Zapraszam do komentowania, to moja największa motywacja by dodawać rozdziały regularnie!
___________________________________________________________________________
Następnego ranka, Słońce unosiło się wysoko na niebie, na którym nie było ani jednej chmury. Chwilami wiał tylko chłodny wiatr, ale ptaki i tak świergotały wesoło.
Hermiona obudziła się w południe, kompletnie zapominając co stało się w nocy. Ku jej zaskoczeniu, zobaczyła, że jest w Skrzydle Szpitalnym, a obok niej leży Ron. Powoli podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała dookoła.. Trochę bolała ją glowa, ale ogólnie czuła się dobrze. Skoncentrowała się ignorując ból i wszystkie wspomnienia wróciły. Szlaban w Zakazanym Lesie, przejmujące zimno, dementorzy, nieudana walka i jakieś przebłyski błękitnego światła.
Nagle poczuła dziwny strach o Draco. Był tam razem z nią i radził sobie lepiej, ale... gdzie jest teraz?
Zemdlałam, pomyślała. A teraz jestem tu. Gdzie, do cholery, jest Draco? Czyżby... nie. Nie dałby się. Niemożliwe.
- Hermiona! - głos Rona sprowadził ją na ziemię. - Jesteś cała! Już się bałem, że...
- Ron! Pamiętasz coś z wczoraj? Co się stało?
- No więc - zaczął chłopak, siadając wygodniej na łóżku - Spałem sobie smacznie i nagle usłyszałem jak ktoś się drze, jakby go ze skóry obdzierali - skrzywił się - No więc pytam, co się stało, ale nitkt mi nie odpowiedział. A potem Pomfrey powiedziała "Jest pan pewien, panie Malfoy?" Więc pojąłem o co chodzi. Ten tleniony kretyn zrobił ci krzywdę więc chciałem go zabić, no ale Pomfrey dźgnęła mnie różdżką i zasnąłem - wyjaśnił.
No tak, pomyślała Hermiona. Dementorom się nie udało, to Malfoy sam się za mnie zabrał.
- Ach tak - mruknęła w odpowiedzi, wyraźnie zasmucona.
- Panna Granger! - dobiegł ich głos pielęgniarki Wyszła właśnie ze swojego gabinetu z tabliczką czekolady w dłoni. - Już zaczynałam się martwić!
Podeszła do Hermiony i wepchnęła jej kawałek czekolady do ust
- Pan Potter i panna Weasley dobijają się tu od bladego świtu. Mogę ich wpuścić?
- O... Oczywiście - odparła Hermiona, nieco zdezorientowana. Nie miała jednak czasu do namysłu, bo po chwili do środka wpadli Harry i Ginny.
- Miona, ale się martwiłam! - ruda wyściskała przyjaciółkę.
- Jak się czujesz? - spytał Harry.
- No wiecie co? Mną to się już nikt nie interesuje! - naburmuszył się Ron, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
- Ja... Już w porządku - powiedziała Hermiona, przełykając czekoladę - Skąd wiecie, że tu jestem?
- McGonagall nam powiedziała, oczywiście. Harry nie wyraził zbytniej chęci wstawania o dwunastej w nocy, ale jakoś go zwlokłam - wyjasniła Ginny.
- Trochę ciszej - przerwała im pani Pomfrey - Panna Granger potrzebuje odpoczynku, a nie hałasów.
Jej głos przypomniał Hermionie, że nie wie, co dokładnie się wydarzyło, więc spytała.
- Proszę pani?
- Tak, złotko?
- Jak... co się stało? Nic nie pamiętam...
- Och... - kobieta usiadła na krześle obok jej łóżka - W nocy obudził mnie straszny hałas, pan Malfoy wbiegł tu i krzyczał, że napadli was dementorzy - z każdym kolejnym słowem, usta obecnych otwierały się szerzej i szerzej - Powiedział, że starał się pani pomóc, ale za wiele zrobić nie mógł, zważywszy na okoliczności. Mówił, że było bardzo blisko złożenia pocałunku, ale jakoś udało mu sie wyczarować patronusa i przyniósł tu panią na rękach. Powtarzam po raz kolejny - gdyby nie on, spotkałby panią straszny los.
- Malfoy... ją... uratował? - wydukał Harry. Jako jedyny był w stanie się odezwać, pozostała trójka była w zbyt dużym szoku. Siedzieli z rozdziawionymi ustami i wpatrywali się w panią Pomfrey.
- Oczywiście. Swoją drogą, nei mam pojęcia jak mu sie to udało, mówił, że dementorów były setki...
