W tym rozdziale uprzedzam, może panowac chaos, ponieważ musiałam prawie cały zmienić ze względów niezgodnych z fabułą. Co wyszło, to wyszło. Miłej lektury i zapraszam do komentowania! Fajnie, że z odcinka na odcinek jest Was więcej <3
___________________________________________________________________________
Godzinę później, Hermiona opuściła Trzy Miotły pod pretekstem załatwienia kilku spraw w pobliskiej księgarni. Ron i Harry nie mieli najmniejszej ochoty towarzyszyć przyjaciółce, bo dobrze wiedzieli, że kiedy wpuści się ją do jakiegokolwiek pomieszczenia z książkami, hipogryfami jej stamtąd nie wyciągną.
Hermiona pomachała chłopakom przez okno i zapinając płaszcz, szybkim krokiem ruszyła wzdłuż głównej ulicy Hosmeade.
To, co powiedziała im o księgarni, było najzwyklejszym w świecie kłamstwem, ale dziewczyna nie była w nastroju na wysłuchiwanie kazań, gdyby powiedziała im, co naprawdę zamierza zrobić. A zamierzała poszukać Draco i wcisnąć mu tą jego kartkę tak głęboko, że...
Nie przesadzaj, Hermiono, pomyślała, kręcąc głową.
Gdy tak szła i rozglądała się dookoła, wszędzie widziała nauczycieli, patrolujących ulice i uliczki, w razie niespodziewanego ataku dementorów. Kiedy spotkała na swej drodze profesor McGonagall, dostała upomnienie, że nie powinna sama włóczyć się w takiej sytuacji, tym bardziej, że tym razem, może nie mieć tyle szczęścia co w Zakazanym Lesie.
Tak, napewno, prychnęła pod nosem dziewczyna, zaglądając przez okno do sklepu z antykami. Wtedy z Malfoy'em w Ciemnym Lesie miała więcej szans na przeżycie niż teraz, w biały dzień w wiosce pełnej czarodziejów.
Nie miała jednak czasu oceniać sensu wypowiedzi McGonagall, bo oto właśnie dostrzegła blond czuprynę w jednej z zecienionych uliczek. Na nieszczęście, Malfoy nie był sam - towarzyszył mu, ostatnio nie od łączny, co bardzo dziwiło Hermionę, skoro Ślizgon zawsze zadawał się z Crebbem i Goylem, Blaise Zabini.
Nie czekając dłużej, dziewczyna prawie pobiegła w ich stronę, wyjmując z płaszcza pomiętą kartkę.
- To chyba twoje, - powiedziała, gdy do niech dotarła. Wcisnęła blondynowi pergamin do ręki patrząc wrogo w jego stalowe oczy - Daj mi w końcu spokój.
Po czym odeszła, nie oglądając się za siebie.
- No, no widzę, że przed nami jeszcze długa droga - zachichotał Blaise patrząc, jak dziewczyna się oddala.
- Mówiłem ci, że to poroniony pomysł. - mruknął Draco, chowając kartkę do kieszeni. - Ona mnie nie znosi.
- Znosi czy nie, ma coś do ciebie.
- Ma. Krzywe nogi jak sra. Od kiedy jesteś takim znawcą w tych sparwach?
- Od zawsze.- Blaise wyszczerzył zęby.
- Jasne - prychnął Draco, kiedy weszli do Trzech Mioteł.
* * *
Mecz Gryfoni przeciwko Puchonom, miał odbyć się dzisiaj, po powrocie uczniów z Hogsmeade.
Harry był lekko poddenerwowany, głównie przez McLagena, który ciągle zachowywał się, jakby był kapitanem drużyny i rozstawiał wszystkich po kątach. Poza tym, chłopak był wściekły na Hermionę za to, że rzuciła go parę dni wcześniej i na wsyztskich nieustannie się wyżywał.
Ron, który nadal przebywał w Skrzydle Szpitalnym, kiedy tylko Harry przychodził go odwiedzić, wypytywał go o Cormaca.
- To kretyn - odpowiedział Harry na kilka minut przed meczem. - Nie znoszę go.
- Nie wiem co tej Hermionie odbiło, żeby się z nim spotykać.
Harry pokiwał głowa, na znak, że się z nim zgadza.
