niedziela, 14 października 2012

Rozdział 25

Witajcie kochani :)  Ten rozdział dodaję szybko, bo znalazłam chwilkę czasu aby go przepisać. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobał.
Pytania, opinie i przemyślenia zostawcie w komentarzach :)

___________________________________________________________________________________________






Hermiona cieszyła się, kiedy po pierwszej lekcji teleportacji, Draco wyszedł  szybko z Wielkiej Sali, nie zwracając na nią uwagi. Nie zdążyła jednak nawet odetchnąć z ulgą, bo chwilę po tym jak sama opuściła pomieszczenie podszedł do niej inny Ślizgon. Był to wysoki, ciemnoskóry chłopak z oczami koloru gorzkiej czekolady. Blaise Zabini.

Na jego ustach błąkał się cień uśmiechu, ale Hermiona nie mogła stwierdzić, czy był to szyderczy uśmieszek czy nieśmiały, szczery uśmiech.
- Czego chcesz? - warknęła, ale nie mogła powstrzymać nuty ciekawości w głosie.
- Nie denerwuj się tak - odpowiedział jej chłopak, który, jak Hermiona zauważyła, kiedy nie wyrzucał z siebie przezwisk, miał całkiem miły głos. Lekko zachrypnięty i ciepły. Nie zapomniała jednak co zrobił po przyjęciu Bożonarodzeniowym, więc zapominając o miłym tonie jego głosu, zacisnęła zęby. - Chciałem cię tylko o coś zapytać.
- Jasne. - Dziewczyna pozostawała czujna. Nie dała się zwieść jego uprzejmości i uśmiechowi wymalowanemu na twarzy. Już raz się w ten sposób nabrała.
Zabini zawahał się chwilę, widząc jej wrogie spojrzenie.
- Czy wiesz może coś o następnym spotkaniu u Ślimaka? Od wieków nie dostałem żadnego zaproszenia... - powiedział jakby rozczarowany.
Tak, tak. Tak jakbyś był wielkim fanem tych spotkań, warknęła w myślach dziewczyna.
- Zaczynałem się bać, że...
- Nie. Nic nie wiem. A teraz wybacz, muszę iść. - przerwała mu, odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem odeszła w stronę schodów.
Blaise patrzył za nią chwilę, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Nie będzie łatwo, pomyślał i powolnym krokiem ruszył  na błonia, gdzie miał spotkać się z Draco. Jego usta nadal wygięte były w usmiechu.