- Jasne, - prychnął Ron - Pewnie nie było żadnego, a on chciał sie wyrwać z tego szlabanu i przy okazji zarobić jakąś nagrodę, czy coś.
Hermiona pokręciła głową.
- Mówił prawdę...
- A na dodatek, powiem panu, panie Weasley, że profesor Dumbledore chciał nagrodzić pana Malfoy'a, ale on wzburzył się strasznie, że nie chce żadnych nagród, kiedy panna Granger mogła umrzeć, ot co! - mina kobiety wyrażała podziw dla Draco i pogardę dla ograniczenia Rona. - No i siedział tu, biedaczek, cały w nerwach, dopóki nie przyszedł pan Potter i panna Weasley. - dokończyła staruszka po czym wstała, wmusiła w Hermioną kolejną porcję czekolady i wróciła do swojego gabinetu.
- Czy wy coś z tego rozumiecie? - spytał Ron
- Nie - odpowiedzieli mu zgodnie, choć w głowie Ginny zaczynała wykluwać sie pewna teoria.
- Cormac o ciebie pytał - powiedział Harry.
- O nie... - jęknęła Hermiona i zakryła sobie twarz poduszką. - Tylko nie on...
- Jak nie chcesz już z nim być, to mu powiedz. Napastuje mnie.
- Powiem, powiem - brunetka zdjęła poduszkę z twarzy i wsadziła ją z powrotem pod głowę.
* * *
Jeszcze tego samego dnia, pani Pomfrey powiedziała, że Hermiona wkrótce będzie mogła opuścić Skrzydło Szpitalne.
Harry i Ginny wpadli do niej pare razy, wciąż skarżąc sie na Cormaca, który nie dawał im spokoju.
Hermiona unikała go jak tylko mogła. Za każdym razem, kiedy słyszała kroki za drzwiami udawała, że śpi. Otwierała oczy tylko wtedy, gdy Ron powiedział "To nie on" albo "Już sobie poszedł". Wiedziała, że musi w końcu z nim porozmawiać, ale nie była jeszcze na to gotowa. Co innego zaprzątało jej głowę - zastanawiała się, co dzieje się z Draco.
Dlaczego ją uratował? Przecież wielokrotnie życzył jej śmierci. Mógł się wykręcić przed Dumbledorem, że nie dał rady uratowąc Hermiony i byłoby po sprawie, ale nie. Jednak jej pomógł. I jeśli zrobił to nie dlatego, że bał się kary, to czemu jeszcze nie przyszedł jej odwiedzić.
Dlaczego nikogo nie spytał jak ona się czuje?
Takie myśli sprawiały, że Hermiona przeklinała go w duchu za to, że nie pozwolił dementorom wyssać jej duszy. Gdyby jej nie miała, niczym by się nie przejmowała i wszystko byłoby prostsze.
Nie wiedziała, że Draco myśli dokładnie to samo, tylko, że o sobie.
Zapomniał już o nieszczęsnej przygodzie z Weasley'em, za którą Snape już dał mu ostro do wiwatu. Obsesyjnie myślał tylko o Hermionie i chciał się z nią jak najszybciej zobaczyć, co nie było jednak takie proste.
Od chwili, gdy szkołę obiegła wieść o ataku dementorów i o tym, jak Draco uratował Hermionę, Pansy i Zabini nie odstępowali go na krok. Dodatkowo Dumbledore ogłosił na śniadaniu, że uczniowie mają bezwzględny zakaz opuszczania zamku bez nadzoru nauczyciela, oraz, że wszystkie dyżury prefektów, oraz treningi quidditcha zostają odwołane. Tym sposobem Draco porzucił pomysł o zamienieniu się z kimś na pary podczas jednego z nich.
Trudno mu było się do tego przyznać, ale nie miał odwagi iść i porozmawiać z dziewczyną jak człowiek. No... bo co niby miał jej powiedzieć?
"Wiesz, Granger, sorry, że nie pozwoliłem dementorom wyssać twojej duszy, ale uratować cię, to taki mój osobisty kaprys"? Och, tak! A może lepiej... "No cześć Granger. Nienawidzę cię, ale tak wpadłem zapytać jak się czujesz, bo generalni odchodzę od zmysłów".
Co nie zrobię, i tak weźmie mnie za kompletnego kretyna, pomyślał.
Kiedy w końcu, po czterech godzinach bicia się z myslami zebrał się w sobie i postanowił pójść do skrzydła szpitalnego, spotkała go nie mała niespodzianka.
Hermiona siedziała na łóżku, kompletnie ubrana, a nie jak spodziewał się Draco w szpitalnej piżamie pod kołdrą. Obok niej siedział McLaggen i trzymał ją za rękę.
