czwartek, 25 października 2012

Rozdział 26

Och Kochani. Dziś obejrzałam przepiekne filmy o Dramione, które tak mną ruszyły... choć weny nie widzialam od bardzo dawna, przysięgam, że choćby nie wiem co, skończę to opowiadanie. Nie ma innej opcji.
Oto kolejny rozdział, bardzo proszę wszystkich czytających o komentarze, jestem ciekawa Waszych opnii, pytań i propozycji.


___________________________________________________________________________



Pierwszy marca był dniem bardzo pogodnym, ku zaskoczeniu większości osób w Hogwarcie.
Dla Rona, dzień ten był szczególnie ważny z jednego powodu - dziś kończył siedemnaście lat i stał się pełnoletni. Gdy tylko się obudził, wyskoczył z łóżka i zbudził Harry'ego.
-Harry! Wstawaj! To dziś! - krzyczał mu do ucha rozentuzjazmowany, aż przyjaciel nie zbudził się kompletnie. Harry przetarł oczy i założył okulary.
- Och, tak... Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin - powiedział, po czym schylił się i zaczął wyrzucać z kufra różne rzeczy. W końcu wyjął z pod łóżka pakunek. Wręczył go Ronowi, obserwując jego reakcję.
- Wow, dzięki! Są super! - wykrzyknął rudzielec, machając mu przed oczami parą nowiuteńkich rękawic obrońcy. Harry, który był jeszcze zaspany, nie zauwazył kiedy Ron sięgnął do pudełka czekoladowych kociołków leżącego na jego łóżku i wepchnął sobie kilka do ust.
Chłopak był strasznie podekscytowany prezentami, jakie dostał w tym roku: złotym zegarkiem, pudłem z Dowcipów Weasley'ów, zestawem do konserwacji miotły i innymi upominkami od rodziny.
- Ron, pospiesz się i chodź na śniadanie. Możesz je wszystkie pooglądać i zepsuć później. - powiedział Harry, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. - Ron?
Rudy siedział na łóżku z rozmarzoną miną i mamrotał pod nosem coś, co według Harry'ego brzmiało jak "Romie... Romie..."
- Harry - szepnął nagle, nie patrząc na niego - Ja ją kocham.

Kiedy tylko Harry zosrientował się, że Ron połknął miłosny eliksir, który był w czekoladowych kociołkach ( Harry przypomniał sobie, ze dostał je na święta od Romildy Vane, więc rozumiał już szeptanie przez Rona "Romie" z takim uczuciem), natychmiast zaciągnął przyjaciela do profesora Slughorna, aby ten podał mu antidotum.
Mężczyzna, wciąż nieufny wobec Harry'ego, zgodził się pomóc dopiero po kilku minutowym sterczeniem chłopaka pod drzwiami. ("Panie profesorze, błagam, on ma dzisiaj urodziny...")
- No, to powinno pomóc. - mruknął Ślimak, wręczając Ronowi szklankę napełnioną srebrzystym płynem. Chłopak wypił ją duszkiem i beknął. Jego rozmarzona mina natychmiast zniknęła i na jego twarzy pojawił się wyraz zaskoczenia.
- Rany, stary, co to było? - spytał zdezorientowany
- Eliksir miłosny. Dziękuję, panie profesorze.
- Ach, nie ma za co, nie ma za co! - powiedział Slughorn - Coś na podniesienie ciśnienia mu teraz potrzeba - dodał podchodząc do stolika z trunkami. - Mam tu piwo kremowe, mam wino, jest ostatnia butelka miodu dojrzewającego w dębowych beczkach.... hm... Zamierzałem dać ją Dumbledore'owi na Boże Narodzenie,* Ach, no dobrze! Niech będzie. Uczcimy przy okazji urodziny młodego pana Weasley'a.
Nalał miodu do szklanek, po czym wręczył je chłopcom. W momencie, kiedy zaczynał swój toast, Ron zdążył już opróżnić szklankę.
- Wszystkiego...
Nie zdążył jednak dokończyć zdania,  bo Ron upadł na ziemię cały dygocząc. Oczy wyszły mu na wierzch, a z ust toczyła mu się piana.
Slughorn stał jak skamieniały, nie wiedząc co robić, ale Harry zareagował błyskawicznie. Podbiegł do nesesera profesora i zaczął wyrzucać z niego różne pakunki i fiolki, modląc się, aby był wśród nich Beozar.
Jest! wykrzyknął w myślach, wrócił do przyjaciela i ignorując spienioną ślinę wokół jego ust, wepchnął mu kamień do gardła. Po chwili drgawki ustały, jego ciało opadło i stracił przytomność.