- Widziałeś może Lunę? - spytał Ron zmieniając temat.
- Poszła już na stadion, będzie komentować... i, właściwie, ja tez już lecę. - odprał Harry zrywając się z miejsca.
- Powodzenia! - krzyknął za nim rudy, ale on już go nie słyszał. Biegł na boisko, potrącając po drodze uczniów, którzy na mecz się nie wybierali, bo był dość mocno spóźniony.
Przy końcu korytarza wpadł na kogoś, ale nawet się nie obejrzał, tylko dalej biegł na złamanie karku.
- Uważaj jak leziesz, Potter - warknął potrącony Draco, do pustego juz korytarza.
Prychnął i spokojnym krokiem także ruszył na mecz.
Rozgrywka nie była tak nudna, jak się spodziewał.
PsychoLuna była komentatorem i dostarczała widzom sporo uciechy. Szczególnie wtedy, gdy w połowie meczu Potter dostał od McLaggena tłuczkiem, a ona nie omieszkała skrzyczeć go przed całą szkołą, mówiąc coś o tym, gdzie mu wsadzi róg Krępaka Chromorogiego, czy jakoś tak.
Po raz pierwszy od wielu dni, Draco zapomniał na chwilę o wszystkim i po prostu tarzał się ze śmiechu. to był zdecydowanie najlepszy mecz , jaki widział w życiu.
Dopiero, kiedy Granger wbiegła na boisko do leżącego na ziemi Pottera, cała radość z niego uleciała.
Mimowolnie wyobraził sobie podobną scenę, w której to on był na miejscu Bliznowatego, a Hermiona podbiegała do niego ze łzami w oczach i wzywała pomocy. A potem...
Boże, co za żenada, pomyślał kręcąc głową. Serio stary? Tylko na to cię stać?
- Draco, pobudka. - Blaise po raz któryś wyrwał go z zamyslania, za co tym razem Draco był mu wdzięczny. Takie myśli sprawiały, że robiło mu się słabo - jakim cudem stał sie takim ckliwym kretynem?
- Mhm.. - Blaise uśmiechnłą się szeroko - Ta Lovegood, to naprawdę jest nienormalna. Ale przynajmniej śmieszna. A ten McLaggen? Kompletny idiota, nie dziwię się, że sprałeś mu pysk.
- Nawet mi o nim nie wspominaj. Nadal mam ochotę roztrzaskac mu głowę o podłogę w Wielkiej Sali.
Blaise zaśmiał się głośno kiedy weszli do szkoły.
- Staary - brunet poklepał Draco po plecach - rób co ci się żywnie podoba, całym serce jestem z tobą.
- Z czym? Masz taki organ jak serce?
- Ano. Ty tez podobno nie masz, a tu proszę. Caałe należy do Granger.
Na jego słowa grupka Krukonek spojrzała w ich stronę.
- Głośniej, nie słyszeli cię w Hogsmeade.
- Wyluzuj... chyba chcesz, żeby ona się dowiedziała?
- Szczerze mówiąc, niekoniecznie. A już na pewno nie w taki sposób. Czysta krew - mruknał kiedy dotarli pod Pokój Wspólny Ślizgonów. Przeszli przez próg i usadowli się na fotelach, nie zdjemując nawet kurtek.
- Wię niby jak? - drążył Blaise. Draco zaczynał mieć już dość tej jego wiecznej paplaniny cholernego swata.
- Nijak. Wcale jej nie powiem, - wzruszył ramionami, chcąc zakończyć tą głupią rozmowę. I tak prowadziła do nikąd.
- Proszę cię, stary, nie osłabiaj mnie.
- Czego chcesz? Mało to lasek? Zaraz sobie jakąś znajdę i mi przejdzie. - zezłościł się blondyn. Blaise nigdy nie wiedział kiedy przestać.
- Sam mówiłeś, że nie chcesz innych - wypomniał brunet.
- Zajmij się sobą, dobra? - odwarknął Draco - Accio Ognista.
Boże, co za żenada, pomyślał kręcąc głową. Serio stary? Tylko na to cię stać?
- Draco, pobudka. - Blaise po raz któryś wyrwał go z zamyslania, za co tym razem Draco był mu wdzięczny. Takie myśli sprawiały, że robiło mu się słabo - jakim cudem stał sie takim ckliwym kretynem?
