Mały poślizg, sorrrki. Już jest.
_________________________________________________________________________
- Co .. Ty.. Tu... Ginny! - Hermiona była wsciekła.
Kiedy weszła do pokoju, nie sądziła, zobaczy Ginny i Draco, śmiejących się w najlepsze.
- Myślę, że powinniście pogadać - Ginny uśmiechnęła się i mrugnęła do Draco.
Wyszła z pokoju nim ktokolwiek zdążył się odezwać.
- Wynoś się stąd - powiedziała Hermiona.
Draco spojrzał na nią.
- Nie. Najpierw musimy pogadać.
- Nie! Nie chcę z tobą gadać! Wynoś się!
- Granger, daj mi powiedzieć...
- Nie! Daj mi spokój! - wrzasnęła tak, że Draco myślał, że popękały mu bębenki w uszach.
- Rany! Dlaczego z tobą nie da się normalnie porozmawiać, bo zawsze zaczynasz wrzeszczeć jak opętana? - zdenerwował się.
- Bo nie chcę mieć z tobą nic do czynienia! Rozumiesz?! Nie chcę z tobą rozmawiać, widzieć cie, słuchać cię, całować...
- Całować? - wtrącił jej się - Wciąż o tym myslisz? - spytał z nadzieją.
Hermiona jednak jej niedosłyszała. Była tylko zła, że o tym wspomniała. Już lepiej by było, jakby nie mówiła nic.
- Nie. Nie myślę. Boje się, że zwymiotuje. - warknęła.
- No, chyba, że tak. W takim razie wymiotuj - podszedł do niej z zamiarem pocałowania jej, ale go odepchnęła. W oczach znowu miała łzy.
Draco miał powoli dość tej farsy.
- Nie uciekniesz od tego - powiedział
- Od niczego nie uciekam. No, może od ciebie. Nie chcę za długo przy tobie stać, bo utopisz się w szlamie.
- Może chcę się w nim utopić?
- Nie sądze.
Po jej glosie Draco poznał, że nie ma tu czego szukać.
- Okej. Jak chcesz. - wyminął ja i wyszedł z pokoju.
Kiedy weszła do pokoju, nie sądziła, zobaczy Ginny i Draco, śmiejących się w najlepsze.
- Myślę, że powinniście pogadać - Ginny uśmiechnęła się i mrugnęła do Draco.
Wyszła z pokoju nim ktokolwiek zdążył się odezwać.
- Wynoś się stąd - powiedziała Hermiona.
Draco spojrzał na nią.
- Nie. Najpierw musimy pogadać.
- Nie! Nie chcę z tobą gadać! Wynoś się!
- Granger, daj mi powiedzieć...
- Nie! Daj mi spokój! - wrzasnęła tak, że Draco myślał, że popękały mu bębenki w uszach.
- Rany! Dlaczego z tobą nie da się normalnie porozmawiać, bo zawsze zaczynasz wrzeszczeć jak opętana? - zdenerwował się.
- Bo nie chcę mieć z tobą nic do czynienia! Rozumiesz?! Nie chcę z tobą rozmawiać, widzieć cie, słuchać cię, całować...
- Całować? - wtrącił jej się - Wciąż o tym myslisz? - spytał z nadzieją.
Hermiona jednak jej niedosłyszała. Była tylko zła, że o tym wspomniała. Już lepiej by było, jakby nie mówiła nic.
- Nie. Nie myślę. Boje się, że zwymiotuje. - warknęła.
- No, chyba, że tak. W takim razie wymiotuj - podszedł do niej z zamiarem pocałowania jej, ale go odepchnęła. W oczach znowu miała łzy.
Draco miał powoli dość tej farsy.
- Nie uciekniesz od tego - powiedział
- Od niczego nie uciekam. No, może od ciebie. Nie chcę za długo przy tobie stać, bo utopisz się w szlamie.
- Może chcę się w nim utopić?
- Nie sądze.
Po jej glosie Draco poznał, że nie ma tu czego szukać.
- Okej. Jak chcesz. - wyminął ja i wyszedł z pokoju.