Draco stał chwilę i gapił się na tą scenę, ale zaraz oprzytomniał i schował się za drzwiami. Był wściekły. Wściekły, że ona nadal spotyka się z tym baranem.
Chociaż chwila, pomyślał. Co ja sobie myślałem? Że jak już ja uratowałem, to rzuci mi się w ramiona? Zresztą, po cholerę? Niech sobie będzie z tym tępym osiłkiem, mają moje błogosławieństwo.
Nagle usłyszał kroki. Wcisnął się w ścianę aby nitk go nie zauważył, ale McLaggen, który własnie opuszczał Skrzydło Szpitalne był zbyt wściekły, żeby go dostrzec. Miotał pod nosem przekleństwa, a Draco parę razy usłyszał imię Hermiony w akompaniamencie ostrych obelg.
Starsznie go to zdenerwowało, więc nie myśląc za bardzo o tym co robi, wyskoczył zza drzwi i powalił Cormaca na ziemię.
- Co do... - ale chłopak nie miał okazji dokończyć zdania, bo Draco uderzył go pięścią w twarz, rozcinając wargę.
- Nie waż się jej obrażać, ty nędzny...
- Zjeżdżaj, psychopato! - Cormac próbował uniknąć kolejnego ciosu, ale na próżno. Znów oberwał, tym razem w nos.
Hermiona, którą zaniepokoiły hałasy dobiegające z korytarza, wybiegła ze Skrzydła Szpitalnego i widząc co się dzieje, stanęła jak wryta.
Draco i Cormac tarzali sie po posadzce tłukąc się do nieprzytomności. Kiedy już miała zareagować, zza rogu wyłonił się Snape. Szybko ocenił sytuację i za pomocą zaklęcia odepchnął Dracona od Cormaca, który byl już prawie nieprzytomny.
- Gryffindor i Slytherin tracą po piętnaście punktów. - powiedział podchodząc bliżej. Kiedy dostrzegł Hermionę jego oczy zwęziły się i pokiwał głową. - McLaggen, jutro szlaban u mnie o dziesiątej. Malfoy, za mną.
Chłopcy mierzyli się jeszcze chwile spojrzeniami, a potem Draco spojrzał na Hermionę.
Był w strasznym stanie - włosy miał rozczochrane, wargę przeciętą a z jego ust spływała krew, plamiąc mu białą koszulę.
Posłał dziewczynie wściekłe spojrzenie i ruszył za Snapem.
Trudno mu było się do tego przyznać, ale nie miał odwagi iść i porozmawiać z dziewczyną jak człowiek. No... bo co niby miał jej powiedzieć?
"Wiesz, Granger, sorry, że nie pozwoliłem dementorom wyssać twojej duszy, ale uratować cię, to taki mój osobisty kaprys"? Och, tak! A może lepiej... "No cześć Granger. Nienawidzę cię, ale tak wpadłem zapytać jak się czujesz, bo generalni odchodzę od zmysłów".
Co nie zrobię, i tak weźmie mnie za kompletnego kretyna, pomyślał.
Kiedy w końcu, po czterech godzinach bicia się z myslami zebrał się w sobie i postanowił pójść do skrzydła szpitalnego, spotkała go nie mała niespodzianka.
Hermiona siedziała na łóżku, kompletnie ubrana, a nie jak spodziewał się Draco w szpitalnej piżamie pod kołdrą. Obok niej siedział McLaggen i trzymał ją za rękę.
Draco stał chwilę i gapił się na tą scenę, ale zaraz oprzytomniał i schował się za drzwiami. Był wściekły. Wściekły, że ona nadal spotyka się z tym baranem.
Chociaż chwila, pomyślał. Co ja sobie myślałem? Że jak już ja uratowałem, to rzuci mi się w ramiona? Zresztą, po cholerę? Niech sobie będzie z tym tępym osiłkiem, mają moje błogosławieństwo.
Nagle usłyszał kroki. Wcisnął się w ścianę aby nitk go nie zauważył, ale McLaggen, który własnie opuszczał Skrzydło Szpitalne był zbyt wściekły, żeby go dostrzec. Miotał pod nosem przekleństwa, a Draco parę razy usłyszał imię Hermiony w akompaniamencie ostrych obelg.
Starsznie go to zdenerwowało, więc nie myśląc za bardzo o tym co robi, wyskoczył zza drzwi i powalił Cormaca na ziemię.
- Co do... - ale chłopak nie miał okazji dokończyć zdania, bo Draco uderzył go pięścią w twarz, rozcinając wargę.
- Nie waż się jej obrażać, ty nędzny...