*  *  *


Draco przechadzał się po błotnistych błoniach z nadzieją, że szybko w nich ugrzęźnie, a potem da się w nie wciągnąć niczym w ruchome piaski. Na próżno. 
Tuż po pierwszej lekcji teleportacji, która swoją drogą okazała się być kompletnym niewypałem, czekał na Zibiniego. Stał na deszczu juz parę dobrych minut i powoli zaczynał się niecierpliwić. Blaise nigdy się nie spóźniał. Nigdy. 
I kiedy Draco chciał już zawrócić do zamku i zacząć go szukać, usłyszał odgłos butów na mokrej ziemi.
chlup, chlup, chlup. Krok, krok, krok.
- Gdzie byłeś? - spytał, kiedy tylko brunet zatrzymał się koło niego.
- Musiałem... coś załatwić. - Blaise wydawał się być nieco rozproszony. Draco od razu zorientował się, że coś kręci.
- Znów obracałeś jakąś, głupią, naiwną dziewicę? 
- Jeśli Granger jest głupia, to tak. - odparł Blaise z głupkowatym uśmiechem na ustach, którego w tym momencie Draco nie mógł znieść.
- Byłeś z Granger? - chłopak ledwo powstrzymał się od rzucenia klątwy na przyjaciela.Ten jednak po tonie jego głosu, wywnioskował, że Draco jest...
- Zazdrosny? 
- Pogrzało cię? Tylko pytam.
Nastąpiła chwila ciszy, w której Ślizgoni siłowali się na spojrzenia. Draco odwrócił wzrok pierwszy, kręcąc głową.
- Ty naprawdę jesteś o nią zazdrosny! - krzyknął Blaise po czym wybuchnął śmiechem.
- Mógłbyś się zamknąć? Straszysz zwierzęta. - burknął Draco, nie kryjąc swojej złości.
Zastanowił się chwilę, czy to co czuł kiedy widział Granger z McLaggenem, czy kiedy wyobrażał sobie ją i Zabiniego, to zazdrość.
To śmieszne, pomyślał, zaciskając pięści.
- Dobra, dobra. - Blaise opanował śmiech, ale nie przestał wrednie się uśmiechać. Tak jakby cała ta sytuacja sprawiała mu wielką satysfakcję. - Ładnie pojechałeś, jak widzę, ładnie... Nie dość, że szlama cię olała, to ty masz coś do niej!
- Jesteś niepoważny, Blaise. - Draco wciąż był zły. Na dodatek nie wiedział jak wybrnąć z tej sytuacji.
- A może po prostu nie chcesz się pogodzić z faktem,że cię odstawiła? W końcu byłby to... - udał, że się zastanawia - Pierwszy taki przypadek w twojej karierze łamacza serc.
- Może. - powiedział blondyn.
Łamacza serc? Jak zaraz nie zamkniesz jadaczki, to będę Łamaczem Kręgosłupów, warknął w myślach.
- Dobra, słuchaj. Masz... miesiąc.
- A niby na co? - Chłopak był całkowicie zbity z tropu.
- Na ponowne omotanie, uwiedzenie, wyrwanie, rozkochanie w sobie, niepotrzebne skreślić, Granger. Jak ci się nie uda, ja ją przejmuję.
- A czy ona wygląda jak Kafel, żeby ją przejmować? - Draco zacisnął zęby. Krew zaczęła buzować w jego żyłach, więc odetchnął spokojnie, starając się uspokoić.
Za chwilę go zleję. Jak nic. Przysięgam. Co on sobie do najjaśnieszej cholery wyobraża?