* * *
Ktoś kiedyś powiedział, że łzy to słowa, których usta nie potrafią wyrazić.
Właśnie teraz, Hermiona zaczęła się zastanawiać czy nie jest niema.
Łzy spływały po jej policzkach niczym słony wodospad, moczyły szyję, bluzkę i dłonie, którymi je ocierała.
Każda z nich była wyrazem bólu, zawodu, rozczarowania i smutku.
Każda z nich, razem i osobno, odciskały piętno na jej sercu, zdawały się wypalać dziury w jej twarzy...
Ale nie mogła ich powstrzymać. Kiedy tylko starła kilka, zaraz pojawiały się nowe i tak w kolko.
Bezskutecznie starała się ukoić swoje zszargane nerwy, duszę.
Leżała na swoim łóżku z zaciągniętymi zasłonami w sypialni.
Dlaczego on tu przyszedł, pomyślała.
Nie może zostawić mnie w końcu w spokoju? Nie nadążała nad jego ciągłymi zmianami nastrojów. Raz tak, raz siak a raz jeszcze inaczej.
Z bólem serca wspominała wszystkie te cudowne chwile jakie z nim spędziła, te wszystkie, kiedy się przed nią otwierał i pokazywał jej Draco, którego nie zna nikt. Draco zaintrygowanego jej mugolskim życiem... Odnoszącego się do niej w normalny sposób. Słuchającego jej głosu. Zagubionego. Niesamowitego.
Tak bardzo chciała cofnąć się do ich pierwszych tegorocznych rozmów, chciała przeżyć to jeszcze raz...
Ale coś w niej pchało ja uparcie ku rzeczywistości. Domagało się jej uwagi, zainteresowania.
Tym czymś było jego dzisiejsze zachowanie.
Chciał z nią przecież porozmawiać. Dostał się do pokoju wspólnego Gryffindoru i chciał z nią porozmawiać. Z jego tonu wnioskowała, że chciał to zrobić po ludzku.
Wiec dlaczego mu na to nie pozwoliła?
Odpowiedz pojawiła się w jej głowie niemal od razu.
Chcę pobawić się jej uczuciami. To kolejny jego plan. Kolejny pomysł, jak ja ośmieszyć i zranić.
Ale kto tu teraz kogo rani?
On ją, czy ona sama siebie?
Nie dając mu żadnej szansy na wytłumaczenie czegokolwiek, myślała, że unika najgorszego.
A co jeśli chciał ja przeprosić? Wytłumaczyć swoje zachowanie? Wrócić do tego co było?
- Boże - szepnęła zrezygnowana - Uwolnij mnie od niego...
- Miona?
To Ginny właśnie rozsunęła kotary jej łóżka.
Widząc jej zapłakana twarz, zdenerwowała się.
- Wstawaj!
- Zostaw mnie.. - jęknęła Hermiona, ale to nic nie dało.
Ginny złapała ją za rękę i siłą wyciągnęła z łóżka.
- Koniec tego mazgajenia się! - powiedziała - mam ci coś do powiedzenia.
Hermiona otarła łzy i spojrzała z wyrzutem na swoja przyjaciółkę.
- Wiesz dobrze, że Draco tu był, zanim przyszłaś
- Tak.
- Rozmawiałam z nim. I jest parę rzeczy, o których powinnaś wiedzieć. Wiec zacznijmy od tego, że jemu na tobie zależy.
- Co? - zdziwiła się Hermiona
- Szczerze? Też trudno mi w to uwierzyć, ale wychodzi na to, że to prawda. Przyznał się.
- Ale...
- Cicho - Ginny zgromiła ją wzrokiem - z tego co mówił, wszystko między wami ee... Wygląda tak jak wygląda, bo jest ktoś... - dziewczyna zamilkła na chwila i przygryzła wargę - komu się to nie podoba.
- To chyba oczywiste, że jego rodzice nie byliby w stanie zaakceptować, że ich synalek...
- Nie. Prze. Rywaj. Ten ktoś chcę cie zabić.
