miłego :P
___________________________________________________________________________
- Dementorzy - jęknęła Hermiona, podnosząc różdżkę.
- I to ilu. - głos Draco nie był przepełniony przerażeniem, jak głos Hermiony. Był całkowicie wyprany z emocji. Chłopak przeklnął w myślach Dumbldeore'a i jego pomysły. Nie zdążył jednak wypowiedzieć swoich opinii na głos, bo zobaczył setki zakapturzonych postaci sunących w ich stronę.
- Na trzy - rozkazał - Raz... Dwa... Trzy! Expecto Patronum!
Z jego różdżki wystrzelił wielki kruk, który na chwilę zawisł w powietrzu, po czym rozpłynął się. Hermionie wcale nie udało się przywołać swojej wydry - z jej różdżki wydobył się tylko strzępek bladoniebieskiej mgiełki.
Draco poczuł, jak ogarnia go wielka rozpacz. Nagle, wróciły wszystkie jego najgorsze wspomnienia i uczucia jakich doznał w swoim prawie siedemnastoletnim życiu.
Dementorzy zaatakowali. Chłopak bezskutecznie próbował przywołać smoka z powrotem, ale nie był w stanie przypomnieć sobie żadnego przyjemnego momentu. Nic, kompletna pustka.
Pośród swoich najgorszych wspomnień, zdołał usłyszeć, jak Hermiona osuwa się na ziemię i zjawy atakują ją.
Za dużo ich, pomyślał. Nie dam rady...
Ale kiedy zobaczył, trzech dementorów próbujących złożyć na dziewczynie swój pocałunek, coś go tknęło.
Tylko nie ona, pomyślał, jednocześnie wracając myślami do momentu, kiedy dziś wypowiedziała jego imię. Wtedy jego różdżka zadziała sama - wystrzelił z niej ogromny kruk, o wiele większy od tego przedtem. Większy od tego na Obronie.
Przeleciał koło dementorów i odrzucił kilometry od Zakazanego Lasu. Potem podleciał do Draco, który próbował ocucić Hermionę i otoczył ich swoimi wielkimi skrzydłami. Nie czekając na nic, chłopak wziął ją na ręce. Mimo, że schował już różdżkę, jego patronus wciąż leciał nad nimi, kiedy biegli w stronę zamku, ale Draco nie miał czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Biegł do Skrzydła Szpitalnego tak szybko na ile pozwalały mu nogi, uginające się pod ciężarem nieprzytomnej dziewczyny. Kiedy tylko przekroczył próg zamku, patronus zniknął, ale teraz nie było potrzeby ochrony. Byli już bezpieczni.
Kiedy wbiegł do szpitala, położył Hermionę na jednym z wolnych łóżek i pobiegł obudzić panią Pomfrey. Nie wiedział, że swoimi krzykami zbudził też Rona, który dotąd spał smacznie w łóżku przy drzwiach.
- Dementorzy...! W lesie! Ona... Niech pani coś zrobi! - wrzeszczał Draco nie mogąc złapać tchu.
Kobieta natychmiast do nich podbiegła i zaczęła oglądać Hermionę z każdej strony.
- Jest puls - powiedziała, dotykając nadgarstka dziewczyny.
- Co się stało? - dobiegł ich głos Rona.
- Niech pan śpi, panie Weasley - zagrzmiała lekarka, po czym zwróciła się do Draco. - Czy pocałunek został złożony?
- Nie. Nie wiem. Nie! - chłopak wyglądał jakby oszalał. Krążył w tą i z powrotem nie spuszczając oka z Hermiony.
- Jest pan pewien, panie Malfoy?
- Malfoy?! - wrzasnął Ron, zrywając się z łóżka. Kiedy dostrzegł Hermionę, zaniemówił. - Co ona tu robi?! - krzyknął, kiedy odzyskał głos. - Dementorzy?! Malfoy?! Co jej zrobiłeś, bydlaku?! - rudzielec chciał rzucić się na Draco, ale wtedy pani Pomfrey stuknęła różdżką w jego ramię i widocznie potraktowała go jakimś niewerbalnym zaklęciem, bo chłopak padł z powrotem na swoje łóżko i zaczął głośno chrapać.
Draco, który nie zwrócił uwagi na poczynania Rona, zastanawiał się czy Hermiona dojdzie siebie.
- Panie Malfoy, jest pan pewien? - kobieta ponowiła pytanie.
- T-tak. Były ich setki... Starałem się, ale nie mogłem nic zrobić... Ledwo udało mi się przywołać patronusa...
- I tak już wiele pan zrobił, ratując ją przed najgorszym. - Pielęgniarka zaczęła krzątać się po sali, zaglądając do różnych szafek i kredensów. Po chwili wróciła z naręczem buteleczek i pudełek. Z jednego z nich wyjęła okropnie pachnącą maść i powoli zaczęła wsmarowywać ją w kawałki ciała Hermiony, które ni były przykryte ubraniem.