Blaise przez chwilę zastanawiał się chyba, czy Draco nie dostał przypadkiem jakimś zaklęciem zmieniającym osobowość, bo mierzył go wzrokiem od stóp do głów, kręcąc głową. W końcu jednak wzniósł oczy do nieba i zaczął inny temat.
- Wymyśliłeś coś? Na temat Sam-Wiesz-Czego?
To pytanie kompletnie zdziwiło blondyna.
- Tak... coś tam wymyśliłem. - mruknął w odpowiedzi. Nie bardzo miał ochotę zagłębiać się w ten temat.
Od kilku dni pracował nad tym, jak inaczej zabić Dumbledore'a, niestety z marnym skutkiem. Po ostatnim niewypale, do reszty stracił nadzieję, że mu się powiedzie. Zresztą, gdy tylko się za to zabierał, jego myśli wracały do pamiętnego dyżuru, kiedy Granger zrobiła mu scenę. Słowa, które wtedy wykrzykiwała odbijały się echem w jego głowie.
"A nie może ktoś inny? Bellatrix? Yaxley? Dołohow, ktokolwiek?"
No niestety, pomyślał Draco z goryczą. Nie może.
Po słowach dziewczyny, Draco wiele razy zastanawiał się, czy nie powiedzieć Dumbledore'owi o tym wszystkim, ale za każdym razem kiedy już chciał iść do jego gabinetu, wyobrażał sobie reakcję Voldemorta i od razu sobie odpuszczał. Przecież ten wariat pozabijał by wszystkich w zasięgu swojego wzroku.
Co z tego, że Draco nie chciał być Śmierciożercą, skoro musiał? Takie od samego początku było jego przeznaczenie. Już w chwili, w której został poczęty, wiadome było, że kiedyś będzie służył Czarnemu Panu.
I kiedyś, kiedy jeszcze był młodszy, wydawało mu się, że to będzie najlepsza rzecz w jego życiu. Właściwie sądził tak jeszcze na początku tego roku. Tortury, mordy, władza... wszystko to, wydawało się być wtedy takie niesamowite. Zgłębianie czarnej magii z najsilniejszym czarodzieje świata...
A potem pojawiły się wątpliwości. Najpierw małe, które łatwo było zagłuszyć wizją mocy jaką mógł osiągnąć. Tak naprawdę dopiero później dotarło do niego, że to wszystko nie ma najmniejszego sensu. Draco nie chciał skończyć jak jego ojciec. Nie chciał być ubezwłasnowolnionym wrakiem człowieka, posłusznym swojemu panu jak pies. A może... może już taki był...?
- Myślisz o Granger, że tak dleciałeś? - Zabini przerwał jego rozważania. Blondyn ocknął się i zmarszczył brwi.
- Myślałem, że skończyliśmy ten brudny temat. - warknął i zgromił przyjaciela wzrokiem.
- Doobra. Tylko uprzedzam, że jak się zakochasz, albo wpakujesz sie przez nią w jakieś inne paskudztwo, to nie przyłaź do mnie. - ostrzegł.
- Jasne - parsknął Draco, całkiem szczerze. Tego by mu jeszcze brakowało - żeby się w niej zakochał.
Tym słowem, zakończył temat Hermiony i kiedy chłopcy wracali do zamku, całą ich uwagę pochłonęła nieszczęsna lekcja teleportacji i wyśmiewanie ich nowego instruktora.