Hermiona otworzyla usta że zdziwienia
- I to nie są jego starzy. Chodzi o kogoś innego... Nie wiem o kogo, ale skoro Malfoy wziął te groźby na poważnie, to nie jest to byle kto. I właśnie dlatego zachowuje się jak kompletny kretyn. - dokończyła.
- Nic... Nic nie rozumiem... Zabić... Mnie? - Hermiona była wstrząśnięta.
- Komuś nie podobały się wasze stosunki i pewnie zagroził, że jeśli to się nie zmieni, to wiesz... Avada Kedavra. - ruda skwasiła się.
- I niby on to robi, żeby mnie chronić? - prychnęła brunetka - W życiu nie słyszałam większej głupoty.
- Dalabyś spokój! - zezłościła się Ginny - Ja tutaj bronię Malfoy'a, choć normalnie byłabym pierwszą osobą, aby go wykopać, a ty uważasz, że to bzdury. Wiesz, że nie jestem łatwowierna. Po prostu coś takiego było w jego głosie.. Spojrzeniu. - wzruszyła ramionami.
Hermiona sama nie wiedziała co myśleć. To wszystko było zbyt pokręcone. Z jednej strony, Draco był zdolny sprzedać Ginny taką bajkę, ale z drugiej, już raz przyjaciółka stanęła po jego stronie i ... No miała rację.
- Okej. Wierzę ci. Ale co z tego?
- Co z tego? Hermiono! Czy ty mnie w ogóle słuchałaś? Jemu na tobie zależy!
- Jakoś trudno...
- Po prostu daj mu jeszcze jedną szansę, okej? To szalone, ale wydaje mi się, że on naprawdę się zmienił. - ruda zachichotała. - Może nie kompletnie, ale nie jest już tak zbaraniały jak kiedyś.
- Nie sadze, aby coś z tego było. Wywaliłam go stąd...
- Wiem. - zaśmiała się Ginny - Wypadł z pokoju jak burza, prawie zabił przy tym Colina Creveey'a.
- Bardzo śmieszne. Już za późno.
- Nie byłabym tego taka pewna. Po prostu obiecaj, że następnym razem z nim pogadasz, okej?
- Jasne. Porozmawiam. Jeśli jeszcze będzie chciał.
Właśnie teraz, Hermiona zaczęła się zastanawiać czy nie jest niema.
Łzy spływały po jej policzkach niczym słony wodospad, moczyły szyję, bluzkę i dłonie, którymi je ocierała.
Każda z nich była wyrazem bólu, zawodu, rozczarowania i smutku.
Każda z nich, razem i osobno, odciskały piętno na jej sercu, zdawały się wypalać dziury w jej twarzy...
Ale nie mogła ich powstrzymać. Kiedy tylko starła kilka, zaraz pojawiały się nowe i tak w kolko.
Bezskutecznie starała się ukoić swoje zszargane nerwy, duszę.
Leżała na swoim łóżku z zaciągniętymi zasłonami w sypialni.
Dlaczego on tu przyszedł, pomyślała.
Nie może zostawić mnie w końcu w spokoju? Nie nadążała nad jego ciągłymi zmianami nastrojów. Raz tak, raz siak a raz jeszcze inaczej.
Z bólem serca wspominała wszystkie te cudowne chwile jakie z nim spędziła, te wszystkie, kiedy się przed nią otwierał i pokazywał jej Draco, którego nie zna nikt. Draco zaintrygowanego jej mugolskim życiem... Odnoszącego się do niej w normalny sposób. Słuchającego jej głosu. Zagubionego. Niesamowitego.
Tak bardzo chciała cofnąć się do ich pierwszych tegorocznych rozmów, chciała przeżyć to jeszcze raz...
Ale coś w niej pchało ja uparcie ku rzeczywistości. Domagało się jej uwagi, zainteresowania.
Tym czymś było jego dzisiejsze zachowanie.
Chciał z nią przecież porozmawiać. Dostał się do pokoju wspólnego Gryffindoru i chciał z nią porozmawiać. Z jego tonu wnioskowała, że chciał to zrobić po ludzku.