- Zjeżdżaj, psychopato! - Cormac próbował uniknąć kolejnego ciosu, ale na próżno. Znów oberwał, tym razem w nos.
Hermiona, którą zaniepokoiły hałasy dobiegające z korytarza, wybiegła ze Skrzydła Szpitalnego i widząc co się dzieje, stanęła jak wryta.
Draco i Cormac tarzali sie po posadzce tłukąc się do nieprzytomności. Kiedy już miała zareagować, zza rogu wyłonił się Snape. Szybko ocenił sytuację i za pomocą zaklęcia odepchnął Dracona od Cormaca, który byl już prawie nieprzytomny.
- Gryffindor i Slytherin tracą po piętnaście punktów. - powiedział podchodząc bliżej. Kiedy dostrzegł Hermionę jego oczy zwęziły się i pokiwał głową. - McLaggen, jutro szlaban u mnie o dziesiątej. Malfoy, za mną.
Chłopcy mierzyli się jeszcze chwile spojrzeniami, a potem Draco spojrzał na Hermionę.
Był w strasznym stanie - włosy miał rozczochrane, wargę przeciętą a z jego ust spływała krew, plamiąc mu białą koszulę.
Posłał dziewczynie wściekłe spojrzenie i ruszył za Snapem.
* * *
- Czyś ty do reszty zwariował?! - wybuchnąl Snape, gdy tylko drzwi jego gabinetu się zamknęły. - Mało ci? Pojedynkujesz się z tą dziewczyną, o mało przez nią nie giniesz, a teraz bijesz się o nią?! Chcesz wylecieć z tej szkoły?!
- Skąd niby wiesz, że chodziło o nią? - warknął Draco, zcierając krew z brody.
- Och, chyba nie myślisz, że jestem ślepy - uspokoił się męzczyzna i usiadł za biurkiem - Posłuchaj. Gdyby to ode mnie zależało, to ty i Granger już dawno mielibyście drogę wolną do tego, aby być razem,. ale niestety są też inni, którym się to nie podoba, jak zapewne wiesz.
- Słucham? Być ze sobą? Ty chyba zwariowałeś. I niby z jakiej racji ty temu kibicujesz?
- Powiedzmy, że naprawiam błędy młodości - odparł z nieznanym Draconowi błyskiem w oku. - Ale nie możesz zapominać o Alicji.
To imię, padające z ust Snape'a w takim kontekście, prawie dosłownie zwaliło chłopaka z nóg. Widząc jego zszokowaną minę, profesor pospieszył się z wyjaśnieniami.
- Chyba nie myślisz, że zostawiła to wszystko dla siebie. Ciągle do mnie przychodzi i pyta jak się sprawy mają. Jak myślisz, co zrobi, gdy sie dowie, że uratowałeś Granger noc temu?
- Niech ją szlag! - Draco uderzył pięscią w biurko.
- Jestem tego samego zdania, ale nie masz za wiele opcji wyboru. Albo jej się bezwzględnie podporządkować, co właśnie nieskutyecznie próbujesz zrobić, albo.. i mimo wszystko myślę, że to jest lepsze wyjście, robić to co chcesz, pod warunkiem, że będziesz uważał na siebie i Granger.
- Lepsze wyjście? - Draco znów się wzburzył. Jak mały jest twój mózg, nietoperzu?! Mam pozwolić jej zginąć, tylko dlatego, ze chcę z nią spędzać czas?, krzyczał w myślach.
Snape westchnął ciężko i pokręcił głową.
- Nie ma "lepszego wyjścia". Żegnam. - skończył Draco i opuścił lochy.
* * *
Kochany Draco,
Dobre wieści szybko się rozchodzą, więc chyba nie zdziwi Cię, że ja również dowiedziałam się, o Twoim jakże szlachetnym postępku - uratowaniu szlamy.
To co zrobiłeś, to wielki wyczyn, zwazywszy na ogromną liczbę dementorów. Byłabym nawet skłonna być z Ciebie dumna, gdyby nie fakt, że ta szlama powinna zginąć już dawno!
Czy do Ciebie nie docierają moje słowa? Czy mówię w języku węży, że mnie nie rozumiesz? Miałeś zostawić ją w spokoju! Niszczysz reputację całego rodu Malfoy'ów!
Wiesz co się stanie, jeśli dalej będziesz ignorował moje słowa.
Milego dnia,
Kochająca kuzynka Alicja.
PS. Wkrótce możesz spodziewać się mojej wizyty.
Ahhh!
Po przeczytanieu listu, pokój Draco w dormitorium Ślizgonów nie wyglądał już tak jak przedtem i były marne szanse, aby kiedykolwik do tego stanu powrócił.