- Słyszałem co się stało. - Hagrid wpadł do Skrzydła Szpitalnego, gdzie byli już bliźniaki, Harry, Ginny, Hermiona i Luna.
I oczywiście Ron, który spoczywał na obleganym łóżku, nadal nieprzytomny.
- Mam nadzieję, że szybko się wykuruje. Bidna chłopina, ten nasz Ron! We własne urodziny!
- Będzie dobrze, Hagridzie - powiedziała Luna, nie spuszczając wzroku ze swojego chłopaka, który właśnie zachrapał głośno. Dziewczyna wydawała się być tym faktem zachwycona.
- Najwyżej sześciu odwiedzających! - Oznajmiła Pani Pomfrey, pojawiając się nagle znikąd.
Na jej słowa wstał Hagrid, Hermiona i bliźniaki.
- Ja pójdę - oznajmiła dziewczyna,  odzywając się po raz pierwszy, odkąd usłyszała, że zatruty miód miał być prezentem dla profesora Dumbledore'a.
Wyszła ze Skrzydła Szpitalnego i prawie biegnąc, skierowała się do lochów.



- Malfoy! - ryknęła, kiedy zobaczyła Ślizgona w towarzystwie Crabbe'a i Goyle'a pod pokojem Wspólnym Slytherinu.
Na korytarzu byli tylko oni, co według Hermiona tylko ułatwiało sytuację. Cała trójka odwróciła się jak na komendę.
- Czego chcesz, szlamo? - warknął blondyn z grymasem i tonem przesiąkniętym arogancją.
- Wy dwaj - zwróciła się do jego ''Straży Przybocznej" - Jazda stąd.
Jej głos był tak przepełniony furią, że nie patrząc na Draco, chłopcy oddalili się pospiesznie. Hermiona zatrzymała się i wyjęła różdżkę.
- Chcesz się pojedynkować? - parsknął chłopak.
- Jesteś najpodlejszym ... najgorszym... naj...
- ...Przystojniejszym facetem jakiego znasz?
- Stul dziób! - krzyknęła, a różdżka niebezpiecznie zadrżała w jej ręce.
Dziewczyna była wściekła. Doskonale wiedziała, że to co stało się z Ronem, to sprawka Malfoy'a. Wiedziała, że to on zatruł miód i podsunął go jakoś Slughornowi. Gdyby nie to, Ron właśnie świętowałby swoje siedemnaste urodziny, a nie leżał nieprzytomny w Skrzydle Szpitalnym, cudem uniknąwszy śmierci.
- Jak możesz być aż tak nieodpowiedzialny?! Jak możesz być takim egoistą?!
- O co ci, do cholery, chodzi wariatko? - zezłościł się Draco.
- O ten twój głupi, zatruty miód! Ron go wypił! O mało nie umarł! Jest w szpitalu!