* * *


Minęło kilka dni i pogoda zaczęła nieznacznie się poprawiać. Co jakiś czas zza chmur wychodziło blade Słońce. W zasadzie nikogo to specjalnie nie dziwiło. Uczniowie wątpili, by temperatura na dworze osiągnęła jeszcze kiedyś dwadzieścia stopni. Odkąd dementorzy zaczęli się mnożyć - wszyscy zachodzili w głowę, jak to właściwie robili - trudno było o promyk Słońca.
Na Obronie Przed Czarną Magią, przerabiali właśnie zaklęcie Patronusa. Snape twierdził, że to bardzo trudne zaklęcie i trzeba wiele czasu aby je opanować, ale członkowie Gwardii Dumbledore'a bez problemu wyczarowywali patronusy już za pierwszym razem.
Profesor widząc ich działania, udawał, że nie robią na nim żadnego wrażenia, ale oczywiście nie omieszkał ich skomentować.
- Jak widzę, łamanie szkolnego regulaminu przyniosło efekty. - zakpił - Mierne. 
A potem obszedł klas dookoła.
- Wredny, stary nietoperz - szepnął Ron, kiedy Snape był odpowiednio daleko od niego. Hermiona, która juz zapomniała, że Harry, Ron i Ginny chcieli okraść nauczyciela, aby wyciągnąć informacje od Malfoy'a na jaj temat, stała razem z nimi w kącie klasy i rozmawiała szeptem.
Wyczarowana przez nią srebrzysta wydra krążyła wokół niej, uciekając przed terierem Rona.
- Wymyśliłeś coś? - szepnęła do Harry'ego.
- Nie. Sama widziałaś jak Slughorn mnie teraz traktuje. - westchnął brunet - Jak powietrze.
- Gadałeś z Dumbledorem? - wtrącił Ron, próbując odpędzić swojego patronusa od Hermiony.
- Nie. Powiedział, że spotkamy się dopiero, kiedy zdobędę wspomnienie.
- Dlaczego to takie ważne? Przecież wiemy, że Riddle chciał się dowiedzieć czym są horksruksy, tak? Dumbledore na pewno to wie, więc dlaczego ci nie powie? Gdyby to zrobił, wszystko byłoby jasne. - prychnął rudzielec.
- Może sam tego nie wie. A może w tym wspomnieniu było coś jeszcze. - podsunęła Hermiona, jednocześnie unosząc różdżkę wyżej, aby wyeksponować swojego patronusa, ponieważ Snape właśnie ich mijał.
- Dumbledore? On wie wszy...
Niestety, jego wypowiedź przerwał okrzyk Pansy Parkinson. Wszyscy zwrócili głowy w jej stronę.
Dziewczyna stała obok Malfoy'a i z dłońmi przyłożonymi do ust wpatrywała się w dużego, srebrnego kruka, który wydobywał się z różdżki chłopaka. Draco jednak nie wyglądał na ucieszonego jej reakcją, wręcz przeciwnie, odsunął się od niej z lekko zszokowaną miną.
- No, no, panie Malfoy. Dwadzieścia punktów dla Slytherinu, za wyczarowanie tego patronusa. - powiedział Snape, po czym rzucił Harry'emu spojrzenie pełne satysfakcji i samozadowolenia. Ron cały aż zadygotał.
- Jak ja go nienawidzę! - krzyknął, kiedy wychodzili z sali - Przyznał każdemu Ślizgonowi, który wyczarował patronusa po dziesięć punktów! A nam? Pięć ogólnie! Co za... - rzucił wiązankę przekleństw tak wyszukanych, że kilku pierwszoroczniaków odskoczyło od niego w przerażeniu. 
- Ciesz się, że w ogóle. - mruknęła Hermiona.
- Gdyby tego nie zrobił, sam bym się tym zajął. Jestem prefektem, mogę dodawać i odejmować punkty - powiedział Ron z miną ważniaka, po czym nagle się rozweselił. - Harry, kto prócz nas wyczarował dziś jeszcze patronusa?
- Więc... My, Neville, Seamus, Dean, Parvati i ... tak, to chyba wszyscy. Dlaczego pytasz?
- W takim razie... Przyznaję Gryffindorowi - pomnożył w pamięci dwadzieścia razy siedem - Dwieście dziesięć punktów za wyczarowanie siedmiu perfekcyjnych patronusów na Obronie Przed Czarną Magią.
- Ron! Tak nie można! - zdenerwowała się Hermiona, ale nie mogła już nic zrobić. Dokładnie dwieście dziesięć rubinów ułożyło się na dnie wielkiej klepsydry stojącej w rogu Wielkiej Sali, do której własnie weszli. - Nie możemy tak robić! - krzyknęła oburzona. Wyglądała tak, jakby miała zaraz rzucić na przyjaciela jakąś straszną klątwę.
- Och, wyluzuj, Hermiono. Na koniec roku, cały Gryffindor będzie mi wdzięczny. - odparł ze spokojem, po czym usiadł przy stole, gdzie czekały na niego gorące skrzydełka kurczaka.


