci, którzy nie wybierali się do wioski, spędzali czas wolny w pokojach wspólnych na zabawach i grach. Większość jednak postanowiła opuścić zamek, gdyż była to jedyna taka okazja, a wszystkim przydałoby się złapać trochę ciepłych promieni słonecznych.
Ginny i Luna właśnie przekraczały granice wioski, kiedy ruda dziewczyna wpadła na kogoś.
- Och, przepraszam, my... - Ginny podniosła głowę i zobaczyła przed sobą wysoką, czarnowłosą dziewczynę. Odniosła wrażenie, że już ją gdzieś widziała. Nie wyglądała jednak na tutejszą, a w jej oczach było coś niepokojącego, co sprawiło, że dziewczynę przebiegł dreszcz.
Ciemnowłosa spojrzała na nią pogardliwie i odeszła, nie zaszczycając Luny spojrzeniem.
- Skądś ją znam... - skupiła się ruda, ale Luna pociągnęła ją za rękaw szaty, pokazując, że reszta klasy jest już daleko przed nimi.
Pobiegły więc brukowaną drogą, ale Ginny nie mogła wyrzucić z pamięci twarzy nieznajomej.



* * *


Kilkaset metrów dalej, w pubie Pod Trzema Miotłami, Harry, Ron i Hermiona siedzieli przy stoliku i w najlepsze popijali piwo kremowe.
Bar był już porządnie zaludniony uczniami z Hogwartu, którzy postanowili trochę się rozluźnić po emocjonującym wypadzie do Miodowego Królestwa, w którym premierę miały Cukrowe Rybki, które po połknięciu pływały w żołądku i sprawiały bardzo przyjemne łaskotki.
Ron, który kupił ich całą garść, co chwilę zwijał się ze śmiechu spowodowanym harcującymi w jego wnętrzu  rybkami.
Wielu innych uczniów było w takim samym stanie i madame Rosemerta nie marzyła o niczym innym, jak tylko, żeby te wrzaski i smiechy w końcu się skończyły. Obsługując jakikolwiek stolik, wciąż mamrotała pod  nosem "Ja tak nie mogę pracować! Zaraz pójdę do Miodowego Królestwa i złożę skargę, ot co!"
Hermiona była podobnego zdania, ponieważ wzięła ze sobą notatki z Historii Magii na temat społeczności czarodziejów w osiemnastym wieku i chciała pouczyć się przed następną lekcją, niestety w towarzystwie Rona nie było jej to dane.
- Daj spokój, Hermiono, jest dzień wolny! - powiedział, biorąc łyk kremowego piwa. Harry przytaknął mu ochoczo.
- W przeciwieństwie do ciebie, Ron,  chcę umieć wszystko na testy końcowe. - odparła, nie odrywając wzroku od kartek.
Rudzielec zakrztusił się.
- Że co? Mamy jeszcze tyle czasu! Kilka miesięcy!
- Myślisz, że ogarniesz wszystkie przedmioty w dwa tygodnie?
- Ale...
- No właśnie.
Nagle, na notatkach dziewczyny pojawiła się pożółkła koperta. Hermiona rozejrzała się dookoła, ale nie zauważyła nikogo, kto trzymał by w ręce pióro czy różdżkę. Zaciekawiona otworzyła kopertę i wyjęła z niej złożoną na pół kartkę.




Tyle dla mnie znaczysz

I trudno to pokazać
Wywołuje to u mnie szaleństwo
Kiedy odchodzisz.

Czy mogę się tobie wyspowiadać z tych rzeczy?
Sam nie wiem...
Słowa uwięzione w mojej klatce piersiowej
i to boli, by je tam trzymać.

Nie mogłem wyrzucić tego z serca,
A moje oczy błyszczały się w ciemności.
Idę na spacer w burzę.
Zatrzymuję swoje słowa, utrzymuję nas razem.
Spokojny spacer będący tylko wycieczką.
Powinienem to wyznać, ale tylko zaciskam mocniej uchwyt.

Nocna pora,
współczująca.
Pracowałem nad niewinnymi kłamstewkami.
Więc powiem prawdę,
Przekażę Ci inicjatywę.
A kiedy nadejdą takie dni
Że to wszystko będzie wydawało się błahe.*




Hermiona bez trudu rozpoznała tekst piosenki mugolskiej grupy.
Normalnie, te słowa nie wywarłyby na niej takiego wrażenia, gdyby nie wiedziała, że jedyną osobą, która mogła je napisać był... Draco Malfoy.
Tylko on wiedział, że to była jej ulubiona piosenka i on też ją znał. Powiedział jej to podczas jednego z pamiętnych dyżurów.
Wpatrywała się w kartkę jak urzeczona, ale po chwili coś do niej dotarło.
To kolejny z jego żartów, pomyślała. Próbuje zagrać na twoich uczuciach, Hermiono. On się bawi...
I mimo łez cisnących jej się do oczu, zgniotła kartkę i wcisnęła ją do kieszeni szaty.



_______________________________________________


* tekst piosenki Night Time - The XX.
wiem, wiem, taki głupawy ten wątek, w sumie nie wiem o czym myślałam jak go pisałam, hahaha <3