- Mhm.. - Blaise uśmiechnłą się szeroko - Ta Lovegood, to naprawdę jest nienormalna. Ale przynajmniej śmieszna. A ten McLaggen? Kompletny idiota, nie dziwię się, że sprałeś mu pysk.
- Nawet mi o nim nie wspominaj. Nadal mam ochotę roztrzaskac mu głowę o podłogę w Wielkiej Sali.
Blaise zaśmiał się głośno kiedy weszli do szkoły.
- Staary - brunet poklepał Draco po plecach - rób co ci się żywnie podoba, całym serce jestem z tobą.
- Z czym? Masz taki organ jak serce?
- Ano. Ty tez podobno nie masz, a tu proszę. Caałe należy do Granger.
Na jego słowa grupka Krukonek spojrzała w ich stronę.
- Głośniej, nie słyszeli cię w Hogsmeade.
- Wyluzuj... chyba chcesz, żeby ona się dowiedziała?
- Szczerze mówiąc, niekoniecznie. A już na pewno nie w taki sposób. Czysta krew - mruknał kiedy dotarli pod Pokój Wspólny Ślizgonów. Przeszli przez próg i usadowli się na fotelach, nie zdjemując nawet kurtek.
- Wię niby jak? - drążył Blaise. Draco zaczynał mieć już dość tej jego wiecznej paplaniny cholernego swata.
- Nijak. Wcale jej nie powiem, - wzruszył ramionami, chcąc zakończyć tą głupią rozmowę. I tak prowadziła do nikąd.
- Proszę cię, stary, nie osłabiaj mnie.
- Czego chcesz? Mało to lasek? Zaraz sobie jakąś znajdę i mi przejdzie. - zezłościł się blondyn. Blaise nigdy nie wiedział kiedy przestać.
- Sam mówiłeś, że nie chcesz innych - wypomniał brunet.
- Zajmij się sobą, dobra? - odwarknął Draco - Accio Ognista.
* * *
- Jak się czuje Harry? - Ginny wpadła do Skrzydła Szpitalnego. Siedziała tam już Hermiona i oczywiście Ron, którego pani Pomfrey uparcie nie chciała wypuścić. Chłopak uśmiechał się szeroko.
- Cały i zdrowy - powiedział.
I rzeczywiście, Harry leżał obok niego i również się uśmichał.
- Jak tak dalej pójdzie, to będę następną osobą, która tutaj skończy - mruknęła Ginny siadając na krawędzi łóżka swojego chłopaka.
- Nawet tak nie mów! - skarcił ją Harry, ale ona tylko zaśmiała się radośnie.
- Sam widzisz. Najpierw Ron, potem Hermiona, a teraz ty... Ładny mamy bilans w tym roku, nie?
- Taak... Harry zaraz wychodzi, za miesiąc ty tu trafisz... a ja co? Wciąż będę tu tkwił. - marudził Ron
- Panie Weasley, jest pan tu dla swojego własnego dobra! - Pani Pomfrey wynurzyła się ze swojego gabinetu i podeszła do ogromnego regału, na którym stały jakieś bardzo stare książki, zapewne o tematyce medycznej.
, wtedy cierpliwośc pani Pomfrey się skończyła i kazała dziewczynom wracać do swoich dormitoriów.
Następny dzień był równie słoneczny jak poprzedni. Uczniowie znów mogli odweidzić wioskę Hogsmeade.
Draco z samego rana postanowił wybrać się do Trzech Mioteł, aby skontrolować działania Madame Rosmerty, która wciąż była pod działaniem Imperiusa. Krew go zalała, kiedy dowiedział się, że nie może opuścić szkoły samotnie, tylko musi poczekac aż wszystkie klasy wraz z znauczycielami wyruszą do wioski.
Kiedy w końcu tam dotarł, i skontrolował Rosmertę, odetchnął z ulgą.
Wyszedł z gospody i szybkim krokiem ruszył do Zonka, gdzie miał spotkac się z Blaisem.
Nagle poczuł silne szarpnięcie i po chwili znajdował się w ciemnej, pustej uliczce.
- Co ty tu robisz? - spytał, kiedy otrząsnął się z szoku jaki wywołala twarz osoby, która go pociągnęła.
- Przecież mówiłam, że złożę ci wizytę.