Draco nie przyznałby się do tego nikomu, ale słowa dziewczyny nim wstrząsnęły. Do tej pory myślał, że miód stoi gdzieś wciąż u Rosmerty w Trzech Miotłach, a tu proszę. Wieprzlej właśnie go wypił. Draco myślał, że może to i żałosne, ale gdyby Ruda - Pała zeszłaby z tego świata, to czułby się głupio. Nie dał tego jednak po sobie poznać - wciąż grał, udając, jakby go to wszystko nic nie obchodziło.
- Nienawidzę cię. Nienawidzę cię bardziej niż Voldemorta. Modlę się co wieczór żebyś zdechł, nędzny karaluchu. - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
Nie widząc innego rozwiązania, Draco również dobył różdżki i wycelował ją w Gryfonkę. Miał dziwne wrażenie, że za chwilę oberwie jakimś obrzydliwym zaklęciem.
- Nawzajem, Granger. - warknął - Co ty sobie wyobrażasz? Że ja nie pragnę twojej śmierci? Wręcz marzę o tym, żeby cię dopaść i torturować, a potem łaskawie cię dobić, kiedy na kolanach będziesz mnie o to błagała.
- Expelliarmus! - krzyknęła Hermiona.
- Protego! - ryknął w tym samym momencie Draco.
- Drętwota!
- Petrifficus Tottalus! - zaklęcia odbiły się od siebie i uderzyły w przeciwległe ściany, odkruszając od nich kawałki kamieni. - Próbuj dalej. Ciekaw jestem, jakie jeszcze ciekawe zaklęcie wymyślisz, ty głupia szla...
- Crucio!
tym razem Draco nie użył zaklęcia Tarczy, tylko odruchowo uskoczył w bok, zbyt zszokowany tym co padło z ust Grtyfonki. Stał naprzeciwko niej i patrzył jej głęboko w oczy.
- Panno Granger! Panie Malfoy! - usłyszeli nagle wzburzony głos  McGonagall i oboje podskoczyli. Hermiona opuściła różdżkę, widocznie sama zaskoczona swoim zachowaniem. Jej powieki zadrgały, a oczy zrobiły się wilgotne.
- Co to miało znaczyć?! Granger, ty głupia dziewucho! - nauczycielka była zbulwersowana. Po chwili jednak umilkła, bo zabrakło jej słów. Patrzyła to na Hermionę, to na Draco, robiąc głębokie wdechy. Nawet kiedy opanowała się na tyle aby nie krzyczeć, jej nozdrza drgały niebezpiecznie, a oczy ciskały błyskawice.
- Za mną. Oboje. - zakomenderowała i ruszyła schodami w górę, nawet nie sprawdzają czy idą za nią. Spróbowali by nie.
Szli więc długim korytarzem na pierwszym piętrze, na którym pełno było uczniów. Wszytskie głowy zwracały się ku nim, każdy coś szeptał lub chichotał. Hermiona ukradkiem ocierała łzy, a Draco szedł obok niej z niewzruszoną miną, która kompletnie nie pasowała do tego co działo się w jego głowie.
Na ich nieszczęście spotkali po drodze Irytka, który kiedy tylko ich zauważył, zaczął wykrzykiwać nad ich głowami piosenkę.


Dracuś i Mionka znów się całowali,
I prawie się przy tym pozabijali,
Crucio tu, Crucio tam,
Ja ci Malfoy w mordę dam!



McGonagall nic sobie z tego nie zrobiła, tylko dalej pruła przed siebie. Po chwili zatrzymała jakiegoś ucznia, każąc mu natychmiast przyprowadzić profesora Snape'a do swojego gabinetu. Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, Snape już tam czekał.
- Co się stało, Minervo? - spytał swoim zwyczajnym głosem, ale kiedy zobaczył za pleami swojej koleznaki po fachu Draco i Hermionę, mina mu zrzedła.
- Panna Granger i pan Malfoy urządzili sobie właśnie w lochach mały pojedynek. - wyjasniła kobieta wchodząc do gabinetu i stając za biurkiem.
- Co rozumiesz, przez słowo mały? - spytał Snape, spoglądając na Hermionę z zaczerwienionymi oczami i Draco, który nie mogąc się widocznie powstrzymać, skrzywił się.
- Próby rozbrojenia, oszołomienia, porażenia ciała... zaklęcie Cruciatus. - dokończyła.
Wzrok mężczyzny natychmiast spoczął na Ślizgonie.
- O nie, Severusie. To panna Granger. - dodała kobieta słabym od emocji głosem. Snape nic nie powiedział, ale jego mina wrażała wszystko - był wstrząśnięty. Nikt nie spodziewał się po Hermionie Granger czegoś takiego. Nawet on.
W gabinecie zapadła gorbowa cisza - nikt nie kwapił sie, aby coś powiedzieć. Draco i Hermiona mieli okropne przeczucie, że kara jaka ich spotka za ten incydent będzie bardzo dotkliwa. Niespodziewanie, do pomieszczenia wszedł Dumbledore, powiewając swoją liliową szatą w srebrzyste wzorki.
- Minervo, Severusie - skłonił się lekko, na co profesorzy odpowiedzieli tym samym. Hermiona natychmiast cała zesztywniała - Dotarła do mnie wiadomość o tym co się stało. Proszę, zostawcie mnie samego z panem Malfoy'em i panną Granger.
Nauczyciele posłusznie opuścili gabinet, a dyrektor zwrócił się do pary stojącej przed nim na baczność.
- Wasze zachowanie było karygodne. - ton jego głosu był tak ostry, że mógłby bez problemu ciąć diamenty/ Hermiona chyba jeszcze nigdy nie słyszała dyrektora mówiącego w taki sposób. - nie wydalę pani ze szkoły, panno Granger, ponieważ jest pani świetną uczennicą i wielką szkodą byłoby zmarnowanie takiego talentu. co oczywiście nie znaczy, że nie spotka pani kara.
Hermiona poczuła jak miękną jej kolana. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje i upadnie na posadzkę, prosto pod stopy Dumbledore'a.
- Pana również, panie Malfoy. Pojedynki w tej szkole są absolutnie zakazane. Waszym domom odejmuję po pięćdziesiąt punktów, ponadto, dzisiejszego wieczoru odbędziecie szlaban w Zakazanym Lesie. Spędzicie w nim całą noc a do szkoły wrócicie o świcie. I proszę, nie próbujcie żadnych sztuczek, bo będę o tym wiedział. Odwołuję również wasze wspólne dyżury w obawie, że gdyby one nadal trwały, stało by się coś gorszego. - zamilkł na chwilę, jakby starając się odgadnąć ich myśli. - Stawicie się dzisiaj o dwudziestej drugiej pod gabinetem pana Filcha.
I wyszedł, znów wprawiając powietrze w ruch swoją bogato zdobioną szatą.
Hermiona i Draco stali w osłupieniu kilka minut, po czym wyszli z gabinetu - Draco pierwszy, nie przepuszczając Hermiony w drzwaich - i rozeszli się do siebie.