Wiec dlaczego mu na to nie pozwoliła?
Odpowiedz pojawiła się w jej głowie niemal od razu.
Chcę pobawić się jej uczuciami. To kolejny jego plan. Kolejny pomysł, jak ja ośmieszyć i zranić.
Ale kto tu teraz kogo rani?
On ją, czy ona sama siebie?
Nie dając mu żadnej szansy na wytłumaczenie czegokolwiek, myślała, że unika najgorszego.
A co jeśli chciał ja przeprosić? Wytłumaczyć swoje zachowanie? Wrócić do tego co było?
- Boże - szepnęła zrezygnowana - Uwolnij mnie od niego...
- Miona?
To Ginny właśnie rozsunęła kotary jej łóżka.
Widząc jej zapłakana twarz, zdenerwowała się.
- Wstawaj!
- Zostaw mnie.. - jęknęła Hermiona, ale to nic nie dało.
Ginny złapała ją za rękę i siłą wyciągnęła z łóżka.
- Koniec tego mazgajenia się! - powiedziała - mam ci coś do powiedzenia.
Hermiona otarła łzy i spojrzała z wyrzutem na swoja przyjaciółkę.
- Wiesz dobrze, że Draco tu był, zanim przyszłaś
- Tak.
- Rozmawiałam z nim. I jest parę rzeczy, o których powinnaś wiedzieć. Wiec zacznijmy od tego, że jemu na tobie zależy.
- Co? - zdziwiła się Hermiona
- Szczerze? Też trudno mi w to uwierzyć, ale wychodzi na to, że to prawda. Przyznał się.
- Ale...
- Cicho - Ginny zgromiła ją wzrokiem - z tego co mówił, wszystko między wami ee... Wygląda tak jak wygląda, bo jest ktoś... - dziewczyna zamilkła na chwila i przygryzła wargę - komu się to nie podoba.
- To chyba oczywiste, że jego rodzice nie byliby w stanie zaakceptować, że ich synalek...
- Nie. Prze. Rywaj. Ten ktoś chcę cie zabić.
Hermiona otworzyla usta że zdziwienia
- I to nie są jego starzy. Chodzi o kogoś innego... Nie wiem o kogo, ale skoro Malfoy wziął te groźby na poważnie, to nie jest to byle kto. I właśnie dlatego zachowuje się jak kompletny kretyn. - dokończyła.
- Nic... Nic nie rozumiem... Zabić... Mnie? - Hermiona była wstrząśnięta.
- Komuś nie podobały się wasze stosunki i pewnie zagroził, że jeśli to się nie zmieni, to wiesz... Avada Kedavra. - ruda skwasiła się.
- I niby on to robi, żeby mnie chronić? - prychnęła brunetka - W życiu nie słyszałam większej głupoty.
- Dalabyś spokój! - zezłościła się Ginny - Ja tutaj bronię Malfoy'a, choć normalnie byłabym pierwszą osobą, aby go wykopać, a ty uważasz, że to bzdury. Wiesz, że nie jestem łatwowierna. Po prostu coś takiego było w jego głosie.. Spojrzeniu. - wzruszyła ramionami.
Hermiona sama nie wiedziała co myśleć. To wszystko było zbyt pokręcone. Z jednej strony, Draco był zdolny sprzedać Ginny taką bajkę, ale z drugiej, już raz przyjaciółka stanęła po jego stronie i ... No miała rację.
- Okej. Wierzę ci. Ale co z tego?
- Co z tego? Hermiono! Czy ty mnie w ogóle słuchałaś? Jemu na tobie zależy!
- Jakoś trudno...
- Po prostu daj mu jeszcze jedną szansę, okej? To szalone, ale wydaje mi się, że on naprawdę się zmienił. - ruda zachichotała. - Może nie kompletnie, ale nie jest już tak zbaraniały jak kiedyś.
- Nie sadze, aby coś z tego było. Wywaliłam go stąd...
- Wiem. - zaśmiała się Ginny - Wypadł z pokoju jak burza, prawie zabił przy tym Colina Creveey'a.
- Bardzo śmieszne. Już za późno.