Chłopak dostał szalu - wszędzie walały sie porozbijane butelki, księgi i powyrywane z nich strony.
Zabiję Parkinson, pomyślał. Zabiję.
Chwycił różdżkę i wybiegł schodami do salonu.
- Gdzie Parkinson?! - ryknął widząc Goyle'a, który właśnie pisał esej na transmutację.
Chłopak podskoczył wystraszony i przewrócił kałamarz, którego zawartośc rozlała się po ciemnozielonym dywanie.
- Co jest?
- Jajco. Gdzie. Jest. Parkinson.
- W bibliotece...
I już go nie było.
Pędził przez korytarze jak szalony, a kiedy w końcu wpadł do biblioteki, nie silił się na poszukiwania.
- Accio Parkinson! - warknął. Nie sądził, że to zaklęcie działa również na ludzi, więc ze zdziwieniem patrzył, jak dziewczyna "płynie" w powietrzu, jakby ciągnięta niewidzialną liną.
Kiedy zatrzymała się naprzeciwko niego, zaczęła go wymyślać.
- Pogięło cię? To nie łaska normalnie poszukać?
- Ty... - Draco kipiał z wsciekłosci. - Jak mogłaś powiedzieć Alicji o moim szlabanie z Granger? - wycedził przez zęby.
W odpowiedzi dziewczyna parsknęła śmiechem.
- Kochanie, proszę cię... I tak prędzej czy później by się dowiedziała! Draco Malfoy ratujący szlamę? Sensacja!
- Żadna sensacja, kretynko, każdy by tak zrobił. I nie mów do mnie "kochanie"!
- W takim razie, kotku, daj już sopkój... - Pansy chciała pogladzić Draco po policzku, ale ten sie odsunął.
- Pansy, do cholery. Nie możesz odpuścić? Nie może być tak jak kiedyś, kiedy tylko się kumplowaliśmy? - spytał zrezygnowany.
Na chwilę nastała cisza. Draco obserwował jak twarz Pansy powoli robi się czerwona z wściekłości.
- Nie. Wszystko zniszczyłeś, idąc ze mną do łóżka. - wywarczała i w tym właśnie momencie, skojarzyła się Draco z wściekłym mopsem.
Nie mógł już nic powiedzieć, po dziewczyna odwróciła się gwałtownie i odeszła w stronę pani Pince.
Nie spodziewałam się, że akcja posunie się tak do przodu. Najbardziej przestraszyłam się listem Alicji. Już nie mogę doczekać się jej wizyty. Relacja Dracona i Hermiony powoli się bujnęła, ale jeszcze trochę potrwa zanim się zaczną szanować. :)
OdpowiedzUsuńJest nowy rozdział.
UsuńMuszę przyznać,że naprawdę współczuje zarówno Hermionie jak i Draco.
OdpowiedzUsuńDziewczyno ty się naprawdę nad nimi znęcasz! Ileż oni muszą się wycierpieć za swoją znajomość to przekracza ludzkie pojęcie. Ciągle muszą udawać i tłumić prawdziwe uczucia-ale ja się pytam ile można?! Naprawdę nie pamiętam kiedy tak bardzo poruszyło
mnie jakieś opowiadanie, ale to oczywiście plus dla Ciebie,gdyż każdy kolejny rozdział
jest naprawdę zaskakujący,a postacie idealnie wykreowane.
Szczerze mówiąc czekam na moment pogodzenia się naszej dwójki,czyli krótko mówiąc wyjaśnienia prawdybez zwodów i uników. Ciekawa też jestem wizyty Alicji w Hogwarcie, coś czuje,że sporo namiesza(czy wspominałam już jak bardzo nie lubie tej wariatki?).
Cóż kończę już,bo sama zaczynam gubić się w tym co pisze.
A więc do następnego!
Pozdrawiam
dreams
no no no, Gardo, zaczynam się przekonywać do Twojej wizji... mam nadzieję, że moja wizyta u kuzynka Draco będzie obfitowała w interesujące szczegóły <3
OdpowiedzUsuńściskam, Alicja
Jak tak czytam o Alicji to faktycznie bardzo podobna do pierwowzoru :D
OdpowiedzUsuńI wiesz co wiesz co.. znęcasz się nade mną bo nie mogę się już doczekać następnych rozdziałów, co będzie dalej i kiedy się w końcu zejdą <3
Penercia <3
"bardzo podobna do pierwowzoru", pss. pierwowzór przebija ją sadyzmem na wszystkich polach - Ty powinnaś o tym wiedzieć najlepiej! ^^
UsuńAlicja