 __________________________________________________________

* - taki mały fragment z książki, bo spodobał mi się ;D
Ponadto, wiem, że jest kilka literówek, za które przepraszam, ale brat mnie pogania  :D
Ah, jeszcze jedno. Pewnie wiele z Was zdziwiło Crucio rzucone przez Hermionę, ale postarajcie sie postawić w jej sytuacji - Jest zakochana w kimś, kto życzy jej smierci w boleściach, ta osoba własnie otruła jej przyjaciela, a na domiar złego pocisnął jej od szlamy w momencie, kiedy była cholrenie wściekła.
Mam nadzieję, że się pododbało :D





~Death Eater


8 komentarzy:

  1. Ja jakoś tego nie rozumiem. Co prawda Hermiona dużo przeżyła, ale myślę, że jest wiele innych sposobów by mu dopiec. Jest ona mądrą uczennicą i z pewnością wymyśliłaby jakieś inne obleśne zaklęcie jak np. magiczna kastracja :)). Crucio do niej po prostu nie pasuje.
    Wierszyk był niezły i pasuje do Irytka :)
    Ale teksty były ostre. Matko, to jeszcze było gorsze od amerykańskiej wersji "Niani" :D (swoją drogą to był powód dlaczego nie pisałam w ostatnim czasie niczego nowego xD)

    OdpowiedzUsuń
  2. świetnie, a kiedy nowy rozdział???

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne opowiadanie. Twoje literówki trochę denerwują, jednak mimo wszystko świetnie mi się czyta. Pisz dalej. Czekam na kolejny rozdział. !!! :)
    -AGS

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział naprawdę zaskakujący, muszę przyznać,że zdziwił mnie ten cruciatus
    w wykonaniu Hermiony,ale to dowodzi,że naprawdę musiała być mocno wzburzona
    skoro zawsze opanowana i rozsądna dziewczyna decyduje się na tak drastyczny krok.
    Cóż mam nadzieję,że na tym wspólnym szlabanie,gdy emocje opadną wyjaśnią sobie
    w końcu parę spraw. I oczywiście oczekuje,że ta sytuacja będzie trochęz perspektywy Draco,bo cholernie ciekawi mnie co on o tym myśli i czy będzie miał odwagę
    wyjaśnić parę spraw Hermionie.
    Ah już nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    A propos kiedy możemy go oczekiwać?

    pozdrawiam
    Lu

    OdpowiedzUsuń
  5. Haa! od początku ta Hermiona mi się podoba. Crucio na Malfoya! Twoja Miona zaachowuje się dokładnie tak, jak zawsze powinna się zachowywać, nie to, co ta ciepła klucha u Rowling ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. I nie zgadzam się z angusą. Właśnie jakieś inne zaklęcia nie wywarły by takiego wrażenia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Gdy przeczytałam tą piosenke Irytka, zaczęłam śmiać sie na cały dom. Moja mama rozbierać do mnie umysłach ze jestem nienormalna. :) Swietnie piszesz. Oby tak dalej. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdzial.

    OdpowiedzUsuń