- Nie byłabym tego taka pewna. Po prostu obiecaj, że następnym razem z nim pogadasz, okej?
- Jasne. Porozmawiam. Jeśli jeszcze będzie chciał.
***
Po nieszczesnej rozmowie z Granger, Draco postanowil dac sobie spokoj z wyjasnianiem jej co się dzieje.
Mimo, że męczyło go ciągle patrzenie na nią z daleka. Mimo, że miał dość słuchania jej śmiechu, kiedy sam nawet nie pomyślał, żeby się uśmiechnąć.
Czasem myślał, że niedługo wykorkuje, jeśli wszystko nadal będzie tak wyglądało. Nie do końca chodziło o Gryfonkę...
Mimo, że męczyło go ciągle patrzenie na nią z daleka. Mimo, że miał dość słuchania jej śmiechu, kiedy sam nawet nie pomyślał, żeby się uśmiechnąć.
Czasem myślał, że niedługo wykorkuje, jeśli wszystko nadal będzie tak wyglądało. Nie do końca chodziło o Gryfonkę...
Duży wpływ na jego samopoczucie miała szafka zniknięć, która uparcie nie chciała dać się naprawić.
Próbował chyba wszystkiego, a w ostateczności napisał list do Borgina - odpowiedz miała przyjść niedługo.
Chodziło też o to, że nie miał z kim porozmawiać i to go męczyło. Blaise'owi nie miał co o tym mówić, on był ślepo oddany ideom Voldemorta, choć jego rodzina nigdy oficjalnie nie przystąpiła do jego kręgów. Gadanie, że Draco zaczyna mieć wątpliwości co do swojego postępowania, na pewno by go nie ucieszyło.
To go kiedyś zgubi, pomyślał Draco drugiego kwietnia w drodze na zielarstwo. Znów przerabiali mandragory. Tym razem obierali i siekali rośliny, które były potrzebne Slughornowi na eliksiry.
Draco uważał, to za stratę czasu - mógłby spędzić te godzinę w Pokoju Życzen, ale nie. Jakieś durne, wrzeszczące stworki były ważniejsze.
W złości cisnął nożem prosto w otwór gębowy rośliny. Zapiszczała przenikliwie i zaczęła wierzgać korzeniami. Przekroił ja na pół i zamilkła.
Na szczęście, lekcja minęła dość szybko i zanim się obejrzał, wracał z całą klasą i profesor Sprout do szkoły. Był zbyt zajęty swoimi myślami, aby dostrzec kilka zakapturzonych postaci napływających z zakazanego lasu. Dopiero krzyki dwóch Krukonek wybudziły go z transu.
Próbował chyba wszystkiego, a w ostateczności napisał list do Borgina - odpowiedz miała przyjść niedługo.
Chodziło też o to, że nie miał z kim porozmawiać i to go męczyło. Blaise'owi nie miał co o tym mówić, on był ślepo oddany ideom Voldemorta, choć jego rodzina nigdy oficjalnie nie przystąpiła do jego kręgów. Gadanie, że Draco zaczyna mieć wątpliwości co do swojego postępowania, na pewno by go nie ucieszyło.
To go kiedyś zgubi, pomyślał Draco drugiego kwietnia w drodze na zielarstwo. Znów przerabiali mandragory. Tym razem obierali i siekali rośliny, które były potrzebne Slughornowi na eliksiry.
Draco uważał, to za stratę czasu - mógłby spędzić te godzinę w Pokoju Życzen, ale nie. Jakieś durne, wrzeszczące stworki były ważniejsze.
W złości cisnął nożem prosto w otwór gębowy rośliny. Zapiszczała przenikliwie i zaczęła wierzgać korzeniami. Przekroił ja na pół i zamilkła.
Na szczęście, lekcja minęła dość szybko i zanim się obejrzał, wracał z całą klasą i profesor Sprout do szkoły. Był zbyt zajęty swoimi myślami, aby dostrzec kilka zakapturzonych postaci napływających z zakazanego lasu. Dopiero krzyki dwóch Krukonek wybudziły go z transu.