* * *


- Nie. Jestem. Głodny. - po raz kolejny powtórzył Draco. 
Siedział przy stole Ślizgonów i próbował sprawić, żeby Pansy się od niego odwaliła.
- Dobra - dziewczyna dała za wygraną. - Powiedz lepiej, jak udało ci się wyczarować tego patronusa, czy jak mu tam.
- Nie wiem - skłamał chłopak. 
Był wściekły na siebie. Wolał, żeby wcale mu się to nie udało. Gdyby wiedział, że zrobił to dzięki niej... 
Snape kazał im się skupić na ich najszczęśliwszym wspomnieniu, więc Draco to zrobił. Pomyślał o swoim pierwszym locie na miotle, ale nic się nie wydarzyło. Zmienił więc wspomnienie na to z pierwszego roku, kiedy dowiedział się, że Slytherin wygrał Puchar Domów. Znów nic. I wtedy, wrócił myślami do chwili, kiedy pocałował Granger. Do uczucia, jakie mu wtedy towarzyszyło. Właśnie wtedy z jego różdżki wystrzelił srebrny kruk.
Draco pluł sobie w brodę, że po postu się nie poddał po pierwszej nieudanej próbie. Że nie olał tego głupiego ćwiczenia i nie zajął się czymś pożytecznym  i przydatnym. Ale nie. Bo przecież Draco Malfoy musi być najlepszy. 
Rozdrażniony chłopak cisnął widelcem w swoje spaghetti.
Ta przeklęta dziewczyna nie dawała mu spokoju. Powoli zaczynał mieć już tego dość, szczególnie, że miał o wiele ważniejsze sprawy na głowie.
Ale kiedy ostatnio spotkali się pod biblioteką... tak niewiele brakowało by znów ją pocałował... A przecież nie mógł. Nie chciał. 
A może jednak?
Draco sam nie był już pewien czego chciał a czego nie. Czy chciał zobaczyć się z Granger, czy miała spadać na drzewo? Chciał iść do starego Dropsa, czy dalej robić swoje? Myśleć o Gryfonce, czy nie myśleć?
Oszaleć można, wściekał się w duchu. Cieszył go jedynie fakt, że Zabini i Pansy nie wiedzieli co się z nim działo. Gdyby wiedzieli to... No właśnie, co? Parkinson na pewno od razu poleciałaby do Alicji, nie myśląc nawet o tym, jak traktowało się kiedyś posłańców, którzy przynosili złe wieści. Blaise? Sam mówił, żeby do niego nie przychodzić, więc zapewne by to olał. I Draco zostałby sam, nie mając pojęcia co się z nim dzieje.
To ciągłe rozdrażnienie... To, że był jeszcze bardziej wredny, a przy tym nieobecny duchem. Wciąż myślał tylko o Granger, nawet jego misja dla Czarnego Pana, Który Tak Naprawdę Jest Biały, zeszło na dalszy plan.
W każdej chwili, Draco zastanawiał się, jak czuje się Granger. Jak znosi jego odzywki i czy przejmuje się tym, że ich stosunki wyglądają tak a nie inaczej. Przecież nie miała pojęcia, że Draco tak naprawdę robił to dla niej. Czy zastanawiała się, jak on się z tym wszystkim czuje i co u niego?
Pewnie nie...
Zrezygnowany, Draco rzucił, że idzie do dormitorium, po czym udał się do Pokoju Życzeń.
Stanął przed Szafką Zniknięć, tak jak to robił od początku roku i wyciągnął różdżkę. Przypominając sobie instrukcje Borgina, zaczął mamrotać pod nosem zaklęcia, które miały naprawić mebel. To była jego ostatnia szansa. Jeśli wkrótce się nie uda, zginie on, jego matka i jego przeklęty ojciec, który go w to wpakował.
Chłopak zrobił głęboki wdech i otworzył drzwiczki. Włożył do środka jabłko, które zabrał z Wielkiej Sali i skupił się.
- Harmonia Nectre Passus. - wyszeptał
Z niepokojem otworzył szafkę, ale jabłko wciąż było na swoim miejscu.
Dlaczego to cholerstwo nie chce się naprawić?!, przeklinał w myślach.
Jak widać, czekało go jeszcze sporo pracy... A czas zdawał się pędzić jak szalony.





~Death Eater



4 komentarze:

  1. cieszę się,że pojawił się nowy rozdział:)
    nawet nie masz pojęcia jak wciągnęło mnie to
    opowiadanie. Każdy kolejny rozdział czytam z zapartym tchem. Mam nadzieję,że Draco porozmawia szczerze z Hermioną i pogodzą się.
    Już nie mogę doczekać się następnej notki.
    Pozdrawiam.
    Arianna

    OdpowiedzUsuń
  2. Znakomicie piszesz! Masz fantastyczny styl, a do tego Twoje notki są długie i cholernie wciągają. Liczę, że Hermiona i Draco wszystko sobie wyjaśnią. Smok już czuje coś do Granger, ale duma nie pozwala mu tego wypowiedzieć na głos. Usilnie to zagłusza, chociaż to kwestia czasu. Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do mnie: urok-wroga.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. cudowny rozdział! czekam z niecierpliwością na to aż Draco porozmawia
    z Hermioną i pogodzą się. Czekam na kontunuacje.



    Lu

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak by to moja koleżanka powiedziała: Bezczelna :) Pardon. Przeczytałam rozdział, ale nie skomentowałam. Akcja z patronusem była naprawdę świetna. Oj, coś czuję, że wkrótce coś się między tą dwójką coś zmieni.

    OdpowiedzUsuń