- To ją szybko rozgrzeje - wyjaśniła, widząc pytające spojrzenie Ślizgona. - Gdybyś był tak łaskaw i sprowadził profesor McGonagall oraz profesora Dumbledore'a.
- Oczywiście - Draco już miał odejść, kiedy nasunęło mu się pewne pytanie. - A... co by się stało, gdyby złożyli swój pocałunek? Umarłaby?
Kobieta popatrzyła na niego z przestrachem.
- Nie. Odebrali by jej duszę. To gorsze niż śmierć. - powiedziała, po czym wróciła do leczenia Hermiony. Draco starał się zignorować okropne uczucie w żołądku i wyszedł z sali.
* * *
Draco pobiegł po McGonagall i Dumbledore'a najszybciej jak mógł. Kiedy razem z nimi wrócił do Skrzydła Szpitalnego, Hermiona nadal była nieprzytomna.
- Poppy. Pan Malfoy powiedział nam co się stało. Jak się czuje panna Granger? - spytał Dumbledore podchodząc do łóżka na którym leżała dziewczyna.
- Jest nieprzytomna i osłabiona, ale wkrótce dojdzie do siebie - odparła kobieta, opatulając Hermionę kolejnym kocem.
- Co byśmy zrobili bez ciebie, Poppy...
- Albusie, to nie moja zasługa. Gdyby pan Malfoy nie zadziałał ta szybko, nie mogłabym nic zrobić.
Głowy nauczycieli zwróciły się w stronę Draco, ale on nawet tego nie zauważył. Wciąż patrzył na Hermionę, oddychając nerwowo.
- Panie Malfoy? - głos dyrektora wyrwał go z zamyślenia. Natychmiast odwrócił głowę. - Myślę, że pańskie zachowanie zasługuje na nag...
- Nie chcę żadnej nagrody! - wykrzyknął nagle, wyraźnie zdenerwowany - Ona prawie umarła, a pan myśli tylko o punktach!
Słowa Draco wywołały szok na twarzach McGonagall i pani Pomfrey, ale dyrektor pozostawał niewzuszony. Tylko kąciki jego ust uniosły się delikatnie do góry, a w oczach zabłysły iskierki radości. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, do skrzydła szpitalnego wszedł Snape.
- Widziałem jak prfesor Dumbledore i profesor McGonagall idą w stronę Skrzydła Szpitalnego...
- Dobrze, że jesteś, Severusie - powiedział Dumbledore - Pan Malfoy i panna Granger zostali zaatakowani przez dementorów podczas szlabanu. Gdyby nie pan Malfoy...
- Dementorzy? W szkole? - Snape był wstrząśnięty i kompletnie nie interesowało go, co takiego zrobił Draco.
- Och... Obawiam się, że to była tylko kwestia czasu, Severusie. - odparł staruszek
- Powiadomić uczniów?
- Nie. Na razie dajmy im spać, wszystko w swoim czasie. Jednak myślę, że wypadałoby zbudzić pana Pottera i pannę Weasley. Panie Malfoy?
Draco spojrzał na niego zaskoczony. Nie miał zamiaru iść po żadnego Pottera. Chciał tu zostać i koniec.
Dumbledore chyba dostrzegł jego minę, więc poprosił McGonagall aby udała się do Wieży Gryffindoru, po czym razem ze Snapem opuścił Skrzydło Szpitalne.
Pani Pomfrey także odeszła, dając Draco do zrozumienia, że on powinien uczynić to samo.
On jednak usiadł na krawędzi łóżka Hermiony i bił się z myślami.
Bał się o nią.
Wtedy w lesie, pomyślał, że gdyby coś jej się stało, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Teraz, mimo, że pani Pomfrey powiedziała, że Hermiona wydobrzeje, wcale nie czuł się lepiej.
Na samą myśl co by się stało gdyby jego różdżka nie wyczarowała patronusa, robiło mu się słabo.
I jeszcze to ciągłe gadanie "Gdyby nie pan Malfoy..." A przecież on nic nie zrobił! Jego cholerna różdżka sama to zrobiła! On tylko... Tylko pomyślał o niej. O tym, jak nazwała go po imieniu.
Czy to naprawdę wystarczyło? Czy to dlatego zaklęcie zadziałało?
Nie miał jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo na korytarzu usłyszał czyjeś poddenerwowane głosy i zrozumiał, że to Potter i Weasley pędzą aby zobaczyć swoją przyjaciółkę.
Ciekawe, czy McGonagall powiedziała im, że to on ja uratował?, przemknęło mu przez głowę, ale zaraz wstał.
Ostatnie czego chciał, to żeby go tu teraz zobaczyli. Schował się szybko za wielkimi, dębowymi drzwiami, a kiedy tamci już weszli, wyśliznął się na korytarz i szybkim krokiem ruszył do lochów.
- Jest nieprzytomna i osłabiona, ale wkrótce dojdzie do siebie - odparła kobieta, opatulając Hermionę kolejnym kocem.
- Co byśmy zrobili bez ciebie, Poppy...
- Albusie, to nie moja zasługa. Gdyby pan Malfoy nie zadziałał ta szybko, nie mogłabym nic zrobić.
Głowy nauczycieli zwróciły się w stronę Draco, ale on nawet tego nie zauważył. Wciąż patrzył na Hermionę, oddychając nerwowo.
- Panie Malfoy? - głos dyrektora wyrwał go z zamyślenia. Natychmiast odwrócił głowę. - Myślę, że pańskie zachowanie zasługuje na nag...
- Nie chcę żadnej nagrody! - wykrzyknął nagle, wyraźnie zdenerwowany - Ona prawie umarła, a pan myśli tylko o punktach!
Słowa Draco wywołały szok na twarzach McGonagall i pani Pomfrey, ale dyrektor pozostawał niewzuszony. Tylko kąciki jego ust uniosły się delikatnie do góry, a w oczach zabłysły iskierki radości. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, do skrzydła szpitalnego wszedł Snape.
- Widziałem jak prfesor Dumbledore i profesor McGonagall idą w stronę Skrzydła Szpitalnego...
- Dobrze, że jesteś, Severusie - powiedział Dumbledore - Pan Malfoy i panna Granger zostali zaatakowani przez dementorów podczas szlabanu. Gdyby nie pan Malfoy...
- Dementorzy? W szkole? - Snape był wstrząśnięty i kompletnie nie interesowało go, co takiego zrobił Draco.
- Och... Obawiam się, że to była tylko kwestia czasu, Severusie. - odparł staruszek
- Powiadomić uczniów?
- Nie. Na razie dajmy im spać, wszystko w swoim czasie. Jednak myślę, że wypadałoby zbudzić pana Pottera i pannę Weasley. Panie Malfoy?
Draco spojrzał na niego zaskoczony. Nie miał zamiaru iść po żadnego Pottera. Chciał tu zostać i koniec.
Dumbledore chyba dostrzegł jego minę, więc poprosił McGonagall aby udała się do Wieży Gryffindoru, po czym razem ze Snapem opuścił Skrzydło Szpitalne.
Pani Pomfrey także odeszła, dając Draco do zrozumienia, że on powinien uczynić to samo.
On jednak usiadł na krawędzi łóżka Hermiony i bił się z myślami.
Bał się o nią.
Wtedy w lesie, pomyślał, że gdyby coś jej się stało, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Teraz, mimo, że pani Pomfrey powiedziała, że Hermiona wydobrzeje, wcale nie czuł się lepiej.
Na samą myśl co by się stało gdyby jego różdżka nie wyczarowała patronusa, robiło mu się słabo.
I jeszcze to ciągłe gadanie "Gdyby nie pan Malfoy..." A przecież on nic nie zrobił! Jego cholerna różdżka sama to zrobiła! On tylko... Tylko pomyślał o niej. O tym, jak nazwała go po imieniu.
Czy to naprawdę wystarczyło? Czy to dlatego zaklęcie zadziałało?
Nie miał jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, bo na korytarzu usłyszał czyjeś poddenerwowane głosy i zrozumiał, że to Potter i Weasley pędzą aby zobaczyć swoją przyjaciółkę.
Ciekawe, czy McGonagall powiedziała im, że to on ja uratował?, przemknęło mu przez głowę, ale zaraz wstał.
Ostatnie czego chciał, to żeby go tu teraz zobaczyli. Schował się szybko za wielkimi, dębowymi drzwiami, a kiedy tamci już weszli, wyśliznął się na korytarz i szybkim krokiem ruszył do lochów.
Hej, a czy Draco nie wyczarował wcześniej kruka na lekcjach?
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę nastrojowy. Jestem ciekawa reakcji Rona jak się obudzi. Mam nadzieję, że Hermiona się jakoś dowie o uczynku Dracona :)
masz rację. jestem taka durna i się z lekka zajebałam, bo oryginalnie miał być smok, ale potem stwierdziłam, że to zbyt oczywiste... :) juz zmieniłam :D
Usuńoooooo!!! ALE SUPER! weź pisz pisz pisz dalej bo się nie mogę doczekać następnych rozdziałów!! <33333
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga. Naprawdę. Strasznie podoba mi się cała fabuła, to jak opisujesz uczucia Dracona, niektóre sceny potrafię czytać po kilka razy i wracać do nich, gdy tylko mam gorszy dzień :) Mam nadzieję, że mój "głód" szybko zostanie zaspokojony kolejną notką :)Pozdrawiam Serdecznie
OdpowiedzUsuńVenetiia
http://dramione-dwa-swiaty.blogspot.com/
Kocham to opowiadanie! Z rozdziału na rozdział robi się naprawdę coraz ciekawiej.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się kolejnej notki.
A kiedy możemy się spodziewać czegoś nowego?